Mateusz Król & Enbiejowy
Charlotte Bobcats (3-11) @ Orlando Magic (9-3)
Magic wygrali wczorajszej nocy z Knicks mimo kolejnego słabego spotkania Dwighta Howarda. Superman w ostatnich 4 meczach zwyczajnie zawodzi. Jedyny bardziej niż udany mecz zaliczył przeciwko Golden State Warriors, kiedy zdobył 45 punktów i 23 zbiórki. Wczoraj na jego konto poszło tylko 8 oczek i 10 zbiórek przy aż 6 stratach i 6 faulach, które wyeliminowały go z gry. Dzisiaj jego przeciwnikiem będzie nie aż taki wymagający frontcourt Charlotte Bobcats.
„Rysie” są jedną z najgorszych drużyn w lidze i zawsze gdy mówię o nich przywołuję Kembę Walkera, który jest ich szansą na odbicie się od dna. Kemba w ostatnich 3 spotkaniach zdobywa średnio ponad 17 punktów, ale mimo to Charlotte nadal ma ogromne problemy z wygrywaniem i myślę, że dzisiaj nie będzie inaczej.
Golden State Warriors (4-8) @ Cleveland Cavaliers (6-6)
Kyrie Irving zmierza po statuetkę Rookie of the Year. Mimo, że Kawalerzyści radzą sobie średnio, to sam Irving prezentuje się wspaniale. Jest najlepszym punktującym wśród pierwszoroczniaków i w każdym z ostatnich 5 spotkań zdobył co najmniej 20 oczek. Wczoraj Cavs pokonali Bobcats i zakończyli swoją serię 7 meczów na wyjeździe. Na dniach czekają ich jeszcze spotkania wyjazdowe przeciwko Miami i Orlando a już 20 stycznia Derrick Rose przetestuje umiejętności Irvinga w United Center. Warriors na wyjazdach mają bilans 1-4 i jeśli Irving ponownie zagra na wysokim poziomie, to raczej bilans „Wojowników” nie ulegnie poprawie.
San Antonio Spurs (9-4) @ Miami Heat (8-4)
Miami Heat szukają zwycięstwa i ich gwiazdką z nieba mogą być właśnie Spurs. „Ostrogi” jeszcze nie przegrały na własnym parkiecie jako jedyna drużyna Konferencji Zachodniej, ale są też jedyną drużyną zachodu, która nie wygrała jeszcze na wyjeździe. 0-4. W ramach kontuzji Manu Ginobili’ego, liderem San Antonio został Tony Parker, którego bardzo dobra gra prowadzi Spurs do 3 kolejnych zwycięstw. 21 punktów, 8.7 asysty, 4 zbiórki to cyferki Francuza z ostatnich 3 meczów i na pewno napsuje sporo krwi swoim dzisiejszym match-upom: Mario Chalmersowi i Norrisowi Cole.
Początkowy czar Norrisa Cole’a trochę prysł i już mniej się o nim słyszy. Rewelacja pierwszych tygodni sezonu rozpoczęła styczeń bardzo dobrze, od 16 punktów i 9 asyst w 20 minut przeciwko Bobcats, jednak z każdym kolejnym meczem spisywał się coraz gorzej, aż w końcu kulminacja przyszła w spotkaniu z Clippers gdzie nie trafił żadnego z 5 rzutów z gry i zakończył swój najgorszy mecz w karierze z zaledwie 1 oczkiem. Zdecydowanie hit dnia i myślę, że warto wstać o 1:30 aby zobaczyć to widowisko.
Phoenix Suns (4-8) @ Chicago Bulls (12-3)
Bulls są w tym sezonie niepokonani na własnym parkiecie (5-0) , to najlepszy ich start w domu od sezonu 1996/97 (7-0). Suns z kolei tylko raz wygrali w tym sezonie na wyjeździe i to z Hornets. Ich jedyną nadzieją na zwycięstwo w tym meczu i przełamanie czteromeczowej serii porażek będzie ewentualna nieobecność Derricka Rose’a. Na swój atak nie będą mogli liczyć, bo Chicago na własnym parkiecie traci średnio niecałe 67 punktów na mecz, ani razu nie pozwalając przyjezdnym na więcej niż 75 punktów. Obrona Słońc także jest niepewną nadzieją, bo w każdym z czterech ostatnich meczów (wszystkie przegrane) Suns pozwalali rywalom na min. 99 punktów.
