Spotkanie dwóch byłych asystentów Doca Riversa.
Dwa ostatnie spotkania nie grał dla swojej nowej drużyny Richard Hamilton. 33-letni weteran uskarżał się na ból w lewej pachwinie, a słynący z rządów twardą ręką trener Bulls, Tom Thibodeau dał odpocząć swojemu obrońcy. Dziś jednak wymówek nie było i spotkanie w Detroit miało dodatkowy smaczek dla, pozyskanego kilka dni wstecz przez Bulls, zawodnika.
Drużyna | Bilans | I kwarta | II kwarta | III kwarta | IV kwarta | Wynik |
Detroit Pistons | 2-4 | 14 | 21 | 23 | 25 | 83 |
Chicago Bulls | 6-1 | 22 | 29 | 20 | 28 | 99 |
Z drugiej strony swoim byłym kolegom chciał się pokazać, niechciany swego czasu w Chicago, Ben Gordon. Dla przypomnienia; rzucający obrońca Pistons jest najlepszym w historii graczem Bulls pod względem ilości celnych rzutów za trzy punkty (wyprzedził swego czasu Scottiego Pippena pod tym względem).
Pamiętacie wczorajszą, mierną w ataku przeciwko Hawks, dyspozycję rzutową graczy Tibsa? Tej nocy nikt już nie wątpił, że gracze trenera roku nie potrafią atakować skutecznie. W Auburn Hills of Palace, tj. arenie, która pamięta wielkie konfrontacje obu teamów z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych minionego stulecia Byki czuły się niczym u siebie. Trafiały z 53% skutecznością z dystansu (5-12 za trzy punkty) i przy okazji pokazali coś co niegdyś było wielką domeną Pistons. OBRONĘ na najwyższym poziomie.
Derrick Rose i spółka pozwolili miejscowym na jedną celną próbę rzutu zza łuku (1-6). Ponadto ofensywne możliwości ekipy Lawrence’a Franka ograniczyli do minimum (41%). Byki zagrały bardzo zespołowo, a Rose i Hamilton (14pkt) chętnie dzielili się piłką. Pierwszy odnotował 10 otwierających drogę do kosza podań, drugi – 5. Łącznie 31:18 w tym elemencie gry dla przyjezdnych.
Bulls skoncentrowali się na powstrzymaniu obwodowych graczy Pistons. Ben Gordon odczuł pressing Ronniego Brewera i Luola Denga, pudłując 8 z 10 rzutów. Ponadto niewiele lepiej radził sobie duet Prince-Knight. Tay Prince trafił 3 z 11 prób rzutów, a Brandon Knight 2 z 9.
Gracze z Wietrznego Miasta dominowali na parkiecie od pierwszych minut. Od startu 22-14, powiększali oni przewagę na przestrzeni kolejnych 12 minut by ostatecznie zakończyć pierwszą połowę wynikiem 51-35.
Goście mieli swojego X-factora w osobie Taja Gibsona. Ławkowy Energizer Byków znów się popisał, dając świetną zmianę i notując występ na poziomie 12pkt/7zb/4as/2blk. Tym razem jednak nie musiał on specjalnie zastępować dwójki wysokich Byków. Każdy z nich imponował w starciu z Tłokami. Carlos Boozer zaliczył 19pkt (9-15 z gry) i 7zb. Joakim Noah odnotował double double (13/11).
Jeśli do czegoś można mieć zastrzeżenia to tylko i wyłącznie do jakości rzutów za trzy punkty Derricka Rose’a. Wyglądało na to, że cały swój arsenał zostawił MVP w domu i po udanym meczu z Hawks przyszła bessa na poziomie 0/6..Lider Byków o wiele skuteczniej penetrował i rzucał z bliższego dystansu (7-9) notując 17pkt i dodając 10 asyst.
Najjaśniejszym punktem miejscowych okazał się Greg Monroe. Drugoroczniak udowodnił, że miejsce Bena Wallace’a zajął nie przypadkiem i znów podczas tego sezonu pokazał się bardzo dobrej strony (19pkt/13zb).
Byki mają 12 zwycięstw podczas ostatnich meczów z Tłokami tj. od momentu pojawienia się w Chicago Bulls Derricka Rose’a.
Punktowali: Monroe (19), Prince (13) i Wilkins, Bynum (po 10) oraz Boozer (19), Rose (17), Hamilton (14), Noah (13) i Gibson (12).
W tym momencie oglądam Detroit tylko dla Knighta i Monroe’a. Niesamowicie się nam chłopak rozwinął. Stać go na 20-10 każdego wieczoru.
Przyznam ze kiedyś kibicowałem Korverowi ale z końcem poprzedniego sezonu przerzuciłem sie na Gibsona. Facet jest niesamowity. Ledwo wszedł na parkiet i od razu (w 9 minut?) złapał 7 piłek i miał bodajże 8 pkt przy naprawde świetnej skuteczności.