Przez dwie pierwsze kwarty pojedynku w United Center między miejscowymi Bulls a przyjezdnymi Pacers, nie zapowiadało się na tak wyraźny pogrom ekipy Franka Vogela oraz tego, co wydarzyło się w trzeciej odsłonie spotkania. Jeśli pamiętacie poprzedni pojedynek tych teamów to na pewno obiło Wam się o uszy, że po nieznacznej porażce Byków Derrick Rose szybko skwitował, iż nie może już się doczekać rewanżu..Wówczas wygraną 95:90 nad Chicago mocno celebrowali gracze Pacers.
Bulls zagrali fantastycznie na tablicach demolując przyjezdnych aż 60:32! Sam Joakim Noah zebrał z tablic 17 piłek. Trzecią kwartę podopieczni Toma Thibodeau wygrali aż 33:13, kończąc ją zrywem 20:5!
O dziwo mecz wcale nie toczył się pod dyktando Derricka Rose’a. Najsilniejsza trójka miejscowych tj. Boozer-Deng-Rose nie mogła znaleźć właściwej drogi do kosza czy swojego rytmu gry w pierwszych 24 minutach. Liderzy swojej ekipy trafili tylko 3 z 21 prób. Po przerwie skuteczność Bulls uległa znaczącej poprawie.
Rose i Deng przebudzili się w trzeciej ćwiartce trafiając trzy rzuty za trzy punkty i dając sygnał do ataku kolegom. 75-56 po III kw. rozstrzygnęło losy potyczki dwóch czołowych teamów Central Division.
Kluczową statystyką okazała się skuteczność rzutów z pola gry. Pacers trafili tylko 3 z 16 rzutów za trzy punkty, podczas gdy Bulls 9 z 15 prób. Ogólnie goście z pola trafiali na 34%. Miejscowi na 42%.
Niestety spotkanie zakończyło się pechowo dla często kontuzjowanego Richarda Hamiltona. Zastanawiam się czy był sens angażować tego gracza, jeśli do dziś rozegrał on niecałe 50% spotkań swojego nowego zespołu. Tym razem Rip doznał kontuzji ramienia..Dodam ,że Byki podchodziły do tego meczu bez C.J. Watsona, który doznał skręcenia stawu skokowego w poprzednim spotkaniu z Sixers, wczoraj.
Bardzo udanie, kolejny mecz w sezonie, zaprezentowali się zmiennicy Chicago. John Lucas uzyskał 13 oczek, 12pkt i 7zb dodał Ronnie Brewer a Taj Gibson miał 10pkt i 9zb. Rezerowowi Toma Thibodeau ograli swoich vis-a-vie 46 do 28.
Była to tym 7 z rzędu wygrana partia Byków. Ich bilans na własnym parkiecie to 15-2 a wynik 32-8 jest najlepszym obecnie w całej lidze. co ciekawe tym meczem Bulls przerwali serię Pacers, która do tej potyczki też wynosiła 6 z rzędu wygranych.
Wynik: Chicago Bulls (32-8) – Indiana Pacers (23-13) 92:72
Punktowali: L. Deng 20, D. Rose 13, J. Lucas 13 oraz P. George 21, G. Hill 17, D. Granger 11
Niestety zatrudnienie porcelanowego Ripa wydaje się w tej chwili błędem. Bez przerwy kontuzje a jak już wejdzie na parkiet to gra słabiutko. Może chociaż na Playoff będzie gotowy… A niestety Rose, Deng i Noah przy słabej grze Boozera i nieobecności Hamiltona to może być za mało na Miami…
Nie może tylko napewno , Rip niech odpocznie aż do PO potem poczuje głód Kosza i Żar zostanie zgaszony ;)
Poprzedni pojedynek tych team’ów również odbył się w Chicago a nie w Indianapolis :)