San Antonio Spurs kontynuują serię wygranych na własnym parkiecie, która obecnie wynosi już 9. Tym razem „Ostrogi” wygrały 102-91 z Suns, a najlepszy mecz w tym sezonie rozegrał Tim Duncan, zdobywca 24 punktów, 11 zbiórek, 4 asyst i 2 bloków.
Drużyna | Bilans | I kwarta | II kwarta | III kwarta | IV kwarta | Wynik |
Phoenix Suns | 4-8 | 26 | 16 | 26 | 23 | 91 |
San Antonio Spurs | 9-4 | 30 | 26 | 22 | 24 | 102 |
Suns przystąpili do spotkania w San Antonio już ze Steve Nashem i Grantem Hillem w pierwszej piątce, którzy pauzowali ostatnio z powodu kontuzji. Jednak nawet w pełnym składzie, wiadomym było, że zawodnikom Alvina Gentry’ego ciężko będzie walczyć o wygraną, ponieważ Spurs wygrali dotychczas wszystkie osiem spotkań a AT&T Center.
Goście rozpoczęli spotkanie od prowadzenia 4-0 po punktach Nasha, ale były to dobre złego początki. Kolejne 14 z 16 oczek rzucili Spurs i zrobiło się już 14-6 dla podopiecznych Grega Popovicha, wśród których najwięcej punktów zdobywali podkoszowi: DeJuan Blair i Tim Duncan. W pierwszej kwarcie obaj rzucili 18 punktów i zawodnicy „Słońć” mieli największe problemy właśnie z powstrzymaniem tego duetu. Nie radził sobie także Marcin Gortat, który poza kilkoma błędami w defensywie, spudłował pierwsze cztery rzuty z gry. Po 12 minutach było 30-26. Tak niewielka przewaga gospodarzy wzięła się stąd, że doskonale dysponowany był Nash, który zdobył 12 punktów (6-8 FG).
Druga kwarta to już niepodzielne rządy Spurs. Rezerwowym drużyny z Arizony zabrakło pomysłu na grę i polotu Steve’a Nasha i ich strata rosła z minuty na minutę. Po 18 minutach było 43-30 po celnym rzucie za trzy Matta Bonnera, a po trafieniu świetnie dysponowanego Duncana 54-37. Zespół Timmy’ego prowadził do przerwy 56-42.
Suns trafili tylko 6 z 23 rzutów z gry w drugiej kwarcie, Nash nie dorzucał już kolejnych punktów, a Gortat był skutecznie wypychany przez Tiago Splittera na swoją słabszą lewą rękę. Popovich skutecznie rozpracował ofensywę Suns opartą w dużej mierze na pick&rollach, dzięki czemu w pierwszej połowie mieliśmy okazję oglądać chyba tylko dwa takie zagrania pomiędzy Nashem a Gortatem. tercet Splitter-Duncan-Blair rzucił w sumie aż 30 punktów w pierwszych 24 minutach, a Spurs zdobyli 28 oczek z pomalowanego przy 16 Suns.
Kiedy wydawało się, że Spurs odskoczą rywalom w trzeciej kwarcie na bezpieczna odległość, Suns zaczęli grać lepiej i przede wszystkim zaczęły wychodzić ich ulubione dwójkowe akcje. Goście zanotowali run 14-4 na początku, a po celnym rzucie za trzy Jareda Dudleya zrobiło się tylko 59-66, a przed ostatnia odsłoną 68-78. Coraz lepiej grał Gortat, który trafiał kolejne rzuty oraz zbierał mnóstwo piłek, zarówno pod własnym koszem, jak i w ataku.
Pierwsze momenty czwartej ćwiartki należały do Danny’ego Greena i Bonnera, którzy swoimi celnymi trójkami wyprowadzili Spurs na 84-72. Jednak kolejne 5 punktów należało do Suns. Po stratach zawodników gospodarzy, celne próby zaliczyli Dudley i Shannon Brown, dzięki czemu ich zespół wrócił do gry (77-84). Do tego momentu na parkiecie w obu zespołach przebywali głównie rezerwowi. Kiedy jednak spotkanie zaczęło wchodzić w decydujący moment, do gry powrócili liderzy drużyn.
Steve Nash i Marcin Gortat właściwie w dwójkę gonili Spurs i co jakiś czas zbliżali się na 5-6 punktów straty. Całkowite zniwelowanie strat uniemożliwili Tony Parker i Duncan, którego każde kolejne punkty były nagradzane wielkimi owacjami w San Antonio. Zresztą po jednym z trafień w drugiej kwarcie, legendarny skrzydłowy wyprzedził Gary’ego Paytona na liście najlepszych strzelców NBA.
Ostatecznie szanse na wygraną, odebrali Suns Parker i Richard Jefferson. Ich trafienia dały Spurs prowadzenie 98-89 na 3:40 do końca mecz.
Wielki mecz rozegrał Duncan, który zanotował 24 punkty, 11 zbiórek, 4 asysty i 2 bloki. Sporo oczek zaliczył po trafieniach z 5 metra, kiedy Marcin Gortat za bardzo angażował się w pomoc przy Tonym Parkerze, który odgrywał właśnie do Duncana, a ten trafiał z czystych pozycji. Francuz skutecznie rozciągał defensywę Suns i zdobywał tradycyjnie sporo punktów po wbiciach pod kosz. W sumie zaliczył 17 punktów i 9 asyst.
Mimo złego początku i błędów defensywnych, bardzo dobry mecz rozegrał Gortat. Polak rzucił 24 punkty i zebrał 15 piłek i kolejny raz rzucał powyżej 50% skuteczności z gry (11-20 FG). 20 punktami i 10 asystami wspierał go Nash, a dobre wsparcie z ławki dał Markieff Morris, który rzucił 14 oczek.
Nash w końcówce meczu usiadł na ławce z wyraźnym grymasem bólu. Kibice Suns na pewno z obawą czekja na informacje odnośnie stanu zdrowia swojego najlepszego rozgrywającego, ale mogą czuć się choć w pewnym stopni spokojni, ponieważ coraz lepiej spisuje się Ronnie Price. Tym razem rozdał 7 asyst i całkiem nieźle bronił, wyróżniając się dwoma ważnymi przechwytami, z których Suns zdobyli łatwe punkty. Postawę Channinga Frye’a (0-7 FG) i Granta Hilla (4 pkt, 2-5 FG w 23 min) dla nie denerwowani fanów „Slońc” należałoby pominąć milczeniem…
Gortata można pochwalić za to że naprawdę nieźle (przynajmniej jak na centra) rzuca z półdystansu.
Ale za obrone to juz nie mozna pochwalic…