W ciągu 22 dni rozegrano aż cztery spotkania między Orlando Magic a Milwaukee Bucks. Za każdym razem triumfowali ci pierwsi. Dziś we własnej hali w świetnym stylu przypieczętowali sweep. Kluczem do wygranej była dobra ofensywa, aż 114 punktów to drugi najlepszy wynik Orlando w tym sezonie. Znów świetny występ Dwighta Howarda oraz jego supportu.
Magic wystartowali rewelacyjnie, z energią, świetną ofensywą i przede wszystkim – z trafianiem rzutów. To właśnie „gorący” shooting gospodarzy stał za ich sukcesem. Już w pierwszej kwarcie wypracowali sobie aż 17-punktową przewagę, która stała się faktem po trójce Turkoglu. Pierwsze 12 minut zakończyło się wynikiem 36:21 i nie ma wątpliwości, że to atak Orlando był przyczyną zdominowania Bucks. Ci zupełnie nie umieli odnaleźć się na parkiecie, trafiając zaledwie 45% rzutów. Zaledwie, bo Magicy trafili aż 57,7% w tym 5 z 11 trójek. Najlepszymi graczami Orlando w pierwszej ćwiartce byli Dwight Howard i Jason Richardson. Ten duet zdobył w sumie więcej punktów, niż cały zespół Milwaukee (22 pkt – Dwight 12, 6-7 FG, J-Rich 10, 4-6 FG). Co ciekawe, świetny ball-movement w 1Q doprowadził do tego, że przy aż 11 asystach Magic popełnili tylko jedną stratę. Jeszcze jedna ciekawostka – offensive rating Magic po pierwszej kwarcie wynosił aż 148.5. Bucks – 86.6.
Te wszystkie pozytywne słowa pod adresem Orlando mógłbym napisać o Milwaukee Bucks z drugiej kwarty, która została przez nich po prostu zdominowana. Nie wiem, ile zasługi było w tym, że dla Magic rozpoczęli ją rezerwowi, ale ci na pewno nie popisali się w obronie. Bucks rozpoczęli drugą kwartę od runu 14-2 i odrobili prawie całą stratę. Starterzy Orlando wrócili na parkiet, ale to i tak nie uchroniło zespołu gospodarzy od utraty prowadzenia. Przez dłuższy fragment wynik oscylował wokół remisu, ale ostatecznie Kozły zdołały objąć pierwsze swoje prowadzenie w tym meczu, wygrywały po akcji 2+1 Ersana Ilyasovy pod koniec pierwszej połowy 60:58, ale w ostatniej akcji, tuż przed syreną oznajmiającą halftime za trzy trafił Hedo Turkoglu i po dwóch kwartach tylko jednym punktem wygrywali Magic. Gdzie podziała się 17-punktowa przewaga z pierwszej kwarty? Kilka ciekawych liczb – Bucks wygrali drugą odsłonę 39:25, trafiając ponad 68% rzutów!
Druga połowa była zdecydowanie smutniejsza dla kibiców Bucks. O ile przez większą część trzeciej kwarty mecz cały czas był wyrównany, tak pod jej koniec Chris Duhon trafił dwukrotnie za trzy i zapewnił swojej drużynie pięciopunktowe prowadzenie przed czwartą kwartą (85:80). W niej Magic nie pozostawili rywalom złudzeń, rozpoczynając od zdobycia siedmiu punktów i powiększając swoją przewagę do dwunastu oczek. Na nieco ponad 8 minut do końca Carlos Delfino trafił jeszcze za trzy, zmniejszając stratę swojego zespołu do ośmiu punktów, co dało się jeszcze odrobić. Niestety dla gości, Magic odpowiedzieli ze zdwojoną siłą, akcją 2+1 Turkoglu i trójką Redicka. I to był już koniec. Orlando spokojnie dowiozło dużą przewagę (która wynosiła już aż 18 punktów) do końca i po raz czwarty w tym sezonie pokonało Bucks. Była to także trzynasta wygrana z rzędu z Milwaukee we własnej hali.
Nie da się ukryć, że Magikom dzisiaj „siedziało”. Trafili oni ponad połowę rzutów (42-81) oraz aż 14 z 27 trójek. Nawet, jeśli nie udało się trafić rzutu, to pod koszem byli zawsze Dwight Howard i Glen Davis, którzy często zbierali (razem 7 off reb) w ataku. Dzięki tak dobrej postawie na atakowanej tablicy Magic osiągnęli niesamowity wynik – zebrali aż 37,8% możliwych piłek w ataku. Dzięki temu nadrobili aż 19 strat (ale przy 26 asystach), z czego aż 17 w drugiej połowie oraz słabą postawę na linii (59%).
Najlepszym graczem meczu był Dwight Howard, który zdobył 28 punktów, zebrał 14 piłek, trafił 11 z 17 rzutów z gry i miał 4 przechwyty. W tym meczu świetną dyspozycję Dwighta udało się połączyć z równie dobrą grą jego wsparcia, co ostatnio szwankowało. Poza DH12 jeszcze pięciu graczy Magic zanotowało double-digits. 18 punktów zdobył Jason Richardson (8-15 FG), po 16 oczek uzbierali Ryan Anderson (6 zb, 5 stl – career-high) i Hedo Turkoglu (9 ast, 5 zb, 6-10 FG). Z ławki punkty dostarczyli JJ Redick (14 pkt) i Chris Duhon (12 pkt, 4-5 3pt). Dobry występ zaliczył także Jameer Nelson, który podawał do lepiej rzucających kolegów (8 pkt, 10 ast). Miał jednak problemy z faulami (4), co wykorzystał Duhon rozgrywający jedno z najlepszych spotkań w barwach Orlando (4 trójki to jego najlepszy wynik jako Magik, 12 punktów to drugi najlepszy rezultat). Glen Davis miał tylko 2 punkty z 5 rzutów, ale zebrał aż 9 piłek.
Po wczorajszym 34/9 przeciwko Hawks Brandon Jennings znów był najlepszym graczem swojego zespołu (27 pkt, 5 ast, 9-17 FG). Ersan Ilyasova miał 18 punktów i 7 zbiórek, a Carlos Delfino uzbierał 10 oczek. Dobrze spisali się również rezerwowi – Mike Dunleavy, Luc Mbah a Moute i Larry Sanders zdobyli po 8 punktów. Zabrakło jednak punktów w najważniejszym momencie meczu – po 39-punktowej drugiej kwarcie Bucks w całej drugiej połowie zdobyli tylko 38 punktów. Po raz drugi z rzędu zabrakło im pazura w końcówce – po tym, jak wczoraj roztrownili 11-punktową przewagę w czwartej kwarcie, dziś w ostatnich 12 minutach spudłowali 16 z 23 rzutów i mieli 5 strat. Może to wina wrogiej hali? Kozłom nie idzie w tym sezonie poza domem (6-14).