Phoenix Suns pokonali Sacramento Kings, dzięki czemu przedłużyli serię wygranych do trzech i dalej zachowują szansę na awans do playoffs.
Drużyna | Bilans | I kwarta | II kwarta | III kwarta | IV kwarta | Wynik |
Sacramento Kings | 12-25 | 32 | 20 | 19 | 17 | 88 |
Phoenix Suns | 17-20 | 29 | 18 | 23 | 26 | 96 |
W kolejnym już sezonie potwierdza się reguła, że zespoły trenowane przez Alvina Gentry’ego grają zdecydowanie lepszą koszykówkę w drugiej części sezonu, głównie po przerwie na Mecz Gwiazd. Jego podopieczni wygrali trzeci mecz z rzędu po All-Star Game i tracą już tylko 3.5 wygranej do zajmujących ósme miejsce w konferencji zachodniej Denver Nuggets.
Oglądając kolejne spotkanie Kings, utwierdzam się tylko w przekonaniu, że naprawdę nie jest to słaby zespół, ale zwyczajnie brakuje w nim doświadczenia i gracza, który mógłby „pociągnąć” młodzież do wygranych. Już po trzech minutach drugiej kwarty prowadzili z Suns 41-31, a świetnie w tym czasie spisywali się DeMarcus Cousins (16 pkt, 14 zb, 7-20 FG) i Marcus Thornton (21 pkt, 5 zb, 9-23 FG). Od tego momentu gracze Słońc zaczęli grac coraz lepiej, a goście pudłowali zbyt wiele rzutów, aby na poważnie zagrozić rywalom, którzy grają bardzo dobrze w drugich połowach ostatnich spotkań. Średnio pokonują przeciwników 11.2 punktami i zatrzymują ich na 36.2% skuteczności z gry w drugich 24 minutach podczas trzech ostatnich zwycięstw.
Suns ostatecznie rozstrzygnęli wynik w czwartej kwarcie, którą rozpoczęli od runu 13-3 i prowadzenia 85-76. Nie pierwszy już raz w końcówce główne skrzypce grali dla Suns gracze rezerwowi. Shannon Brown (13 pkt, 5-11 FG) trafił dwukrotnie za trzy, Jared Dudley (14 pkt, 6 zb) nie pudłował rzutów z półdystansu, a Markieff Morris i Robin Lopez (7 pkt, 5 zb, 2 blk, 18 min) grali skutecznie na tablicach. Dudley jest oczywiście zawodnikiem pierwszej piątki, ale sezon rozpoczął nie najlepiej. Od nowego roku oglądamy jednak sporą zmianę w grze skrzydłowego Suns i jest on obecnie trzecią opcją ofensywną drużyny po Marcinie Gortacie i Steve Nashu.
Co prawda Kings zanotowali jeszcze run 8-0 i zmniejszyli straty do trzech punktów, ale dwa trafienia Granta Hilla w ciągu minuty rozwiały nadzieje gości. Królowie zdobyli aż 58 punktów z pomalowanego i mimo 16 zbiórek ofensywnych przegrali walkę na tablicach (49-53). Na deskach rządził głównie Gortat, który zakończył spotkanie z dorobkiem 14 punktów i 17 zbiórek. Spytany po meczu dlaczego zagrał tylko 30 minut, Polak odpowiedział z żartem, że Gentry nie chce mu chyba pozwolić zebrać 20 piłek w jednym meczu, ponieważ nie wyobraża sobie żeby Gortat rzucał za trzy. Trener Suns obiecał naszemu zawodnikowi, że jeśli ten zaliczy 20 zbiórek, pozwoli mu rzucać za trzy podczas meczów.
Suns ograniczyli tym razem swoich przeciwników do zaledwie 33.3% skuteczności z gry w drugiej połowie (15-45 FG) i nie dali Kings trafić ani jednej z ośmiu prób rzutów z dystansu. Dla zawodników Gentry’ego była to piąta wygrana w sześciu ostatnich spotkaniach przed własna publicznością, a patrząc na to, że Suns aż 6 z następnych 8 gier ponownie będą grać w US Airways Arena, nie jest wykluczone, że już niebawem Marcin Gortat i spółka wywindują swój bilans w okolice 50% wygranych.