Ostatnio przeczytałem o tym, że jeden z największych talentów naszej koszykówki – Mateusz Ponitka, musi dorabiać komentując spotkania w Sportklubie. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego – wszak za oceanem coś takiego jest w miarę normalne. Problem w tym, że chodzi o młodego, wciąż aktywnego gracza, który zarywa noc a rano jedzie z kolegami na mecz i wszystko przez to, że po prostu musi się za coś utrzymać.
Jak w takiej sytuacji możemy liczyć na kolejnych rodaków na parkietach NBA i co by się musiało zmienić by kolejny Polak tam trafił?
1) Party smart not party hard.
Przede wszystkim zawodnik musi skoncentrować się na długofalowym celu i wszystko temu podporządkować. Nie chodzi o to, że trzeba sobie zabierać możliwość zabawy z przyjaciółmi i odrobiny relaksu. Wręcz przeciwnie. Trzeba jednak znać umiar i wiedzieć kiedy jest czas na dyskotekę (a nawet drinka), a kiedy nie można na to sobie pozwolić. U nas w kraju natomiast funkcjonuje przekonanie, że po meczu trzeba się napić, a i ’pójście na dziewczyny’ nie jest niczym nadzwyczajnym.
W NBA nawet w trakcie sezonu zdarzają się imprezy, a gracze nie stronią od kobiecego towarzystwa. Piszą o tym wszyscy od Rodmana po Johnsona. Różnica polega na tym, że Dennis przed i po imprezie wkładał 200% wysiłku na sali i w siłowni. Wiedział, że niczego nie ma za darmo i za zarwaną godzinę snu czekają go dwie ze sztangą. Tymczasem u nas (o czym częściej słyszymy przy okazji piłkarzy) chodzi o to, żeby się bawić, dużo zarabiać i nie przepracowywać, a jak trener chce wymusić pracę to jest od razu zły i trzeba grać przeciwko niemu by go zwolnić.
2) Wysiłek jest twoim przyjacielem.
Tutaj sprowadzamy się do punktu numer dwa. Sam sport uprawiałem co najwyżej półprofesjonalnie, ale uwielbiałem gdy po treningu/meczu wracałem do domu wykończony. To jest takie dziwne uczucie, którego zwykły kibic może nie zrozumieć. Połączenie relaksu z satysfakcją i fizycznym zmęczeniem, którego najbardziej brakuje gdy zawiesi się buty na kołku.
Mogę tylko teoretyzować jak to wygląda w świecie zawodowego sportu, ale przypuszczam, że w związku z ogromnymi obciążeniami trzeba się zmuszać do pokonywania samego siebie. Jedynym sposobem by to osiągnąć jest przekonanie, że to co robimy wyjdzie nam na dobre.
3) Doświadczony i inteligenty trener.
Ja przekonałem się o tym za sprawą inteligentnego trenera, który widząc jak zasuwam od dwóch tygodni na treningu dał mi w nagrodę występ w pierwszym składzie choć byłem słabszym zawodnikiem niż nominalny starter. Jednym ruchem zrobił trzy dobrze rzeczy dla zespołu. Dał mi motywację do dalszej pracy (bo wiedziałem że się opłaca). Pokazał zespołowi, że nikt nie jest nie do ruszenia ze składu i w końcu lepszego gracza zmotywował do większej pracy, a ten wkrótce dzięki temu odzyskał miejsce w drużynie.
W szerszym obrazie Polaka w NBA chodzi o to, żeby zmieniając kolejne kluby spoglądać nie tylko na to kto da więcej, ale patrzeć też kto ma prowadzić zespół. Wystarczy trochę popytać w środowisku koszykarskim i już wiadomo z jakim typem szkoleniowca mamy do czynienia. Kluczem jest to, żeby trener nie bał się postawić na mniej doświadczonego gracza i potrafił go maksymalnie dużo nauczyć.
4) Znajdź swojego mentora
Nie musi być nim koniecznie trener. Może być kolega z drużyny. Tutaj odwołam się do NBA i młodego Chucka Barkley’a. Każdy kto oglądał kilka programów stacji TNT wie jak trudny ma charakter. Barkley po tym jak trafił do 76ers był przekonany o swoich wysokich umiejętnościach, ale miał ciągłe problemy z utrzymaniem się w odpowiedniej formie fizycznej. Osobą, która mu najbardziej pomogła był Moses Malone. Nie przebierając w słowach, Moses tłukł mu tyłek na każdym treningu i uczył go także jak ma się zachowywać poza parkietem by osiągnąć sukces. Tak jedno jak i drugie jest bezcenne.