Faworytami spotkania są oczywiście Bulls, ale bez Derricka Rose’a sytuacja się zmienia, tak, jak wspomniałem na początku, bez niego Suns mają szanse na wygraną. MVP 2010/11 opuścił wczorajszy mecz przeciwko Memphis, skutek tego znamy – dość znaczna porażka Byków z Grizzlies. Absencja lidera Bulls wpłynęła bardziej na defensywę, a nie ofensywę, bo Byki straciły wczoraj aż 102 punkty – drugi najgorszy wynik w tym sezonie.
Denver Nuggets (8-5) @ Milwaukee Bucks (4-8)
Na początku porównajmy dwa zespoły – Bucks u siebie i Bucks na wyjeździe. Mimo tej samej nazwy, tych samych graczy, strojów to dwa różne teamy. Pierwszy jest niepokonany (4-0), drugi zaś jeszcze nic nie wygrał (0-8). Pierwszy zdobywa 102 punkty na mecz (48,5%), ten drugi zaledwie 86,4 (40,6%). Dzisiaj przeciwko Nuggets Scott Skiles do gry wystawi ten pierwszy skład i właśnie dlatego dziś każdy, kto pofatyguje się dziś do Bradley Center, w nagrodę będzie świadkiem dobrego meczu. Bucks niekoniecznie wygrają, ale na własnym parkiecie grają po prostu lepiej. Czy wystarczy to do wygranej – nie wiem.
Detroit Pistons (3-10) @ Houston Rockets (6-7)
Rockets są o jedno zwycięstwo od powrotu do grona .500, o zwycięstwo z Pistons właśnie.
Ofensywa Rakiet odnalazła swój rytm. Po tym, jak siedmiu porażkach w dziesięciu pierwszych meczach Houston zdobywali średnio 94.2 punktów na mecz, wygrali trzy ostatnie mecze, średnio zdobywając aż 108 punktów na mecz. Pistons zaś przez swoją fatalną ofensywę znajdują się tam, gdzie się znajdują. Tłoki zdobywają najmniej punktów w lidze (85,4, ani razu 100+). Grają też najwolniejszym tempem i może dlatego przy 27. defensywnym ratingu tracą 13. najmniejszą ilość punktów w lidze. Tak czy inaczej – w Detroit jest źle.
Jeszcze jeden powód, dlaczego Houston dziś wygra – u siebie przegrali tylko raz z pięciu meczów – z najlepszą w lidze Oklahomą.
Los Angeles Clippers (7-3) @ Utah Jazz (8-4)
To będzie bardzo dobry mecz. Clippers nie wiadomo kiedy stali się drugą drużyną Zachodu, Jazz nie wiadomo jak przegonili Mavs, Grizzlies, Blazers i Nuggets, zajmując piąte miejsce w konferencji. I najlepsze jest to, że ten mecz nie ma faworyta.
Brak Chrisa Paula nie powinien dziś boleć tak bardzo, jak wczoraj, gdy w Staples Center grał Deron Williams. Szału co prawda nie zrobił, ale Del Negro byłby spokojniejszy z Paulem na parkiecie niż bez. Dzisiaj zaś to Devin Harris stanie przeciwko osłabionemu back-courtowi Clipps. Nie obawiam się go.
Boję się bardziej o to, czy podkoszowi z LA stawią czoła mocnemu front-courtowi z Salt Lake City. Al Jefferson, Paul Millsap, Derrick Favors, Enes Kanter – muszę coś dodawać? Jeśli DeAndre Jordan, Blake Griffin i Reggie Evans nie powstrzymają powyższej czwórki, wówczas Clippers przegrają w Utah po raz szesnasty z rzędu.
ciekawe czy Dalambert utrze nosa kolejnemu młodziakowi po nauczkach jakie dawał ostatnio Cousinsowi i McGee …