Mieli być jedną z najpoważniejszych sił na całym Zachodzie, a obecnie nie są nawet na miejscu dającym im grę w Play-Offach. O kim mowa? Oczywiście o Portland Trail Blazers. Zespół z Oregonu był w ostatnich latach idealnym przykładem na to jak dobre wybory w draftach, w połączeniu z pracą u podstaw mogą przełożyć się na zmianę wizerunku w lidze. Dzisiaj jednak przychodzi powoli czas rozliczeń i w tym kluczowym dla siebie sezonie póki co nie wygląda to najlepiej.
A wszystko zaczęło się tak dobrze. Obecny sezon rozpoczął się od koncertowej gry teamu Nate’a McMillana. Po kilku meczach zespół ten był nawet na pierwszym miejscu w bardzo silnej przecież Western Conference. Jak się jednak okazuje – nie wszystko jest tak różowe, jak chcieliby je widzieć fani Blazers.
Drużyna kierowana przez charyzmatycznego właściciela Paula Allena zaczęła napotykać na swojej drodze różnego rodzaju przeszkody. To chyba nic dziwnego, bo fani z Portland mogli się już do takiego stanu rzeczy przyzwyczaić. W końcu kłopoty, a właściwie pozytywna nań reakcja to chleb powszedni dla każdego z nich od jakichś kilku dobrych lat. Dlatego też, gdy drużynę zaczął opanowywać delikatny kryzys nikt nie robił z tego wielkiego halo. Wydawało się bowiem, że Portlandczycy jak to mają w zwyczaju szybko opanują występujące w klubie perturbacje i ich gra wróci do normy.
Teraz wiemy już jednak, że kłopoty tak łatwo nie opuszczą bohaterów z Rose Garden. Delikatny kryzys przerodził się w wielki problem, na który wybrańcy McMillana nijak nie potrafią odpowiedzieć. Kiedy tylko przydarza się jakaś pozytywna zmiana to następnie od razu jest ona zapominana po kolejnych klęskach. W tak chorobliwie ambitnym klubie jak Blazers taki stan rzeczy jest nie do pomyślenia. Nadszedł więc chyba czas na roszady w składzie i to raczej te doraźne, mocno wpływające od razu na grę zespołu, bo chyba nikt nie wyobraża sobie by Świetlistych Smug mogłoby zabraknąć w Play-Offs.
Kiedy przed sezonem do zespołu dołączył Raymond Felton wydawało się, że ten transfer może być strzałem w dziesiątkę. Wprawdzie Portland oddało za niego jednego ze swoich najlepszych graczy Andre Millera to jednak wszyscy optowali za tym, że jest to niezły ruch transferowy. Początki Feltona w organizacji były obiecujące, rozgrywający ten niejako kontynuował swoją dobrą passę z zeszłego, najlepszego przecież dla siebie sezonu. Jednak po kilkunastu spotkaniach playmakera Portland zaczął trapić jakiś dziwny syndrom. Praktycznie z dnia na dzień zatracił on wszystkie swoje największe atuty i zaczął brnąć w coraz większą przeciętność. Wiadomo jak ważna jest w każdym teamie pozycja kreującego grę, od gracza, który jeszcze rok wcześniej notował ponad 8 asyst w każdym spotkaniu można wymagać dużo więcej. Tymczasem w Oregonie każdy z jego wskaźników statystycznych spadł z dużym hukiem. Cały czas notuje solidne 7 asyst na mecz, ale robi to już przy trzech stratach na mecz. Zaskakująco źle wygląda też jego skuteczność z gry, Miller też oczywiście nie jest w tym fachu mistrzem, ale jeśli skuteczność gracza z gry spada o 5 punktów procentowych, a skuteczność zza łuku o 10, to musi to być zastanawiające. McMillan długo tolerował takie zachowanie, dając kolejne szanse na przełamanie swojemu rozgrywającemu. W końcu jednak nie wytrzymał i wysłał Feltona na ławkę kosztem Jamala Crawforda, który jak wiemy nigdy nie był klasycznym rozgrywającym.