Z drugiej strony może to być szkoleniowiec jak słynny Chuck Daly z Pistons. Myślicie, że łatwo było utrzymać w ryzach zespół z Laimbeerem, Thomasem, Dantley’em czy Rodmanem? Oczywiście, że nie – ale każdy z nich miał niesamowity szacunek do Daly’ego i słuchał go jak zaczorowany. Znamienite jest też to, że Robak nazywał go Bogiem.
5) Trzeba zaryzykować
To co wydaje się stosunkowo proste jest w rzeczywistości najtrudniejsze. Myślicie, że łatwo było Marcinowi Gortatowi postawić wszystko na jedną kartę i wyjechać do Niemiec? Na pewno nie, ale tylko w taki sposób był w stanie tak szybko przybliżyć się do gry w NBA. Nie trzeba być geniuszem by zrozumieć, że raczej ciężko skautom NBA dotrzeć na mecz PLK. Dużo łatwiej jest błysnąć występując w amerykańskiej lidze akademickiej, hiszpańskiej ACB czy choćby BBL.
Zdecydowanie prostsze jest wybranie koszykówki gdy nie ma się alternatyw. Po co jednak tak ryzykować mając spokojny zawód i te kilka/kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie? Ano po to, by za 5 lat zarabiać kilka milionów dolarów rocznie. Będąc minimalistą do niczego się nie dojdzie.
Wnioski
Czy wobec tego wszystkiego co napisałem wyżej jest szansa by w najbliższym czasie kolejny Polak trafił na parkiety NBA? Tak jest. Problem polega na tym, że zawodnicy tacy jak Gielo, Karnowski, Ponitka, Niedźwiecki, Pamuła czy Michalak są w dużej mierze pozostawieni sami sobie.
W naszej lidze brakuje graczy, którzy mogliby być dla nich prawdziwymi mentorami. Czy oprócz Adam Wójcika ktoś taki przychodzi Wam od razu do głowy? Nie ma też trenerów, którzy samym nazwiskiem wzbudzaliby szacunek. Jest oczywiście Andrej Urlep, są rozpoznawalni Uvalin czy Rajkovic – ale czy to nie za mało? Czy byli zawodnicy nie powinni pełnić ważniejszych ról w zespołach i ostatecznie czy nie byłoby warto zainwestować w paru doświadczonych graczy, którzy słyną z profesjonalnego podejścia?
W końcu czy właściciele drużyn nie powinni trochę większą opieką otoczyć najbardziej utalentowanych graczy? Z biznesowego punktu widzenia niezłym pomysłem byłoby np. inwestowanie w takiego zawodnika w zamian za udział w jego przyszłych zyskach. Pytanie tylko czy coś takiego w ogóle kogoś interesuje w naszym kraju i czy nie jest tak, że o tym czy dostaniesz się do NBA decyduje przede wszystkim szczęście?
Chciałbym żeby tak nie było.
Przecież tu nie chodzi o to czy sobie ktoś dorabia czy nie. Z resztą biorąc pod uwagę intensywność gry w Naszej lidze (jeden dwa mecze w tygodniu) to jakoś trzeba resztę czasu zagospodarować. Mateusz raczej za 1500 brutto nie siedzi w Politechnice tylko trochę więcej zarabia. Poza tym co to za porównanie do NBA? Jak jesteś gwiazdą w NBA ale również rookie to dostajesz marne wynagrodzenie. Jasne kilkaset tysięcy dolarów to nie to samo co pare złotych. ale pokory trzeba się nauczyć. A największym problemem jest to że od jakiegoś czasu w Polsce szkolenie koszykarskie spadło poniżej zera!!! Gdzie podziały się SMS-y??? Kluby prawie wogóle nie wydają na krajowe parkiety nawet średnich europejskich młodych graczy a w artykule jest mowa o NBA… Na dzień dzisiejszy większość drużyn w PLK i niższych ligach szuka zawodników którzy pomogą im w utrzymaniu ew. w walce o PO a nie o tym żeby szkolić młodzież i dbać o przyszłość. A tacy zawodnicy jak Ponitka czy Karnowski grając w PLK tylko obniżają swoje umiejętności zamiast je doskonalić. Marcin Gortat ma przede wszystkim mentalność zwycięzcy i każdy cel jaki sobie postawi to go realizuje. Porównajmy do MG Maćka Lampe przecież On dostał szansę w NBA ale jej nie wykorzystał a z każdym kolejnym sezonem dla niego możliwość gry w NBA oddala się.
