Jak informował magazyn „Forbes”, bilety na mecz Miami Heat z New York Knicks, w składzie których gra sensacyjny Jeremy Lin, były dwa razy droższe od zwykłych. Kibice, którzy stawili się w American Airlines Arena, pewnie teraz zadają sobie pytanie, po co to wszystko.
Na South Beach o „Linsanity” najwyraźniej nie słyszeli. Absolwent Harvardu przeżył wczoraj twarde lądowanie w hali sponsorowanej przez linie lotnicze i miejmy nadzieję, że szybko pozbiera się po tym, na pewno mocnym, ciosie, jaki wczoraj otrzymał.
Statystyka wieczoru? Może ta – 1/18 z gry – oto skuteczność rozgrywających New York Knicks. Złożyło się na nią 0/7 Barona Davisa i 1/11 Jeremy Lina. Za oceanem mówią na to suffocating defense, czyli podduszająca, tłamsząca obrona. Miami Heat robili wczoraj wszystko, żeby pokazać, jak silną są obecnie ekipą po obu stronach parkietu. Praktycznie przez cały mecz, z przerwami na serię 3/3 z dystansu Steve Novaka (4/5 w całym spotkaniu) czy niezłe zmiany JR’a Smitha, tłamsili ataki nowojorczyków. Do przerwy goście zanotowali zatem 15 strat…z czego aż 11 było przechwytami Heat. Wiemy, że to najlepsza drużyna NBA w kontekście zamieniania strat/przechwytów na łatwe punkty w kontrze.
Oprócz tego pod koszami czuwał „Warden”, czyli Joel Anthony. „Big Cat” zanotował 5 bloków, cała ekipa „Żaru” miała ich do przerwy 7. Lin i spółka poznali, co oznacza słowo „obrona mistrzowskiego kalibru”. Był taki, naprawdę fenomenalny fragment, mniej więcej w połowie drugiej kwarty, kiedy, jak to ujął Ira Winderman bodies were flying all over the place (trup ścielił się gęsto?), gracze Heat nurkowali po piłkę w trybuny, LeBron wpadł na bandę, Joel genialnie zablokował łatwe punkty w kontrze, do tego oba teamy biegały w te i z powrotem. Fantastyczny fragment i pokaz atletyzmu możliwego tylko w NBA.
W obronie oprócz „Wardena” i LBJ’a indywidualnie wyróżnić należy na pewno Shane’a Battiera. Nie pamiętam, czy podobał mi się tak choć raz w tym sezonie. Jego wysokie wyjścia przy pick-n-rollach odcinały Linowi możliwość gry z rolującymi wysokimi, co właściwie podcięło gardło Knicks. Zabawne było jednak, że Lin otrzymał dwie „star calls” – gwiazdorskie gwizdki. Wymusił faule w ataku Dwyane’a Wade’a i LeBrona Jamesa…
Knickerbockers serio nie wyglądali źle. Próbowali podjąć walkę, pokazali głębię składu. Na pewno zawiódł Amar’e Stoudemire (13 pkt., 5 zb.). Po prostu Miami wyglądało jak Mistrz NBA. Ilekroć trafiali Smith czy Novak, do akcji wkraczał ten trzeci – Chrizzey Bossh i wkładał mecz do lodówki. Tym samym paczka z South Beach wygrała ósmy mecz z rzędu i chwilowo stonowała „Linsanity”.
A propos – na meczu obok Chada Ocochinco siedział niejaki Floyd Mayweather Jr., spóźniony o jakieś 40 minut. To ten bokser, który powiedział, że „Linsanity” jest spowodowane rasą Jeremy’ego. Nie wiem, czy zamienili chociaż słowo, ale pewnie miał nie lada satysfakcję.
Mam małe pytanie. Na czym polega star call?
@Pawel1992 Gwiazdorski gwizdek, czyli te decyzje sędziów, które w dyskusyjnych sytuacjach rozstrzygane są na korzyść gwiazd. Akurat tutaj, nie tylko ja, użyłem tego ironicznie, bo zawsze taki przywilej star calls należał się D-Wade’owi cz LBJ’owi, a tutaj dwa razy Lin złapał ich na szarży i sędziowie przychyli się do niego. Więc „star call” dla Lina to w tym przypadku żart, chociaż kto wie, jak było naprawdę. :)
Wiadomo że Lin musiał kiedyś zagrać gorszy mecz,a że stało się to z Miami to moim zdaniem wypadek przy pracy a nie jakiś mocny defence Cola czy Chalmersa
przecież oni go zmietli:) Lin będzie dobrym zawodnikiem ale all star to dla niego za wysokie progi moim zdaniem
piekna obrona na pick&rollach wysokie wyjscia zawodnikow z pomocy co pozwalalo na bardzo efektywne double teamy, znakomita obrona calego Miami (LBJ 5 stls, 2blk) i mario chalmers ktory kompletnie zgasil Lina.
@Currorse – akurat większą rolę odgrywali wysocy oraz Battier, ale Chalmers i Cole również świetnie się spisali. Polecam akcję przy 4:2, przechwyt i wsad Chalmersa. LeBron natomiast miał rekord sezonu w przechwytach – 5. To był mocny defense.