Los Angeles Lakers wygrali drugi mecz w sezonie i wydaje się, że ich forma zdecydowanie zwyżkuje. Tym razem, ofiarą podopiecznych Mike’a Browna zostali Knicks.
Drużyna | Bilans | I kwarta | II kwarta | III kwarta | IV kwarta | Wynik |
New York Knicks | 1-2 | 24 | 27 | 21 | 10 | 82 |
Los Angeles Lakers | 2-2 | 31 | 32 | 17 | 19 | 99 |
Po dwóch porażkach w dwóch pierwszych meczach, Lakers zaczynają grać coraz lepiej, a jeśli weźmiemy pod uwagę dość pechową w sumie przegraną z Bulls i nieobecność Andrew Bynuma, wychodzi nam obraz naprawdę nieźle spisującej się drużyny, która przez wielu została zbyt szybko skreślona. Knicks w Staples Center nie mieli nic do powiedzenia. Zabrakło im argumentów zarówno ofensywnych jak i defensywnych, a Mike D’Antoni wygląda jakby nie miał już pomysłu na swoją drużynę.
Goście podjęli walkę tylko na początku pierwszej kwarty, ale kiedy Lakers włączyli piąty bieg i zrobili run 17-2 i wygrali ta część meczu 31-24 i ustawili się już do końca meczu. Gospodarze od pierwszej minuty dominowali w pomalowanym, skąd przez początkowe 12 minut rzucili aż 16 punktów. Bardzo dobrze do zespołu wpasował się Josh McRoberts (10 pkt, 6 zb, 3 prz, 2 blk), który zawsze znajduje się właśnie tam gdzie powinien. Coraz bardziej zaczynam doceniać go jako pełnowartościowego członka Lakers, co muszę przyznać – na początku przychodziło mi z oporami.
Drugie 12 minut tylko potwierdziło dominację Lakers i aż dziw bierze, że do przerwy prowadzili oni tylko 63-51. Niesamowicie wyglądały w tym okresie statystyki skuteczność zawodników Mike’a Browna. LAL trafili pierwsze 5 rzutów za trzy, a w ogóle 23 z 32 prób z gry co dało niesamowite 71.9%.
Świetną drugą kwartę rozegrał Metta World Peace, który doskonale bronił przeciwko wyższemu Amare Stoudemire’owi, swoje dorzucił także w ataku. Lakers przez pierwszą połowę rzucili aż 30 punktów z „trumny” przy tylko 10 Knicks. Co ciekawe, przy tak wysokiej zdobyczy z pomalowanego, zespół z LA nie zanotował ani jednej zbiórki ofensywnej, co oczywiście było spowodowane fantastyczną skutecznością.
Knicks trzymali się ze stosunkowo niewielkimi stratami tylko i wyłącznie dzięki 18 punktom Carmelo Anthony’ego. Stoudemire w 17 minut, jakie spędził na parkiecie w pierwszej połowie, trafił 2 z 10 rzutów i nie zebrał żadnej piłki. Nowojorczycy nie dysponują jakąkolwiek siłą poza dwoma wyżej wymienionymi zawodnikami. W pewnym momencie po parkiecie biegała piątka: Mike Bibby, Steve Novak, Toney Douglas, Bill Walker i Josh Harrellson. Z całym szacunkiem do kibiców Knicks, ale w takim składzie, to ciężko byłoby walczyć o playoffy nawet w D-League.
Trzecia „ćwiartka” to popis Kobe’go, który momentami ośmieszał próbującego bronić przeciwko niemu Renaldo Balkmana. Bryant bawił się co i rusz z piłką, a zaplątany w swoje własne nogi zawodnik Knicks popełniał kolejne błędy. Było tak choćby w momencie, kiedy KB24 trafił za trzy z faulem z 9. metra, a Balkman mógł tylko przeklnąć pod nosem.
Co prawda Knicks na moment zmniejszyli straty do 8 punktów (72-80), ale nie byli w stanie zrobić nic, aby stopniała ona do zera. W pierwszych trzech minutach ostatniej odsłony, Knicks popełnili aż 5 strat, a Lakers zaczęli odjeżdżać. Mecz zamroziły trójki Steve Blake’a i Matta Barnesa na przestrzeni 30 sekund. Przy obu asystował Bryant i to w identyczny sposób. Ściągał na siebie dwóch obrońców po czym podawał do stojącego w rogu parkietu kolegi, któremu pozostało tylko trafić. Po tych rzutach było już 97-75, a Knicks upadli na deski.
Lakers w drugiej połowie nieco spuścili z tonu i nie trafiali już na takiej skuteczności jak na początku, ale i tak 52.1% z gry robi wrażenie. Knicks z kolei skompromitowali się pudłując 46 z 67 rzutów, co dało skuteczność na poziomie 31.3%. Gospodarze wygrali walkę na tablicach (40-32 zbiórkach) i w pomalowanym, gdzie udało im się zdobyć 44 „oczka” przy 26 NYK.
Kolejny słaby mecz rozegrał Amare Stoudemire, który zbyt rzadko atakuje kosz. Wybiera bezpieczne rzuty z półdystansu, a te jak na złość – nie wpadają do kosza. Tym razem skrzydłowy Knicks rzucił 15 punktów (4-17 FG) i miał zaledwie 2 zbiórki. Carmelo Anthony był najlepszym strzelcem swojej drużyny z 27 punktami. I tak słabo grającej pierwszej piątce, zabrakło wsparcia ze strony rezerwowych. Siedmiu zawodników z ławki rzuciło w sumie 14 punktów, trafiając tylko 4 z 18 rzutów z gry.
Kobe rzucił 28 punktów (10-17 FG), do których dodał 6 asyst i 5 zbiórek. 16 punktów, 10 zbiórek, 5 asyst i 2 bloki zanotował Pau Gasol.
No i jestem usatysfakcjonowany z początku sezonu Lakers. Bałem się, że będzie gorzej ;p. Cieszy szczególnie niezła obrona. Teraz wróci jeszcze Bynum, więc drużyna wiele zyska.
A mi tam się „nowi” Lakers bardzo podobają. Świetnie bronią. Nawet w przegranych meczach, Grają zupełnie inaczej w ataku. A o dziwo „wielkie” wymiany z których przyznaję że się śmiałem przed sezonem. Murphy może nie rzuca dużo ale świetnie gra w obronie i na deskach. A McRoberts to było coś czego brakowało Lakersom rok temu. Atletyzm i agresja. Patrząc na to jak gra Odom w Dallas to chyba się cieszę że Lakers go oddali. Jak wróci Bynum jestem spokojny o bilans. Jedyne co mi się nie podoba to gra Gasola. Ale to jest temat na oddzielny artykuł.
jaka zmiana komentarzy po dwóch wygranych?! i jak pisze Mac dojdzie Bynum. Obrona jak wiemy była kluczowa (a właściwie jej brak podczas minionych play off). Oby tak dalej.
Mi także się podoba gra lakersów i rzeczywiście Odom w dallas jest okropny myślę że zmiany wyszły na dobre Jeziorowcom.