„A tacy zawodnicy jak Ponitka czy Karnowski grając w PLK tylko obniżają swoje umiejętności zamiast je doskonalić”
Delikatnie mówiąc, jak dla mnie, przesadziłeś. Karnowski wg mnie nie jest jeszcze w 100% przygotowany do gry na takim poziomie. W tym sezonie zagrał tak naprawdę jeden dobry mecz, przeciwko Anwilowi z dogrywką. Był jego bohaterem notując ponad 20pkt. Brakuje mu pewności siebie i kilku manewrów podkoszowych by stać się czołową postacią tej ligi. Jak na mój gust ten sezon to tzw. przetarcie z graczami pokroju Daniela Kickerta czy Johna Turka którzy grali już na niebo wyższym poziomie. Doświadczenie i ogranie zbiera się latami.
Ponitce na pewno brakuje rzutu z dystansu, a poprawi go poprzez pracę z samym sobą.
Dodam też, że trzeba się zastanowić ile ktoś od siebie wymaga – ustawić sobie cel. Wg mnie profesjonalista powienien sam popracować nad sobą (swego czasu specjalnego trenera od przygotowania fizycznego miał Kordian Korytek i znacznie poprawił swoją motorykę. Celuję w fakt ,że Karnowskiego trzeba nieco wzmocnić i poprawić wytrzymałość oraz zwrotność bo sam wzrost to nie wszystko..coś podobnego zrobił Trybański wyjeżdżając na ponad rok z Polski by dostać się do NBA). Użyłeś dobrego słowa, mentalność i ja na razie jej dobre znaki widzę tylko w Tomku Gielo. Wiedział co zrobić i wie czego chce znajdując się w Stanach ala Olek Czyż.
Nawiązując do meczu Ponitki po komentowaniu. Śląsk zagrał słabo i o mały włos warszawiacy nie wygrali tego spotkania. Mateusz zagrał bardzo przeciętne by nie powiedzieć słabe zawody (8pkt,9zb). Zarwana noc – przed ligowym meczem – to nie dla mnie. Można gdybać co by było, gdyby skończyło się kontuzją?
Puentując: sam mam brata, który zawodowo gra w kosza. Kiedy mieszkał w 30-tysięcznym miasteczku też każdy mu radził by wyjechał i szukał szkoły u innego trenera w wieku 14lat. Trafił pod skrzydła lepszego trenera w koszykarskiej metropoli. Pokazał charakter bo spędzał masę czasu na sali i poza nią, na boisku ,czasem nawet kosztem szkoły. Wybił się i nie tylko on z tego samego małego miasteczka i do dziś zarabia graniem. Głównie ze względu na swoją mentalność i zangażowanie (on niemal spał z piłką i grał w 3 kategoriach wiekowych w jeden weekend (!) ale miał cel który zrealizował, nawet przechodząc przez problemy zdrowotne czy karencję związaną z licencją czy jej brakiem).
Każde większe miasto ma kilku dobrych trenerów, którzy znają się na rzeczy i takie biadolenie ,że czegoś się nie da, albo mamy słabych trenerów nie przemawia do mnie. Jak ktoś chce i ma cel to znajdzie i go osiągnie tylko trzeba się nad tym dobrze zastanowić i poszukać sobie sprzymierzeńców lub właściwych doradców.
Z Lampe to jest tak, że na razie osiągnął bardzo dużo, jest zadowolony ze swojej kariery, mówiąc ,iż do NBA trafił dużo za wcześnie. Został MVP ligi rosyjskiej, poukładał sobie życie i lada dzień wróci do częstszego grania w hiszpańskiej ACB. Nie uważam, że się cofnął. Może do NBA po prostu nie pasował? Historia zna wiele takich przypadków, iż nie każdemu spodobało się w NBA (Navarro czy Bodiroga to chyba najlepsze z nich).
Pełna zgoda + u nas jest jeszcze jeden problem. Bo ci zdolni i chcący pracować 14-latkowie powinni być wychwytywani przez trenerów kadr województwa, makroregionu i kraju. Tymczasem u nas to wygląda tak, że jak powoływane są kadry powiedzmy Dolnego Śląska to z góry wiadomo, że 90% miejsc obejmie Wrocław, a nie wiem jakim trzeba być kozakiem żeby dostać się spoza miasta i bez kontaktów. (Przynajmniej tak bylo parenascie lat temu – moze teraz sie zmienilo, choc tez watpie…).