Można powiedzieć, że Crawford jeszcze swoje zadania w jakimś tam stopniu spełnia. Bliżej mu wprawdzie do gracza z ostatniego roku, kiedy jego gra troszeczkę straciła na wartości niż do formy choćby sprzed dwóch lat, ale ciągle jest to zawodnik, na którego silnych stronach można polegać. Jego problemem (a także całego zespołu) jest fakt, że traci wiele na wartości, kiedy gra idzie o poważną stawkę. Kiedy mecze są zacięte w żaden sposób swoją postawą nie potrafi wpłynąć na odwrót losów meczu, gra bardzo średnio w momentach crunch-time, a po to został do Portland sprowadzony by w takich właśnie newralgicznych chwilach pozwalał drużynie na złapanie drugiego oddechu i poprowadzenie ich do zwycięstwa. A tymczasem Portland w meczach, kiedy różnica wynosi mniej niż pięć punktów jest 2-10. To kompromitująco słaby wynik dla drużyny chcącej się liczyć w walce o PO w silnej Konferencji Zachodniej. Za taki wynik w pewien sposób odpowiada właśnie Crawford.
Początek sezonu był bardzo udany dla innego obwodowego Smug – Wesa Matthews’a. Jeden z najlepszych niedraftowanych zawodników ostatnich lat stara się ugruntować swoją pozycję w NBA i trzeba przyznać, że jego tegoroczny wstępniak był całkiem owocny. Jak to jednak w takich przypadkach często bywa – dopóki idzie drużynie, to i poszczególni zawodnicy są oceniani dobrze. Jak przychodzi załamanie formy wtedy zaczyna się szukanie winnych. I w przypadku Portland za jednego z najbardziej winnych został uznany właśnie Matthews. Trzeba sobie przyznać uczciwie, że nie jest to bezpodstawne stwierdzenie. Rzucający pierwszej piątki ekipy z Oregonu stanowczo obniżył loty kosztem zeszłego, niezmiernie dla niego udanego sezonu. Przede wszystkim znów niepokojący jest fakt, że tak drastycznie spadła jego skuteczność z gry (podobnie jak w przypadku Feltona). Jest to pewnie po części skutkiem przestawienia gry zespołu, w zeszłym roku byłi oni jedną z najbardziej poukładanych, schematycznie grających ekip w całej lidze. Teraz kiedy gra jest zdecydowanie szybsza i bardziej ofensywna Matthews trochę narzeka, a w tym nowym systemie zdecydowanie lepiej odnajduje się Nicolas Batum.
Kolejnym powodem obniżenia jakości gry zespołu jest to, jak zbudowany jest ich formacja podkoszowa. Owszem, mamy jedną z najjaśniejszych postaci całego sezonu – LaMarcusa Aldridge’a, któremu poświęcę odrębny akapit, ale oprócz tego w zespole pozostali tylko leciwi i chorowici Camby i Thomas. Z tak niepewnymi środkowymi naprawdę ciężko jest uzyskać porządny wynik. Każdy z na problemy Camby’ego, który nigdy w swojej karierze nie zagrał pełnego sezonu w NBA. Od zawsze jego słabością było zdrowie i ciężko by w wieku 38 lat ten fakt uległ zmianie. Ponadto jest jeszcze starszy Thomas, który owszem, zawsze da od siebie sporą dawkę doświadczenia i parę punktów i zbiórek, ale nie oszukujmy się – nawet w najlepszych latach kariery był on nikim innym niż dobrym role-playerem. W celu poprawy sytuacji pod koszem do zespołu sprowadzony został nowy-stary center Joel Przybilla, który jednak na razie wsławił się jedynie tym, że nie potrafi skutecznie walczyć z ogarniającą go frustracją.
Innym znakiem gry dzisiejszych Blazers jest to, że ten zespół bardzo rzadko wygrywa poza własną halą. W Rose Garden dalej są groźni dla wszystkich, choć i tak tutaj obniżyli swój poziom i hala w Portland nie jest już raczej twierdzą nie do zdobycia. Za to gdy jadą w jakiekolwiek inne miejsce w lidze to nie są dla potencjalnych gospodarzy wielkim wyzwaniem. Dość powiedzieć, że udało im się zwyciężyć w raptem 5 z 17 spotkań, w których byli gośćmi. Idealnym odwzorowaniem tych niepokojących symptomów ogarniających PTB jest postawa Geralda Wallace’a. On również zaliczył kapitalne wejście w ten sezon i wydawało się, że jeśli utrzyma taki poziom gry to może być realnie brany pod uwagę do swojego drugiego występu w ASG. Nic z tych rzeczy, Wallace zatracił gdzieś swoje najmocniejsze strony i popadł w marazm, z którego jak do tej pory nie udało mu się wyjść. Szczególnie źle wygląda jego gra poza własną halą, gdzie nie potrafi w żaden sposób zaakcentować tego, że jest uważany za jednego z najbardziej wszechstronnych skrzydłowych w całej lidze. Jeśli nic się w tej kwestii nie zmieni to nie wiadomo, czy nie będzie pierwszym kandydatem do ewentualnej wymiany.
