Phoenix Suns ponieśli siódmą porażkę w tym sezonie. Tym razem ich pogromcami okazali się New Jersey Nets, w składzie których szalał Deron Williams.
Drużyna | Bilans | I kwarta | II kwarta | III kwarta | IV kwarta | Wynik |
New Jersey Nets | 3-9 | 22 | 32 | 34 | 22 | 110 |
Phoenix Suns | 4-7 | 25 | 26 | 31 | 21 | 103 |
Gospodarze przystąpili do spotkania osłabieni brakiem kontuzjowanych Steve’a Nasha i Granta Hilla. Ich urazy, jak powiedział przed meczem Alvin Gentry nie są bardzo poważne, co więcej, jeśli Suns mieliby przed sobą mecz w Playoffs, to obaj gracze zagraliby na 100%. Jako, że mamy sezon regularny, trener „Słońc” wolał nie ryzykować i obaj gracze siedzieli w garniturach za ławką rezerwowych swojego zespołu.
W miejsce Nasha na parkiet wybiegł Ronnie Price, a za Hilla zagrał Shannon Brown, dla którego był to pierwszy występ w pierwszej piątce, odkąd przybył do Phoenix. Mimo nieobecności swoich wiekowych gwiazd, Suns przez większość meczu toczyli bardzo wyrównane boje z Nets. W drugiej połowie zabrakło jednak kogoś, kto „pociągnąłby” zespół, trafił kilka ważnych rzutów i przechylił szalę na stronę zespołu z Arizony.
Takim zawodnikiem po stronie Nets był Deron Williams. Rozgrywający z New Jersey rozegrał najlepsze spotkanie odkąd przybył w zeszłym roku do drużyny należącej do rosyjskiego miliardera Michaila Prokhorova. Były playmaker Utah Jazz zanotował 35 punktów i 14 asyst, trafił 11 z 18 rzutów z gry, a jego najważniejsze próby za każdym razem lądowały w koszu. W samej tylko trzeciej kwarcie zdobył 15 punktów, dzięki czemu goście objęli sześciopunktowe prowadzenie (88-82) przed ostatnią odsłoną.
Co prawda Suns w czwartej kwarcie próbowali jeszcze powalczyć i po trafieniu Hakima Warricka, a później Shannona Browna (99-102) zmniejszyli straty do zaledwie 3 „oczek”, ale skuteczna gra debiutanta Nets MarShoona Brooksa i trójka Anthony’ego Morrowa na 107-99 ostatecznie rozstrzygnęły sprawę wyniku.
Suns nie grali źle, zabrakło jednak twardej defensywy, ponieważ goście trafili 50% rzutów z gry i aż 15 razy zza łuku, w czym celowali zwłaszcza Williams i Morrow, których aż 10 na 16 prób z dystansu znalazło drogę do kosza.
Zespół Alvina Gentry’ego zdobył aż 48 punktów z pomalowanego (32 Nets) w czym duża zasługa Marcina Gortata, który rozegrał kolejny bardzo udany mecz. Polak zanotował 20 punktów i 10 zbiórek, trafiając 10 z 14 rzutów z gry. Dzięki takiej skuteczności, znajduje się na pierwszym miejscu w lidze pod względem skuteczności z gry (63.3%).
Najlepszy występ w karierze zanotował Ronnie Price, który wykorzystując nieobecność Nasha, zaliczył 18 punktów, 8 asyst i 4 zbiórki. Do pewnego momentu nieźle bronił także na Williamsie, ale rozgrywający Nets był w takiej dyspozycji, że trafiał właściwie wszystko i to nieważne, czy z czystych pozycji, czy przez ręce.
Kolejny raz bardzo pozytywnie zaskoczył MarShoon Brooks, który jest obecnie jednym z najlepszych debiutantów na parkietach NBA. Tym razem rzucił 20 punktów, zebrał 5 piłek i miał 3 przechwyty.
Suns czeka teraz seria pięciu meczów wyjazdowych. Wycieczki kolejno do: San Antonio, Chicago, Nowego Jorku, Bostonu i Dallas mogą bardzo zepsuć i tak już słaby bilans zespołu z Phoenix.
Zagłosowaliście już na kandydaturę Marcina Gortata do Meczu Gwiazd? Jeśli nie, to najwyższa pora.
