Portland Trail Blazers utrzymali miano drużyny niepokonanej na własnym parkiecie. Ich kolejnymi ofiarami w Rose Garden zostali Blake Griffin oraz Chris Paul i ich Clippers.
Drużyna | Bilans | I kwarta | II kwarta | III kwarta | IV kwarta | Wynik |
Los Angeles Clippers | 4-3 | 26 | 21 | 24 | 26 | 97 |
Portland Trail Blazers | 7-2 | 24 | 30 | 24 | 27 | 105 |
Blazers podtrzymali serię i wygrali już szóste spotkanie we własnej hali od początku sezonu. Kluczem do wygranej było powstrzymanie Blake’a Griffina oraz Chrisa Paula, któremu na przeszkodzie stanęły zbyt szybko popełnione cztery przewinienia. Gospodarze uwidocznili wszystkie braki zespołu z LA. W drużynie Vinny’ego Del Negro brakuje zmienników prezentujących odpowiedni poziom oraz zawodników potrafiących skutecznie walczyć przeciwko twardej obronie przeciwnika.
Różnica ośmiu punktów na koniec meczu i tak jest najniższym wymiarem kary, jaką Clippers mogli otrzymać od Blazers. drużyna z Oregonu od pierwszych minut prowadziła i choć przewaga oscylowała głównie w granicach 6-10 punktów, to nie można powiedzieć, że było to wyrównane spotkanie.
Już pierwsze minuty znamionowały problemy, jakie Clippers będą mieć w tym meczu. Griffin spudłował swoje trzy pierwsze rzuty z gry, a kryjący go Marcus Camby pokazywał co znaczy twardo i nieustępliwie bronić, a wszystko to w wieku 37 lat. Notujący dotychczas niecałe 3 punkty w każdym meczu środkowy Blazers, tym razem rzucił 12 punktów i zebrał 11 piłek.
Co prawda pierwsza kwarta zakończyła się dość niespodziewaną wygraną gości 26-24, dzięki 6 punktom Mo Williamsa w końcówce Było jednak kwestia czasu, kiedy Blazers odskoczą. Stało się to bardzo szybko, bo już w pierwszych minutach drugiej kwarty, kiedy po stronie Clippers, biegali o parkiecie sami rezerwowi. To, że Griffin z Paulem nie mogą za bardzo liczyć na wsparcie kolegów z ławki, wiedzieliśmy od dawna. Potwierdziło się to w wtorkowy wieczór. Kolejne punkty dorzucali skuteczni Wesley Matthews i Gerald Wallace, a w międzyczasie trzeci faul popełnił CP3 i ciągle pozostawał poza grą. Po akcji 2+1 Matthewsa było 40-31.
Sytuacja uległa chwilowej zmianie w momencie ponownego pojawienia się na parkiecie Griffina i Chaunce’ya Billupsa. Po punktach tego drugiego zrobiło się tylko 39-42, ale właśnie wtedy do akcji wkroczył LaMarcus Aldridge, który spudłował pierwsze cztery rzuty. Trafianie rozpoczął w najlepszym momencie, i dzięki jego trafieniom, Blazers wygrywali do przerwy 54-47.
Aż 32 punkty do przerwy dla Clippers zgromadziło trio Billups, Caron Butler i Williams. Brakowało zdecydowanie trafień wypychanego przez defensywę na półdystans Griffina. Grą Blazers świetnie kreował Raymond Felton, który już do przerwy zaliczył 6 punktów i 7 asyst, a twardo broniący Blazers rzucili 14 punktów po stratach Clipps.
Początek trzeciej kwarty okazał się decydujący dla losów meczu. Na wstępie, cztery punkty z rzędu rzucił Marcus Camby, po czym wymusił czwarty faul Chrisa Paula, co wpłynęło na problemy z rozegraniem ataków ekipy z LA już do końca. Clippers co prawda zbliżali się co jakiś czas na cztery punkty, ale nie potrafili przełamać tej granicy. Griffin zaczął trafiać z 5-6 metra, ale wiadomym było, że nie jest to taktyka skuteczna na dłuższy czas. Brakowało jego punktów z pomalowanego oraz wsparcia ze strony niewidocznego zupełnie DeAndre Jordana.
Jeszcze w pierwszych minutach ostatniej „ćwiartki”, goście próbowali po trafieniu Billupsa gonić, ale run 7-0 i punkty Matthewsa oraz Feltona zamroziły wynik spotkania. Trafienie Geralda Wallace’a na 99-90 było daggerem, po którym przyjezdni nie byli się już w stanie podnieść.
Blazers pokazali innym zespołom, jak należy grać przeciwko Clippers. Odsunięcie Griffina od pola trzech sekund ogranicza możliwości ofensywne jego zespołu do minimum, a kiedy jednocześnie na parkiecie brakuje Chrisa Paula, Clipps mogą polegać tylko na indywidualnych umiejętnościach swoich graczy.
Bardzo przeciętnie w tym spotkaniu zaprezentował się Chris Paul, autor 11pkt/4zb/3as/2przech. Nieco lepiej wyglądał Mo Williams z 14pkt/4as/3zb, a ze skutecznością z gry różnie sobie radził Chauncey Billups (5-13 z gry i 19 oczek). Postrzygacze Owiec wyraźnie słabiej wyregulowały celowniki (44% – 51% i 26% – 35% zza łuku).
W Blazers najlepsze zawody rozegrał Wallace (20pkt i 8-12 z gry), a czterech innych graczy pierwszej piątki również przekroczyło 10 oczek. Pomimo słabszego dnia na dystansie (8-20), 18 oczek dołożył Aldridge. Tyle samo punktów dodał Matthews a punkt mniej zdobył Felton.
Clippers popełnili o 3 straty więcej (11-14) oraz zdobyli mniej punktów z pomalowanego (32-40).
Następne spotkania drużyny rozegrają na Florydzie. Clippers lecą do Miami a Blazers do Orlando. Szykują się więc nam mocne sprawdziany dla obu ekip.
Chyba jednak to Miami leci do Kaliforni,a Orlando do Oregon.
Nie zdziwiłbym się jakby Heat zanotowali drugą porażke z rzędu.
Nie wierze po prostu moi Ulubieńcy z Rose Garden znowu wygrywają. Tak bardzo myliłem się co do Feltona i Camby na początku sezonu. Troszkę boję się o formę Crawforda ale mam nadzieję ze będę grali nadal tak dobrze jak teraz. Wallace jak zwykle pokazuje swoją klasę, nie co to było kiedy zaczynał w Blazers. Następny Pojedynek zapowiada się ciężki ale wierzę że MacMilan znowu Wymyśli coś genialnego na Howarda i uda się wygrać w Rose Garden.
o mecz z Magic się jakoś szczególnie nie obawiam. W tej formie PTB są po prostu lepszą drużyną, zwłaszcza w Rose Garden. A ciekawie zapowiada się wyjazd na 6 meczów, a tam między innymi Spurs i Rockets. To też będzie w pewnym sensie sprawdzian dla głębokości i zbilansowania składu. Póki co wygląda to imponująco, ale mam nadzieję, że od 9 graczy, którzy regularnie pojawiają się w meczach i grają dobrze pozostali (N. Smith, Johnson, Babbit) nie będą szczególnie odstawać. I pewnie trochę więcej minut dostanie Batum…