Majkel
Witajcie drodzy maniacy Fantasy NBA! Niezmiernie dużo czasu minęło odkąd ostatni raz emocjonowaliśmy się tym czy „nasz” zawodnik zagrał na miarę naszych oczekiwań, planów i pozwolił naszej drużynie uzyskać pożądany wynik. Świat cyferek i statystyk ponownie zagości w naszym codziennym świecie.
Emocje związane z draftem już za nami. Byłem jednych z (nie)szczęśliwców którzy wybierali z jedynkę (drugi rok z rzędu) i wbrew większości rankingów zdecydowałem się na LBJ’a (rok temu – Durant). I póki co, nie żałuję. LeBron wykręca niesamowite cyferki, a co najważniejsze daje szerokie pole manewru swojemu menedżerowi (poza trójkami i wolnymi). Durant jest jednak tuż za jego plecami wraz z największym objawieniem zeszłorocznego fantasy czyli Kevinem Love. Dla osób wybierających z numerami 1-3 tych trzech graczy plus Chris Paul stanowiło pole manewru. Nikt inny do tego ścisłego grona już się łapał. Po pierwszym tygodniu już widać, że jedynie wybór tego ostatniego był raczej nietrafiony – reszta to creme de la creme graczy fantasy.
W przypadku graczy z topu nie ma tylu dylematów, bierze się najlepszych dostępnych. Więcej zastanowienia jest przy weteranach i debiutantach. Jak będą grali dziadkowie z Dallas, Bostonu i San Antonio? Co pokażą Kyrie Irving, Kemba Walker, i Ricky Rubio? Początek sezonu zapowiada powolny schyłek ery Bostonu i Dallas i kolejny renesans formy Spurs (zatrzymany kontuzją Ginobiliego – mój pick nr 2 w 12-zespołówce). Nie spodziewajmy się jednak, że dnia na dzień staną się graczami dalekiego zaplecza, bo taki Ray Allen trzyma się w TOP20 ligi w tym momencie. Z kolei Irving i Rubio już pokazują, że będą z nich ludzie i Ci, którzy zdecydowali się na nich postawić nie będą tego żałować.
Brawa dla tych, którym udało się zgarnąć Kyle’a Lowry’ego (już rok temu pokazał, ż jest wiele wart), Ty Lawsona (szybszy niż wiatr, a trójki „sypie” niczym Ray-Ray) czy Ryana Andersona (PF, który trafił 22 trójki w 4 meczach). Każdy z nich notuje fantastyczny początek sezonu, w swoich drużynach są X-factorami sprawiającymi, że wyrównane starcie przechyla się naszą korzyść (gorzej, gdy „zwinął” ich nasz rywal).
O ile jednak w przypadku powyższych graczy można się było spodziewać takiej gry (no, może nie aż takiej, ale na pewno bardzo dobrej) to już postawa Spencera Hawes’a, Paula George’a czy niesamowitego Norrisa Cole’a mogła całkowicie zaskoczyć. Podobnie jak „powrót do żywych” Hedo Turkoglu. Tego chyba by nie przewidywał nikt, nawet ośmiornica Paul!
Z drugiej strony: rozczarowania pierwszego tygodnia. Dorrell Wright, Serge Ibaka, Jrue Holiday, Joakim Noah czy Joe Johnson. Wszyscy oni mieli prezentować się znacznie lepiej, tymczasem początkowo mocno zawodzą. Nie wspominając nic o Lamarze Odomie, którego obecna postawa (a raczej jej brak) musi mocno irytować jego „właścicieli”.
Pamiętajmy jednak, że start sezonu rządzi się swoimi prawami i czasem wszystko szybko wraca do normy (tzn. sytuacji z poprzedniego sezonu). Gdy jednym kończy się świetna passa, innym właśnie się ona zaczyna. I tutaj wkracza zmysł i nos menadżerski, aby dokonywać odpowiednich i rozsądnych ruchów. Ale to już temat na inną rozmowę.
:) Ja najbardziej zawiodłem się na Dannym Grangerze który do tej pory trafia średnio… moment muszę sprawdzić… średnio 5/17 na mecz!!!(32/101 w tym sezonie)!!! Zabierzcie mu piłkę :)
A na plus zaskakuje mnie Boris Diaw: fg 5/10, 3pt 1.3, reb 7.2, ast 5.7(!) i prawie przechwyt i blok na mecz w 30 minut