Ryan Anderson jest w czołówce kandydatów do nagrody Most Improved Player dla najlepszego postępu. Ostatnio dobre występy przeplata słabszymi, dziś przeciwko Milwaukee Bucks miał tylko 9 punktów, ale za to aż 11 zbiórek. Ale to do niego należy najważniejsze trafienie meczu Orlando-Milwaukee, czyli trójka 18 sekund przed końcem meczu dająca Magic jednopunktowe prowadzenie, którego już nie stracili. Dzięki temu wygrali trzeci mecz rozgrywany z Kozłami w ostatnich 10 dniach.
Najważniejsza dla Magic akcja meczu rozpoczęła się od spudłowania floatera przez JJ Redicka (który wcześniej trafił inną ważną trójkę), ale Magic zebrali piłkę w ataku i przez Jameera Nelsona dostarczyli piłkę do niekrytego Ryana Andersona. Rzut, 3 punkty, prowadzenie 91:90. Do końca meczu zostało wtedy 18.1 sekundy, czyli dużo czasu, ale Brandon Jennings popełnił stratę. Od razu faulowany został Nelson, ale on się nie pomylił – jego dwa trafienia z linii rzutów wolnych postawiły Orlando w znacznie lepszej sytuacji, Bucks zaś z 10.8 sekundy czasu musieli odrabiać już trzypunktową stratę. Prostego lay-upu nie trafił Larry Sanders, a walka o piłkę pod koszem trwała już do samego końca. Magic po raz kolejny po nie najlepszym meczu z Kozłami ostatecznie wygrali. Jeszcze na 3:47 przed końcową syreną Bucks prowadzili pięcioma punktami 86:81. Nie zdołali jednak utrzymać korzystnego wyniku, bo Magic dzięki sześciu punktom z rzędu (w tym wspomnianej trójce Redicka) objęli jednopunktowe prowadzenie, które znów zostało im odebrane. Ciąg kolejnych zdarzeń (pudło Howarda z linii, trafienia Sandersa i Jenningsa) doprowadził do tego, że 31 sekund przed końcem meczu Bux prowadzili dwoma punktami. Potem Anderson zadał nokautujący cios gospodarzom, a Nelson ich dobił.
Jak wspominałem na początku, nie był to najlepszy ofensywnie mecz Andersona. Tylko 9 punktów (3-7 FG) zostało jednak nadrobione przez aż 11 zbiórek, a wiadomo, że gra na tablicach ostatnio u niego szwankowała. Ryan potwierdził jednak, że jest jednym z najlepszych zbierających w ataku, kradnąc gospodarzom aż 6 zbiórek na bronionej przez nich tablicy. Dwight Howard po słabym występie z Miami dziś powrócił do dobrej formy, zdobywając aż 28 punktów i 16 zbiórek. Co prawda miał też aż 7 strat (Jeremy Lin miał 3 – wiedz, że coś się dzieje), ale za to aż czterokrotnie asystował (to dużo jak na bigmana nie nazywającego się Gasol) no i przede wszystkim – był skuteczny z linii (10-14) po fatalnym 2-10 w Miami. Nie tylko Howard „odbił” się po fatalnym występie przeciwko Heat – Hedo Turkoglu (13 pkt, 3-4 3pt) i Jameer Nelson (15 pkt, 5 ast, 6-11 FG) także udanie się zrehabilitowali. JJ Redick znów zastąpił Jasona Richardsona, zdobył dziś 11 punktów. Kolejny dobry występ zaliczył Glen Davis (12 pkt, 6 zb), który trafił dziś 5 z 9 rzutów. Niby nic, ale w przypadku Big Baby’ego oznacza to bardzo wiele. Może wymiana Bassa za grubasa Davisa nie jest aż tak zła dla Orlando?
Brandon Jennings zdobył dla Milwaukee najwięcej, bo 22 punkty, ale popełnił stratę w samej końcówce meczu. Ersan Ilyasova nie zdominował desek tak, jak zrobił to noc wcześniej, ale Dwight Howard a Brook Lopez (wczorajszy rywal Turka) to jak niebo a ziemia. Mimo to Ersan zanotował solidne double-double złożone z 15 punktów i takiej samej liczby zbiórek. Jon Leuer (10 pkt) musiał łatać dziurę pod koszem (brak Boguta i Goodena) i udało mu się to w miarę, na pewno nie przyniósł wstydu. Bardzo dobrze zagrali rezerwowi – Mike Dunleavy (18 pkt, 6 zb) i Larry Sanders (13 pkt, 12 zb). Carlos Delfino spudłował 9 z 12 rzutów (8 pkt), ale ośmiokrotnie asystował i przechwycił aż pięć piłek.
Ponadto: Quentin Richardson rozegrał tylko cztery minuty po czym zszedł z parkietu ze stłuczonym udem … Ersan Ilyasova wymusił aż trzy faule w pierwszych 48 sekundach trzeciej kwarty
Następny mecz Bucks zagrają w Windy City z Bulls. Magic zaś zagrają w Newark z Nets.