No właśnie dlatego o tym napisałem tacy gracze jak Ponitka czy Karnowski po zdobyciu srebra i jeszcze później mogli spokojnie wybierać naukę w zagranicznych klubach niestety tego nie zrobili a sam przytoczyłeś przykład Olka Czyża dokładnie ten chłopak wie czego chce bo gdyby było inaczej już dawno grałby w Europie (nie mówie że jest gorzej niż w USA) ale tu gdzie jest teraz ma odpowiednie szkolenie. A w/w gracze w polskich klubach nie dostaną tego samego co Czyż dostał będąc chociażby podopiecznym Mike`a Krzyzewskiego.
Jasne że nie da się nawet w NBA odkryć wszystkich talentów ale przy ich szkoleniu i selekcji skuteczność przy wydobywaniu tych talentów jest ogromna.
Co do Maćka Lampe to nie napisałem że się cofnął. Chodziło mi o to że szansa powrotu do NBA z każdym sezonem jest trochę dalej.
Pamiętam że jak jak byłem w szkole podstawowej czy później w liceum to w każdej klasie chodziłem na SKS-y w koszykówkę. I w tamtych czasach choć nie było to wcale tak dawno dało się zorganizować chociażby namiastkę szkolenia teraz nie ma nawet tego…
Jeżeli chcemy myśleć o jakimkolwiek szkoleniu to musimy szkolić młodzież od najmłodszych lat. A tego niestety nie robimy. Do tego potrzeba większej inicjatywy.
Jak najbardziej nie mam problemu z tym, ze ktos sobie dorabia. Wiecej – powiem ze to raczej dobrze o nim swiadczy. Chyba problemem bylo to ze klub nie placil na czas przez to musial probowac innych drog. Ale generalnie nie o to chodzilo, a byl to tylko bodziec do napisania tekstu.
Dokladnie o to chodzilo, ze nie ma zupelnie pomyslu wladz ligi jak to zmienic. Kluby na calym swiecie (nawet w NBA – patrzcie na droge jaka przeszli OKC Thunder) inwestuja w mlodych bo wiedza ze to od nich zalezy przyszlosc klubu. Wszedzie tak jest, tylko nie u nas. U nas lepiej posciagac 35-letnich Amerykanow i graczy z Balkanow, bo liczy sie wynik – jakby jakas roznice robilo to czy zajmie sie miejsce 4te czy 5te…
Tak jak napisałem wyżej liczy się tylko wynik. nie wiem czy pamiętasz ale kiedyś w I-szej Lidze grała SMS Warka która bez względu na wynik ani nie awansowała ani nie spadała z ligi a młodzi mogli ogrywać się na zapleczu ekstraklasy i ważne było to że grali oni regularnie. Jakiś pomysł to był wielu koszykarzy później grało w ekstraklasie.
Dokładnie – wydaje mi się, że taki klub powinien funkcjonować i teraz, a może nawet na poziomie PLK. Umówmy się – skoro liga kręci wałki jak z wybiórczym graniem Asseco to nie mogliby zrobić takiej drużyny?
Nic nie zastąpi grania na najwyższym poziomie przeciwko możliwie najlepszym rywalom. To świetnie uczy pokory gdy 40-letni Oława ogrywa nastolatka, który myśli że już umie wszystko.
Bob to nie jest kręcenie wałków i parę lig europejskich stosuje podobne zabieg, który u nas w Polsce odbił się wielkim echem.. Zwolnienia z części sezonu praktykowano w ligach czeskiej czy słoweńskiej na rzecz CEZ Nymburku lub Olimpii Ljubljany , ich występów w Pucharach czy innych ligach (VTB czy Adriatycka). Jeśli mnie pamięć nie myli również Partizan Belgrad miał taryfę ulgową.
Wałek, nie wałek (ja uważam że wałek, bo to była zmiana regulaminu pod jeden zespół, który miał dzięki temu odnosić sukcesy w Europie, a nie odnosi) ważniejsze jest to, że regulamin rozgrywek jest modyfikowalny i taka SMSowa kadra imho mogłaby grać w PLK.
może nieco rozwijając pierwsze punkty – kiedyś przeczytałem, to chyba było odnośnie biegania, ale sens ten sam. zawodowiec różni się nie tym jak trenuje lecz jak odpoczywa. zakładając że kwestie treningowe wykonuje się sumiennie (no i nie okłamujmy się – trening to nie tylko klepanie piłką + ile siebie się wkłada się w godziny), ale pozostaje kwestia regeneracji, odżywiania itp. Lepiej nawyki wyrabiać za młodu niż później dwukrotnie mocniej się starać aby nadrobić czas.
Bob przytoczył piłkarzy – dla mnie oni stanowią oddzielną grupę 'sportowców’, o ile to czasem można nazwać zawodowym sportem, bo ich zarobki są zupełnie nie adekwatne do tego co reprezentują.
