Kolejna część analizy draftu 2010. Dzisiaj zawodnicy wybrani z numerami od 9 do 12.
#9 Gordon Hayward (Utah Jazz)
6.6 ppg (FG 46%, 3FG 37%), 2.2 rpg, 1.7 apg, 0.5 stl, 0.4 blk
O skrzydłowym głośno zrobiło się kiedy w świetnym stylu poprowadził Butler Bulldogs do finału NCAA Tournament – pierwszy raz w historii. Pewnie nie raz słyszeliście już historie o tym jak młodzi niscy chłopcy nagle wyrastali na wielkich chłopów z dwoma metrami wzrostu. Nie trzeba szukać daleko – Michael Jordan, Scottie Pippen… Tak też było z Haywardem. Zaczynał grę w kosza jako guard, miał być tylko niskim graczem, którego wzrost będzie przeszkadzał mu w przedostaniu się na wyższy poziom. Miał nawet rzucić kosza na rzecz tenisa. Nic więc dziwnego, że kiedy urósł do 203 cm zainteresowanie nim było ogromne. Duży gość o umiejętnościach obrońcy to zawsze interesujący prospekt.
Jazz właśnie na powodzenie takiej mieszanki liczyli przy jego wyborze. W debiutanckim sezonie od początku znalazł swoje miejsce w rotacji. Co prawda większość spotkań pierwszego miesiąca rozgrywek kończył z zerowym dorobkiem punktowym, ale doświadczenie było bezcenne. Jego talent eksplodował w kwietniu kiedy po serii niezłych występów rzucił przeciwko Nuggets aż 34 punkty podsycając tylko nadzieje fanów z Salt Lake City.
W tym sezonie jest już etatowym starterem. Spisuje się całkiem przyzwoicie, zagrał 3 mecze powyżej 20 punktów, ale gdzieś w trakcie lockoutu zatracił swoją świetną skuteczność w rzutach z dystansu (z 47% rok temu do 25% obecnie). Hayward to cały czas jednak przyszłość. Potrzebuje ogrania zanim zacznie pełnić w Utah rolę większą niż tylko startera. Patrząc na rozwój jego kariery i potencjał jakim dysponuje takie rozwiązanie wydaje się być możliwe.
#10 Paul George (Indiana Pacers)
9.3 ppg (FG 44%, 3FG 34%), 4.3 rpg, 1.5 apg, 1.2 stl, 0.5 blk
Moim zdaniem jeden z najlepszych wyborów w tym drafcie. Chłopak został świetnie wpasowany w koncepcję Indiany. Przy 203 cm wzrostu (tutaj mogą być wątpliwości, bo George urósł jeszcze tego lata) potrafi bronić graczy zdecydowanie niższych od siebie i kto wie czy jako shooting guard nie realizuje się w NBA lepiej niż mógłby to robić jako niski skrzydłowy.
W tym roku wykonał duży postęp. Może nie jest to widoczne w statystykach tak jak np. w przypadku Ryana Andersona, ale doskonale widać to na boisku. Nie wychodzi już udowadniać, że zasługuje – jest starterem i ma zapewnione 30 minut w meczu. Oprócz tego, że podobno urósł solidnie musiał popracować nad rzutem za 3. Rok temu trafił 41 trójek na skuteczności zaledwie 30%. Teraz 32 spotkania wystarczyły mu na „załadunek” 53 rzutów z dystansu. Skuteczność – 39%.
Dlaczego będę upierał się przy tym, że Indiana wybrała najlepiej jak mogła? Dopóki Granger będzie w Indianapolis, George siłą rzeczy będzie grał jako 2 i chyba specjalnie mu to nie przeszkadza, bo radzi sobie świetnie. W takich okolicznościach mają jedną z najwyższych piątek w lidze odliczając pozycję point guarda. Poza tym mają świetną broń w defensywie – to właśnie na tej stronie jego gry głównie skupiano uwagę w początkach jego kariery. Dowód dał w serii z Bulls kiedy mimo fatalnej skuteczności grał aż 27 minut i notował 1.4 przechwytu oraz 2 bloki na mecz.
Podczas All-Star Weekend po raz pierwszy wystąpi w konkursie wsadów. Oprócz tego zobaczymy go w rywalizacji wschodzących gwiazd.
#11 Cole Aldrich (Oklahoma City Thunder)
1.6 ppg (FG 57%), 1.9 rpg, 0.2 apg, 0.3 stl, 0.5 blk
Kariera w Kansas układała mu się świetnie. Najpierw mistrzostwo, potem niezły sezon ze średnimi double-double. W 3 sezonie obniżył loty, ale notował 3.5 bloku na mecz.
