Kolejny udany występ Walla.
Kapitan Celtów i MVP finałów 2008 pod nieobecność innego z liderów – Rajona Rondo – zanotował najlepszy występ sezonu – podczas 6. wygranej swojej drużyny w obecnych rozgrywkach. The Truth był o dwie zbiórki od triple double, kończąc swój występ w Verizon Center z 34pkt, 10as i 8zb. Dla Paula Pierce’a była to piąta gra podczas swoich występów w NBA na poziomie 30pkt i 10as i tym samym dogonił w kategorii 5. spotkań na takim poziomie ostatniego z Celtów z podobnymi osiągnięciami, Antonine’a Walkera.
Przez celtycki obóz przewinęła się plaga kontuzji. Obok w/w Rondo, pauzują ze względu na urazy Keyon Dooling, Chris Wilcox, a podczas drugiej odsłony dzisiejszego spotkania kontuzji doznał Ray Allen! Ray Ray doznał skręcenia lewego stawu skokowego i opuścił dalszą część pojedynku.
Wracając do Pierce’a to grał on dziś na świetnej skuteczności z pola (10-15) i otrzymał świetne wsparcie od duetu podkoszowych Celtów – Brandona Bassa i Kevina Garnetta oraz rezerwowego Mickaela Pietrusa.. Najpierw Zieloni zanotowali udany zryw na przestrzeni drugiej kwarty, dzięki czemu zdobyli oni przewagę 9-oczek przed przerwą (49-40). W drugiej odsłonie do głosu doszedł Pierce, a przewagę pod koszami wykorzystywali Garnett z Bassem. Pierwszy zanotował w spotkaniu 17pkt i 5zb, natomiast drugi 13pkt i 9zb. Uraz Allena z nawiązką wykorzystał skuteczny dziś Francuz Pietrus, autor 14 oczek.
Nie wszyscy jednak wśród przyjezdnych imponowali wysoką skutecznością. Problemy z celnym rzutem miał Avery Bradley (1-8 z gry), ale świetnie dostrzegał partnerów, notując 7 asyst, a przy okazji zebrał 6 piłek z tablic. Z kolei Marquis Daniels (2-6) potrafił spudłować spod samego kosza po asyście Kevina Garnetta (co najmniej 2x).
Gospodarze wrócili do gry na przestrzeni trzeciej odsłony. W niej prym wiódł John Wall, który swoimi błyskawicznymi przejściami z obrony do ataku nie pozwalał na odpowiedni powrót do defensywy na własnej połowie rywali. Obrońca Wizards wcale nie ustępował Pierce’owi kończąc mecz ze zdobyczami 27pkt,10zb i 7as. Śmiem twierdzić, gdyby nie dwie-trzy akcje rozegrane na siłę przez Walla i przy asyście trzech obrońców gości – które min. przyniosły straty – to gracze Flipa Saundersa mogli pokusić się o niespodziankę.
Młody lider Czarodziei otrzymał bardzo dobre wsparcie od Nicka Younga, który kolejny mecz w sezonie słabo rozpoczyna, po czym przez kolejne minuty spotkania odpowiednio reguluje celownik i punktuje przeciwnika. Tym razem Young dodał 19 pkt. Po dojściu do graczy Doca Riversa na dystans 4 oczek przed finałową kwartą, miejscowi mieli wielką szansę na wygranie trzeciego spotkania w sezonie (Wizards nie wygrali jak dotąd na wyjeździe).
Niestety dla nich szwankowała zbiórka na własnej tablicy a Zieloni dostawali ponowną okazję na zdobycie punktów. JaVale McGee zebrał tylko 3 piłki w meczu i nie był w stanie ograniczyć gry Garnetta w finałowych minutach.
W swojej większości czwarta kwarta była popisem gry The Truth, który zdobył w niej 14 oczek. Kiedy jednak Wizards zbliżyli się do rywali na dystans 2 pkt (88-86) Celtowie przerzucili swoją grę pod kosz, do Bassa i Garnetta. Najpierw zagranie 2+1 wykonał ex gracz Magic a po chwili swoje najlepsze lata gry w Minnesocie przypomniał sobie K.G. i najpierw minął swojego obrońcę, po czym dunkiem wykończył akcję (95-90).
Kiedy w kolejnej akcji Pierce znów szukał i ostatecznie znalazł wyższego kolegę, Big Ticket dostarczył piłkę do kosza po rzucie z półdystansu. 50% skuteczność z ostatnich prób rzutów wolnych, kolejno Bradley’a, Pierce’a i Garnetta (miał 6-6 z gry w drugiej połowie meczu) dała Celtom wynik 100-94 i 6.zwycięstwo w sezonie 2011/12. Pierce zaliczył rekord sezonu w punktach, asystach i wyrównał najlepsze osiągnięcie sezonu w zbiórkach.
Teraz Celtów czeka dwumecz z Orlando Magic, natomiast Wizards jadą do Filadelfii.
Washington Wizards (2-14) – Boston Celtics (6-9) 100:94
Punktowali: Wall (27/10zb/7as), Young (19), McGee (13), Crawford (12) oraz Pierce (34/10as/8zb), Garnett (17), Pietrus (14), Bass (13/9zb).
Zabrakło mu dwóch zbiórek woy ;)
Wizards to jakiś żart w tym sezonie i wydaje mi się, że teraz grają przeciwko Saundersowi. Nieważne co zrobią to i tak uśmiech nie schodzi im z twarzy. Ich obrona to jakiś żart, zero rotacji, a jak ktoś z rywali postanowi wejść pod kosz to ma tyle miejsca, że mógłby tam zaparkować autobus.
Nie wiem czy ktoś zauważył jak McGee staje do zbiórki przy rzutach wolnych (swojej drużyny, albo rywali). Ustawia się bokiem i zupełnie nie patrzy w stronę obręczy – nie chodzi tu bynajmniej o dobry box-out. Po rzucie od razu leci w drugą stronę…
Oj jak chciałbym żeby zaczął ich trenować duet Oakley – Laimbeer.
Ceglastymi trojkami (i nie tylko) z przypadkowych, nieprzygotowanych pozycji nie wygrywa sie niestety koncowek. Pan Young wiare we wlasne mozliwosci napewno ma olbrzymia, ale jednak Kobe’m nie jest :-)