I tym właśnie sposobem doszliśmy do meritum omawianej sprawy. Co tu zrobić by wstrząsnąć zespołem, ale przy okazji nie przetrącić jego kręgosłupa. Pierwszym krokiem do zmian w zdrowej atmosferze powinna być chyba zmiana na ławce trenerskiej, wydaje mi się, że format z McMillanem na ławce trenerskiej stracił już swoją rację bytu. Na pewno trzeba docenić to, co zrobił dla całej organizacji, bo tutaj jego zasługi są oczywiste. Bardzo szybko wydźwignął bowiem zespół z letargu, dając potężny zastrzyk energii wprowadzając do rosteru młodych, głodnych koszykówki graczy, którzy stworzyli z tego zespołu drużynę mogącą walczyć z każdym jak równy z równym. Trzeba się jednak odciąć od historii i przejść to teraźniejszości. McMillan stracił chyba trochę wyczucie, a zmieniając styl gry Portland sam z lekka strzelił sobie w stopę. Naturalną koleją rzeczy jest więc teraz zatrudnienie nowego szkoleniowca, który wniesie, tak jak kiedyś McMillan, świeże spojrzenie na koszykówkę w Oregonie. Przecież ciągle jest tu kim grać, a walka o Play-Offy wcale nie jest jeszcze przegrana.
Światełkiem w tunelu dla ekipy Świetlistych Smug są na obecną chwilę dwie postacie. Wreszcie wyróżniony nominacją do All-Star Game Aldridge i grający obecnie najlepszą koszykówkę w karierze Batum. Te dwie postacie to zawodnicy ciągle bardzo młodzi, mogący stanowić o sile Blazers przez najbliższe kilka lat. Jeśli zostaną obudowani odpowiednimi zawodnikami to marzenia o grze w PO mogą się ziścić jeszcze w tym sezonie. Aldridge jest w tej chwili jednym z pięciu najlepszych silnych skrzydłowych całej ligi, który dysponuje nieograniczonym wręcz potencjałem w grze ofensywnej. Wydaje się także odpowiednim materiałem na gwiazdę, wokół której można tworzyć drużynę. Może nie jest to zawodnik medialny, o showmeńskich zapędach, ale koszykarzem naprawdę jest świetnym. Do tego Batum, który wreszcie awansował do pierwszej piątki. Francuz z roku na rok rozwija swój repertuar gry. Od zawsze był niezłym strzelcem z dystansu, ale jego postawa w tym elemencie, w tym sezonie, to prawdziwe wydarzenie dla wszystkich fanów Blazers. Pokazuje on z każdym kolejnym meczem, że można na niego liczyć i że wcale nie musi być przypisany tylko do roli sixth-mana.
Teraz przed drużyną z Oregonu serial siedmiu meczów z rzędu na wyjeździe. Sześć z tych meczów zawodnicy McMillana zagrają z drużynami mającymi bilans co najmniej 0,500. To absolutnie kluczowy moment sezonu i chyba wszyscy zdają sobie sprawę, że jeśli z tego road tripu nie zostaną przywiezione choćby 3-4 zwycięstwa to marzenia o grze w PO będzie można odłożyć do przyszłego roku.
Zmiany na pewno zajdą. Ciekaw jestem tylko, czy będą zrealizowane już teraz, na dniach, czy dopiero wtedy, kiedy nadejdzie odpowiedź ile z tych wyjazdowych meczów udało się ugrać. Jeśli jednak Portland wróci z tej trasy na tarczy to obawiam się, że wszelkie zmiany będą pozbawione już sensu. Bo w tym wszystkim najbardziej chyba chodzi o to by tego sezonu nie uznać za całkowicie stracony, a brak awansu do gier posezonowych byłby prawdziwą klęską dla wszystkich ludzi związanych z organizacją Trail Blazers.
super artykuł, ja mimo wszystko liczę, że Blazers się ogarną. U siebie z każdym wygrywać mogą – choć i to w tym sezonie przychodzi im nad wyraz ciężko. Orientuje się ktoś na ile realny jest powrót Roya w tym sezonie?
Z tego co piszą różne źródła, choćby Broussard – Roy przymierza się do wznowienia kariery, nie wiadomo tylko, czy miałoby to nastąpić już w tym sezonie, czy w przyszłym. Moim zdaniem, o ile w ogóle do tego dojdzie, to raczej od sezonu 2012/13. Może ujrzymy jeszcze kiedyś razem tercet Roy-Aldridge-Oden? Nie ukrywam, że bardzo bym tego chciał, bo jestem wielkim fanem BR7.
nie kopiujcie artykułów z bloogu zawsze po pierwsze miejcie własne przemyślenia………..