Dzisiaj wiemy jednak, że poszedł zdecydowanie za wysoko. Większość sezonu debiutanckiego spędził na zesłaniu do D-League. W NBA pokazał się tylko w 18 spotkaniach zdobywając łącznie… 18 punktów (za jeden punkt zarobił 118 tysięcy $). W tym roku częstotliwość jego występów trochę się poprawiła – zaliczył „już” 12 gier. Nadal jednak są to osiągnięcia żałosne jak dla gracza z loterii. Przypomnę tylko, że oryginalnie wybrany został przez Hornets. A można było jeszcze wyciągnąć kilku graczy, którzy dziś byliby w Nowym Orleanie pewnie starterami…
#12 Xavier Henry (New Orleans Hornets)
4.3 ppg (FG 41%, 3FG 17%), 1.0 rpg, 0.5 apg, 0.3 stl, 0.1 blk
Kolega Aldricha z Kansas, któremu organizacja z Nowego Orleanu także nie jest obca. Po tym jak wybrali go Memphis gdzie konkurencję miał naprawdę sporą (Tony Allen, OJ Mayo) został wytransferowany na początku tego sezonu. W barwach Niedźwiadków rozegrał zaledwie 38 spotkań (16 jako starter) zaliczając kilka przebłysków (m.in. 17 oczek z Nuggets).
Nieprzypadkowo wiązano z nim spore nadzieje, bo jako freshman spisywał się w Kansas nieźle (13.4 ppg, 4.4 rpg). Obdarzony niezłymi warunkami fizycznymi jak na rzucającego obrońcę gracz mógłby szukać swojej szansy w Memphis gdyby do skutku doszedł transfer OJ Mayo do Indiany. Niestety ostatecznie transfer przepadł i młodego zawodnika bez szans na grę bez żalu oddano.
W tym sezonie w barwach Hornets rozegrał 12 spotkań zachowując poziom z zeszłych rozgrywek (4 punkty na mecz). Nie jest to nic szczególnego, ale ważne, że urodzony w Belgii gracz regularnie wychodzi na boisko. Zapewne inaczej wyobrażał sobie swoje pierwsze 2 lata gry tak samo zresztą jak i my. Może jednak z czasem odnajdzie się w NBA i wejdzie na poziom przynajmniej pewnej opcji z ławki? Na college’u był niezłym strzelcem za 3. Na parkiety najlepszej ligi świata póki co jeszcze tego nie przeniósł.
Coraz słabszych zawodników mamy w NBA i tak będzie z roku na rok. Nie wiem czego jest to wina, może zbyt dużej eksplozji i poziomu gry takich zawodników jak Kobe czy LeBron. Może inne wychowanie, może inne czasy na to wpłynęły tak czy siak nie podoba mi się nowa koszykówka. Kiedyś nie liczyła ja się pozycja zawodnik na czym by nie grał i tak miał szanse byc liderem drużyny, a teraz??? Centrzy wyrastają ( a właściwie „ maleją „ ) na ostatnich w drużynie, a właściwie to tylko na obrońców. Zamiast Power Foward powinniśmy nazywac go Shooting Foward ( nie wiem czy dobrze Foward napisałem ), bo typowa 4 teraz ma za zadani stój spokojnie i czekaj na rzut. FS i SG teraz też są coraz niżsi i są to zawodnicy typowo słabi, a na liderów wyrastają PG, którzy niedługo będą chyba mieli po 2 metry. To tylko moja wizja może głupia i nie dojrzała, ale cóż nie mogłem tego dłużej w sobie duścic :).
Dokładnie, zupełnie inne szkolenie, inna koszykówka. Silny skrzydłowi obecnie kształtują się tylko na ofens i w defensywie większość budzi uśmiech politowania. Shooting Forward to idealne określenie, zresztą centrzy podobnie kuleją, kiedyś kompletnie nie do pomyślenia by center był tak słaby w defensywie jak np. jest to w przypadku Gortata czy Monroe.
a George świetny zawodnik, to moim zdaniem będzie przyszły all-star. Chyba wszyscy pamiętamy jego doskonały difens na Rose podczas PO. Już teraz jest chyba trzecim SG na wschodzie, ostatnio kilka słabszych spotkań, ale bardzo wartościowy zawodnik, chociaż czasem za szybko łapie faule, ale to też wynika z tego jak agresywnie potrafi kryć. To powinna być lepsza wersja Tony Allena czy Shane Battiera.
George nie będzie lepszą wersją T. Allena czy S. Battiera, to jest gość o olbrzymim potencjale, przeczuwam, że może być nie tylko all starem ale kimś mega, kto będzie dominował na swojej pozycji.