Woy wspomniał o swoim bracie, który jako czternastolatek już wiedział, że boisko z koszami bo obu końcach będzie jego drugim domem, ale jak przedstawiają się szansę osób starszych? którzy również wyrzekają się wielu rzeczy, by rozwijać swoje umiejętności.
Myślę tu o licealistach, gdzie oni mają szukać szczęścia?
Szczerze mówiąc uważam, że dla licealistów jest już za późno – bo ich koledzy, którzy mieli więcej szczęścia już od kilku lat regularnie rywalizują na wysokim poziomie.
Taki Rubio w wieku 18 lat grał w kadrze Mistrzów Europy na Olimpiadzie…
Próbuj, staraj się ale raczej bądź przygotowany na to, że z koszykówki się nie utrzymasz…
Bob chyba przesadzasz Gortat np późno zaczął 18 – 19 lat z tego co pamiętam. Poza tym do NBA może się nie załapie ktoś kto zaczyna później ale na poziom euroligi albo PLK? jak dla mnie 25+ można mieć i zacząć zarabiać. Sam mam kumpla który w wieku 23 zaczął i jakoś daje radę zarobić:)
Tylko wcześniej grywał amatorsko na boiskach ale chyba to doświadczenia specjalnie się nie liczy:)
Poza tym ciężką pracą można cudów dokonać a jeszcze odrobina talentu to już kosmos.
Nie wiem jakie warunki ma kolega, ale powiem Ci że w przypadku Marcina na pewno pomogły mu nieprzeciętne warunki.
Jestem realistą – oczywiście są wyjątki od reguły i gracze, którzy są tak uparci że przez ligi amatorskie, kolejne szczeble (trzecia, druga, pierwsza liga) i ligi w innych krajach w końcu osiągną cel ale to jest nawet nie odsetek a promil graczy…
Ale poszedłeś parę szczebli za daleko żeby zarabiać wystarczy grać w plk o tych zagranicznych to już nie mówiąc. Żeby grać w nba to u nas i tak raczej ciężko zaczynając od 5 lat bo szkolenie kuleje. Ale żeby zarabiać to jak najbardziej moim zdaniem można.
Sam grywam wprawdzie amatorsko dwa razy w tygodniu i niektórzy jakby się postarali to by spokojnie z marszu do 2 ligi naszej się łapali a niektórzy i nawet do 1. Ale może się mylę. Po prostu nasza liga ma słaby poziom a z drugiej strony w niej zarabiać można bo może poza bankrutami którym powoli staję się politechnika.
Zresztą w PLK jak ktoś jest czarnoskóry i przechodził kiedyś dajmy na to obok hali Pepsi Arena a jeszcze jak w niej był i ma zdjęcie to ma s5 w kieszeni:)
nawet jak ma 40 lat
Nie no jasne – w trzeciej lidze siatkowki juz mozna miec na zycie jako student. Mi chodzi o to ze myslac wciaz o mlodych osobach kazdy ma ambicje by zajsc jak najwyzej. Nie powiesz mi chyba, ze jako 15-16 latek myslales ze Twoim celem jest PLK? Kazdy jako dziecko marzy/marzyl o NBA :)
Nie obchodzi mnie rzeczywistość, ja będę próbował.
I za to wielka piątka Rocky :)
Rodmanowi też wszyscy mówili że nie da rady.
A zresztą temat wałkowany miliony razy przez różne media i w różnych dyscyplinach w Polsce. Niestety samo gadanie niewiele nam pomoże dopóki nie znajdą się ludzi którym będzie zależeć na rozwoju młodzieży…
Jasne z tym, że jeżeli poddamy się nawet w temacie dyskusji to za 10 lat nikt nie będzie pamiętał o takiej dyscyplinie jak koszykówka w Polsce.
Osobiście liczyłem na to, że sukcesy kadry Szambelana coś ruszą, ale chyba zamiast pomóc jeszcze bardziej przeszkodziły – no bo skoro bez systemu mamy takich grajków, to po co się wysilać…
Zobaczcie jaka masa dwumetrowców marnuje się u nas grając w siatkówkę.
I tu nie chodzi o szkolenie, kasę itd. Po prostu prawda jest taka, że tam nie muszą pakować, na boisku nie muszą się przepychać, a wystarczy, że skaczą w górę i mają dobrze ułożoną łapę. Chorągiewki przyjdą pokibicować i kasa wpada.
Może ktoś wreszcie by Polakom przemówił do rozsądku, że to sport dla kobiet…