Miami Heat po raz kolejny udowodnili swoją wysoką formę i po bardzo ofensywnym spotkaniu pokonali Boston Celtics 115-107. Najlepszym strzelcem gospodarzy był LeBron James, ale wszystkie oczy zwrócone są teraz na pierwszoroczniaka w barwach Heat – Norrisa Cole’a, zdobywcy 20 punktów.
Drużyna | Bilans | I kwarta | II kwarta | III kwarta | IV kwarta | Wynik |
Boston Celtics | 0-2 | 27 | 27 | 29 | 24 | 107 |
Miami Heat | 2-0 | 30 | 39 | 22 | 24 | 115 |
Po praktycznie każdej drużynie widać skutki krótkiego obozu przygotowawczego czego skutkiem była ogromna ilość strat. Boston piłkę stracił 24 razy z czego 7 TO popełnił Rajon Rondo (22 punkty, 12 asyst, 8 zbiórek, 7 strat). Miami grało bardziej rozważnie, ale i oni nie wyrzekli się 20 strat. W drugiej kwarcie zaliczyli 4 straty pod rząd!
Sztuką jest jednak wykorzystywanie strat przeciwnika i zdobywanie po nich punkty. Heat po pierwszej połowie wymusili aż 15 strat Celtics i zdobyli po nich 23 punkty (łącznie 24 straty zamienione na 33 oczka). Cała defensywa Miami była w tym meczu na wysokim poziomie. Heat mieli aż 16 przechwytów, z których Mario Chalmers (4 punkty, 3 asysty) zaliczył ich aż 5. Sam Dwyane Wade (24 punkty, 8 asyst) zablokował 4 rzuty z łącznie 8 bloków Miami w tym meczu.
Miami tylko raz przegrywało w tym meczu i było to przy stanie 2-0 dla Bostonu. Przez pierwsze dwa mecze Heat przegrywali tylko 1 raz i to przez jedynie 14 sekund. Już w pierwszej kwarcie Heat prowadzili ponad 10 punktami po trójkach Mario Chalmersa i Chrisa Bosha (18 punktów, 11 zbiórek), który rozpoczął mecz od airballa, jednak poza nim trafił 8 z 10 rzutów z gry. Heat mieli gorący start, trafili 7 ze swoich pierwszych 8 rzutów, ale trójka Keyon Dooling (18 punktów, 4-6 za 3), Rajon Rondo i Marquis Daniels (9 punktów) szybko odrobiła straty dla Celtics. Druga kwarta to pokaz dominacji w ataku Miami, którzy znowu pozwolili Bostonowi na zdobycie 27 punktów ale sami zdobyli ich aż 39. Zaczęli od serii 12-3, potem oglądaliśmy pojedynek na trójki Ray’a Allena (28 punktów, 4 asysty, 6-8 za 3) i Jamesa Jonesa (9 punktów, 3-3 za 3, nieco ponad 7 minut na parkiecie), którego dwie z rzędu doprowadziły Doca Riversa do wzięcia przerwy na żądanie przy stanie 57-40. 2 trafienia zza łuku Allena, jedno Doolinga i strata została zmniejszona do 10 oczek. LeBron James (26 punktów, 6 zbiórek, 5 asyst) i Dwyane Wade zdobyli do przerwy po 15 punktów, a Miami prowadziło 69-54.
W trzeciej kwarcie Heat dobili do granicy 20 punktów przewagi. Po trójce Rajona Rondo, Heat dostali „kopa” i zdobyli 10 kolejnych oczek bez odpowiedzi. Jednak do końca kwarty dominował Boston który wypunktował Miami 18-6. „Żary” nadal prowadzili po 36 minutach gry 91-83, ale wielkimi krokami zbliżała się czwarta kwarta, która nie raz śniła się po nocach kibicom Heat i spędzała im sen z powiek (dosłownie). Tak jak wszyscy przypuszczali Miami straciło prowadzenie, ale mogliśmy zobaczyć przedstawienie o tytule „Norris Cole”. Pierwszoroczniak z uniwersytetu Cleveland State zdobył 14 ze swoich 20 punktów właśnie w ostatnie 12 minut gry, w tym bezbłędnie trafiał w crunch-time. Ostatnią ćwiartkę Miami rozpoczęło od serii 9-2, z czego 6 z 9 punktów Miami zdobył Cole. W nieco ponad 12 minut ten 23 letni rozgrywający zaskarbił sobie serca kibiców z Florydy. Tak samo chciał zrobić Keyon Dooling z kibicami z Bostonu i był tego bardzo bliski, jeśli nawet nie osiągnął swojego celu. Przy stanie 108-99 dla Miami, Dooling trafił 4 rzuty wolne z rzędu i ważną trójkę na 2 minuty przed końcem, która zmniejszyła deficyt Celtów do tylko 3 oczek. Wtedy końcówkę przejął Norris Cole. Cole, który przepracował lato bardzo pracowicie z LeBronem Jamesem trafił dwa rzuty właśnie po asystach Jamesa, przechwycił piłkę 14 sekund przed końcem i wykorzystał dwa rzuty wolne. Tak więc przedstawia się box-score pochodzącego z Dayton rozgrywającego: 20 punktów, 4 asysty, 4 zbiórki, 3 przechwyty, 8-16 z gry. Imponujące jak na drugi mecz w NBA.
Z kolei w Bostonie szansy na zaprezentowanie siebie nie dostał JaJuan Johnson z Purdue, który był przed draftem przymierzany do Miami. Grający na pozycji silnego skrzydłowego przesiedział cały mecz na ławce. Jego mentor z Bostonu, Kevin Garnett zdobył 12 punktów i miał 5 zbiórek, ale jego ekipa znacznie lepiej sobie radziła kiedy na parkiecie grał nowy nabytek Danny’ego Ainge’a – Brandon Bass (13 punktów, 5 zbiórek, 2 bloki). W Miami nie zadebiutował jeszcze Eddy Curry, ale nie przeszkodziło to „Żarom” w zdobyciu aż 52 punktów w pomalowanym oraz w zdominowaniu desek (38 do 28) W Bostonie ewidentnie brakowało Paula Pierce’a który drugi już mecz musiał przesiedzieć na ławce z powodu kontuzji.
Następnym meczem Miami będzie spotkanie w Charlotte przeciwko miejscowym Bobcats i pojedynek Norris Cole – Kemba Walker, natomiast Boston gościć będzie w Nowym Orleanie, gdzie Eric Gordon i spółka postarają się utrudnić Celtom wygranie ich pierwszego meczu w tym sezonie.
Warto dodać, że te cztery straty pod rząd w drugiej kwarcie były autorstwem Chalmersa. Wszystkie.
„House of highlights” na razie nie zawodzi, widać ciągle drobne kłopoty związane z krótkim pre-season, ale wygląda to naprawdę dobrze. Heat grają efektownie i efektywnie w obronie i ataku, na razie naprawdę nie widzę drużyny która mogłaby się im przeciwstawić. Zobaczymy co będzie po ASW.