Houston Rockets doświadczyli na własnej skórze, jak wielkim potencjałem ofensywnym dysponuje zespół Vinny’ego Del Negro. Clippers już w pierwszej kwarcie rzucili 41 punktów i właściwie zmietli z parkietu swoich rywali.
Drużyna | Bilans | I kwarta | II kwarta | III kwarta | IV kwarta | Wynik |
Houston Rockets | 2-4 | 26 | 29 | 20 | 14 | 89 |
Los Angeles Clippers | 3-2 | 41 | 26 | 23 | 27 | 117 |
Clippers przystąpili do tego spotkania z powracającym po kontuzji Chaunceyem Billupsem w pierwszej piątce. Jak się okazało, była to jedna z głównych przyczyn wysoko wygranej pierwszej kwarty. Billups skupiał w dużej mierze na sobie uwagę defensywy Rockets, która pozostawiła więcej miejsca Chrisowi Paulowi. Wyszło na to, że obwodowy duet gospodarzy zanotował 20 punktów, 8 asyst i 2 przechwyty w pierwszych 12 minutach meczu.
Później było już z góry. Tylko momentami przewaga Clipps malała poniżej 10 punktów. Jeszcze do przerwy było 67-55, ale run na początku trzeciej kwarty pozwolił miejscowym na objęcie 20-punktowego prowadzenia 79-59.
Po 24 minutach, Clippers trafiali 67.6% rzutów z gry i zdobyli aż 40 punktów z pomalowanego (62 w całym meczu). Ich dominacja pod koszami wyglądała chwilami tak, jakby grały ze sobą dwa roczniki juniorskie, tyle że jedna drużyna byłaby dwa lata młodsza.
Bardzo dobrze wyglądało dzielenie się piłką po stronie Clippers. Podopieczni Vinny’ego Del Negro rozbijali defensywę Houston niesamowitą ilością podań, aby w końcu jeden z graczy uwolnił się po serii zasłon i zdobył punkty po rzucie właściwie bez obrońcy. Mądre dysponowanie piłką przyczyniło się do straty zaledwie 7 piłek w całym meczu, przy aż 19 stratach po stronie Houston. Chris Paul tak naprawdę bez wysiłku zaliczył 20/10, a Bilups dorzucił 13 punktów w 22 minuty.
Blake Griffin (22 pkt, 9 zb) tradycyjnie już, zagrał i skutecznie i efektownie, a aż 16 swoich punktów rzucił z trumny. Seria alley-oopów w trzeciej kwarcie rozbudziła kibiców zgromadzonych w Staples Center. Przy okazji należy dodać, że spotkanie z Rockets było trzecim z rzędu, w którym sprzedano wszystkie bilety na Clippers, czyli dokładnie 19 060.
Od połowy trzeciej „ćwiartki” na parkiecie pojawili się już głównie rezerwowi i to oni zwiększyli jeszcze bardziej prowadzenie gospodarzy. Na pięć minut przed końcową syreną, różnica wynosiła już 30 punktów (111-81). Wśród zawodników wchodzących z ławki wyróżnił się zwłaszcza Randy Foye, który zanotował 16 punktów. Swoje pierwsze punkty na parkietach NBA zdążył zaliczyć także debiutant Travis Leslie.
Już nie mogę się doczekać tych peanów na cześć Clippers po tym spotkaniu. Oczywiście nie możemy odbierać Blake’owi Griffinowi i kolegom radości po efektownym zwycięstwie, ale po pięciu meczach możemy stwierdzić tylko tyle, że 'ten drugi zespół z LA” gra bardzo nierówno, czego zresztą należało się spodziewać, po sporych zmianach, jakie zaszły przed sezonem. Niewątpliwie takie mecze potwierdzają wielki potencjał, jaki drzemie w Clippers, ale z ocenami musimy poczekać jeszcze do końca sezonu,kiedy tak naprawdę zobaczymy, czy takie wyskoki, jak przeciwko „Rakietom” są tylko wyskokami, czy jednak stają się regułą.
Najskuteczniejszym graczem w pokonanej drużynie był Kyle Lowry, który do 17 punktów dołożył jeszcze 5 asyst. 14 oczek dołożył Kevin Martin, a 12 Luis Scola.