Myślę, że za parę miesięcy sternicy Suns pożałują iż po pierwsze, przedłużyli umowę z Hillem (6,5mln USD a on od początku sezonu prezentuje się fatalnie) , po drugie nie zdecydowali się na wytransferowanie Nasha do Knicks lub Wolves. Jak dla mnie wyrzucone pieniądze w błoto plus zmarnowany czas na płynną przebudowę. Te rzeczy właśnie pokazują ,że w NBA trzeba mieć tzw. obrotnych managerów (ktoś na wzór Marka Cubana lub Gara Foremana byłby zbawieniem Suns).
no i ten mecz myślę powinien chociaż trochę uciszyć haterów którzy twierdzą że Gortat jest kreowany przez Nasha i bez niego nic by nie znaczył, a o dziwo z takimi głosami spotykam się bardzo często … Brawo dla Marcina za dobry występ, szkoda że Suns przegrali bo jeżeli chcą myśleć o PO to mecze z Netsami muszą wygrywać …
nie chcę się czepiać, ale akurat wczoraj Marcin 90% punktów po pick’n’rollach więc nie zachwycałbym się tym szczególnie.
nie chcę zostać źle odebrany, po prostu uważam, że brak Nasha akurat wczoraj miał się nijak do tego co Marcin zagrał, bo i tak dostawał piły „na miejsce”.
chodzi mi o to, że mimo niezłych stat grywał już w tym sezonie lepiej – nie o to, że muszę mu pojechać.
Gortat jest lepszy od Noaha. Lepiej broni, lepiej rzuca z półdystansu, potrafi się przepchnąc (przynajmniej czasami) i postawić porządną zasłonę.
Gdyby tylko był w Chicago :-/
Oglądałem mecz Bulls – Celtics i pomyślałem dokładnie to samo. Noah jest świetnym graczem ale od jakiegoś czasu prezentuje się gorzej. Marcin byłby dla Bulls taki brakującym ogniwem, ma dobry rzut, jest w miarę szybki, potrafi postawić zasłonę ale przede wszystkim ma wysokie koszykarskie IQ.
A Suns trafią na ostatnie miejsce w lidze….
Podoba mi się , że Gorti nie pudłuje. Może i mu kreują pozycje do rzutów ale przynajmniej korzysta z nich i nie marnuje posiadań.
Pudłuje, pudłuje też ;). W ostatnich trzech meczach naliczyłem 3 spartolone lay-upy na pusty kosz. Ale widać, że treningi z Olajuwonem mu dużo dały, a także jak poprawił rzut z półdystansu.
Marcin ewidentnie dojrzewa. Zaczyna rozumieć (lub mu uświadamiają) swoje ograniczenia fizyczne (siła i precyzja tak, ale atletyzm i szybkość już nie), co powoduje, że odpowiednio ustawia się na niego grę. Dlatego nie dziwcie się, że nie gra pełnego spektrum zagrań centra, nie jest Ewingiem, czy Olajuwonem. Zresztą jak popatrzycie na centra LA Lakers czy NYK to oni też nie zachwycają techniką.
Ja się bardzo cieszę, że wyszedł z cienia Howarda, bo tam się już nie rozwijał. Zaczyna mieć teraz bardzo ładne statystyki, jak na prawdziwego centra przystało. Każdy z Nas powinien być dumny, że Marcin coraz lepiej radzi sobie na parkiecie.
Lubię i Chicago i Marcina, ale nie uważam, że to miejsce dla niego. On musi grać z rozgrywającym, który umie „obsługiwać” wysokich graczy, jak Nash, Rubio, Rondo czy CP3. Chicago ma grę ustawioną głównie pod Rose’a, który wszem asystuje, gra bardzo zespołowo, ale to on gra pierwsze skrzypce. Nie jest typem Stoctona, a z takim PG Marcin grałby najlepiej. Idealnie by było, gdyby trafił do „rozpadającego się” Bostonu, albo odwrotnie do rozwojowego zespołu, gdzie mocny, defensywny center uzupełniłby skład.
Czyli właśnie do Chicago :)
I nie jest wcale powiedziane że dostawał by tam piłki od Rose’a bo Byki graja zespołowo. Równie dobrze mógłby je dostawać od Ripa czy Denga.
W ostatnich meczach w drużynie rywali jest zawsze jakiś zawodnik który swoja grą ciągnie zespół. Kobe w Lakers Irving w Cavs a teraz Deron. Suns brakuje bardzo takiego gracza, przydał by się punktowy lider z prawdziwego zdarzenia który potrafiłby wygrać mecz dla drużyny.