Dwóch z trzech najlepszych strzelców tego meczu, w tym lider Kevin Love (19/15), grało w barwach Timberwolves. Choć Magic mieli aż sześciu graczy z double-digits, to Minnesota miała tylko o jednego mniej. Dwight Howard (11/7) zagrał bardzo słabo.
Więc jakim cudem Magic wygrali, mało tego, jakim cudem prowadzili aż 20 punktami?
Where amazing happens.
Pojedynek dnia między dwoma najlepszymi zbierającymi ligi zdecydowanie wygrał Kevin Love (19 pkt, 15 zb). Dwight Howard (11 pkt, 7 zb, 5 fauli) po raz kolejny się nie popisał, a jego słabszą dyspozycję musieli nadrabiać jego koledzy. Tak się stało, bo poza DH12 jeszcze pięciu graczy zanotowało dwucyfrową zdobycz. Liderem był Jason Richardson (17 pkt), który kontynuuje swoją świetną passę. Po 14 punktów zdobyli Hedo Turkoglu (4-12 FG, 6 zb, 6 ast, 5 TO), JJ Redick i Jameer Nelson (6 ast), a 13 oczek dorzucił Ryan Anderson. Nie było więc w ekipie Orlando jednego lidera, właśnie zbalansowany scoring i brak dominującej opcji w ataku (Dwight, where are you?) był jedną z przyczyn zwycięstwa. Rozumiecie, trudniej ograniczyć sześciu dobrych graczy, niż jednego świetnego. Dobrze zagrał też Earl Clark (8 pkt, 5 zb), raz nawet miał putback-dunk nad Kevinem Love. Zgarnąć piłkę sprzed nosa najlepszego zbierającego ligi – to już coś. Szkoda, że Glen Davis (1-10 FG, wybuczany) nie zagrał tak, jak jego koledzy.
Poza wieloma opcjami w ataku Magic mogli też liczyć na swoją obronę, która zagrała dziś dobrze i „przetrwała” świetne występy podkoszowych gości. Poza Love’m double-double dorzucił ostatnio bardzo dobrze grający środkowy Nikola Peković (16 pkt, 13 zb). Ten duet zebrał w sumie aż 28 piłek, więcej, niż wszyscy starterzy Magic. Przyzwoicie z ławki pokazali się dziś Michael Beasley (13) i JJ Barea (11), choć ten drugi popełnił aż 7 strat. Należy jednak wspomnieć o tym, że tylko Ricky Rubio (11 pkt, 8 ast, 5 TO) wśród graczy Minnesoty trafił ponad połowę rzutów (zaskoczeni?). Poza tym nie umieli dostatecznie „opiekować się” piłką. Aż 18 strat (12 Barei i Rubio) przyczyniło się do zdobycia 17 punktów Orlando.
Mimo słabości Howarda (szybkie dwa faule, potem nie mógł „wejść w mecz”) Magic nie oddali prowadzenia od 68 sekundy meczu, gdy za trzy trafił Turkoglu. Wolves nie zdołali dogonić ich w pozostałym czasie pierwszej kwarty, potem zaś grali coraz gorzej. W ostatnich trzech kwartach Wilki miały 8 asyst przy aż 16 stratach. Mimo to w czwartej kwarcie udało im się zmniejszyć stratę z 20 punktów do tylko ośmiu. Magic jednak odskoczyli dzięki dwóm trójkom z rzędu (Redick, Nelson).
JJ Redick trafił dziś wszystkie dwa rzuty wolne, przedłużając swoją serię do 33 trafień z linii z rzędu. Podniósł też swój procent skutecznych rzutów za jeden punkt do aż 95,9%. Gdyby sezon miał się dziś skończyć, procent ten byłby drugim najlepszym w historii ligi.
Love nie patrzy na wyniki. Liczą się zbiórki. To samo co w zeszłym roku^^ Jest 10 przekroczone jest „zwycięstwo”.
Hmmm Rubio przynajmniej 3 razy pokazał, że nie taki z niego Medżik Dżonson-głupie straty a chciał byc taki efektowny i genialny. Sporo się musi jeszcze poduczyć, ale dobrze mu idzie.
Widziałem komentarze na temat Rubio, że stał się lepszy niż Nash. Muszę przyznać, że żadnego meczu Hiszpana nie widziałem na żywo i nie wiem jak gra, ale porównywanie tych dwóch graczy teraz to komedia :)
Ale nie o to chodzi, J-Rich mam nadzieje, że wróci do przynajmniej 15 PPG. To dużo, biorąc pod uwagę to, że rzuca najmniejszą średnią rzutów w karierze, ale w Orlando na więcej liczyć nie może. Szkoda, że ORL grają Half-Court Offense. J-Rich to gracz na kontrę (szczególnie jak miał u swojego boku Nasha, Barona, czy Agenta 0). I tu jest + dla J-Richa, potrafi wpasować się w każdy styl i radzi sobie nieźle. Jest dobrym post-uperem, potrafi rzucić jak trzeba, a i w defensywie jak się postara to nie idzie mu najgorzej :)