Pewnie, jest żywcem zerżnięte z tekstu Maćka z Zet-pe-jeden.
Temat jest na tyle aktualny, że chyba każdy bloger podejmuje go w swoich rozważaniach. Nie będę Ci pisał, że tekst był już gotowy wczoraj, a to, że dzisiaj PRZYPADKIEM zlał się z wrzuceniem tekstu Maćka. Artykuł jest napisany zupełnie inaczej, poza tym pozostajemy z blogiem Zawsze Po Pierwsze w jak najlepszej komitywie i raczej muszę Cię rozczarować – nie rywalizujemy ze sobą.
poczytaj i porównaj a nie rzucasz jakieś bezpodstawne oskarżenia. Napisz coś konstruktywnego i śmieć inne strony, OK?
http://zawszepopierwsze.bloog.pl/id,330905087,title,10-DNI-KTORE-ROZSTRZYGNIE-O-SEZONIE-TRAIL-BLAZERS,index.html
„Portland Trail Blazers rozpoczęli ten sezon tak gorący, że po pierwszych dziesięciu dniach byli liderami Konferencji Zachodniej. Nate McMillan wywrócił do góry nogami styl gry Portland i razem z przybyciem Raymonda Feltona oraz wraz z akomodacją Geralda Wallace’a Blazers z najwolniej grającego zespołu ligi zmienili się w trzeci najszybszy.
Od tamtego czasu wiele się jednak zmieniło. Drobne kontuzje zaczęły nękać Marcusa Camby’ego, za czym przyszły pierwsze porażki. Następnie McMillan przez długi czas dawał szanse Wesowi Matthewsowi na wstrzelenie się w czasie jego największego dołku w profesjonalnej karierze (42% z gry; 45% w 11/12) aż stracił cierpliwość i w końcu wrzucił do piątki Nicolasa Batuma, który jeszcze grając z ławki zaliczał przełomowy sezon. Potem przyszła kolej na Feltona, którego 37% z gry i 24% za trzy zastąpił w pierwszej piątce Jamal Crawford, a Wallace wylatując z Portland na mecze wyjazdowe wszystko co najlepsze regularnie zostawiał w domu i póki co trafia 37% z gry na wyjazdach, zdobywając o osiem punktów mniej niż w Rose Garden.
All-Starowy sezon LaMarcusa Aldridge’a i dużo dobrych momentów Batuma i Elliota Willaimsa, to jedne z niewielu pozytywnych rzeczy, które w tej chwili powiedzieć można o Blazers. To wciąż team, który swoją grę w ataku pozycyjnym opiera o post-up (Aldridge, Wallace) czy inside-outside i rzuty za trzy. Blazers mają prawdopodobnie najdłuższy team w lidze od pozycji 2 do 5, który najlepiej w NBA broni grę tyłem do kosza i jest w Top5 w obronie pick/rolla, ale któremu jednak brakuje generała z tyłu. Dlatego kibice w Portland wzdychają za Steve’m Nashem, który pochodzi z pobliskiego Vancouver. Blazers są dopiero na 27 miejscu w tym sezonie w punktach zdobywanych przez kozłujących w pick/rollach, gdzie Felton traci piłkę w aż 26.1% sytuacji kończonych rzutem, faulem czy stratą, a Crawford w 23%
Blazers mają obecnie bilans 19-19 i tylko 5-12 w meczach wyjazdowych. Jeżeli jednak przyjrzeć się bliżej, to mają też 8. atak w lidze i 11. obronę, co powinno predystynować ich do wyższego miejsca niż 10. w Konferencji Zachodniej. Blazers mają piątą różnicę punktów w …lidze (4.0), gorszą tylko od Chicago (9.7), Miami (8.7), Filadelfii (6.6) i Oklahomy (5.9).
Mnóstwo spotkań przegrywali w crunch-time, w którym są odpowiednikiem 76ers w Konferencji Zachodniej. Blazers notują bilans 2-10 w meczach, które zakończyły się różnicą pięciu punktów, a Aldrige (36%) nie mógł liczyć dotychczas w nich na pomoc Feltona (33%) czy Crawforda (30%).
W sobotę miał miejsce moment krytyczny – Timberwolves rzucili w Rose Garden 40 punktów w pierwszej kwarcie i wygrali 122:110. Kevin Love zdobył 42 punkty, dominując Aldridge’a jeszcze mocniej niż ostatniej nocy Blake’a Griffina i Kenyona Martina, zostawiając Trail Blazers z pytaniem „co teraz?”.
Teraz przed nimi dziesięć dni prawdy, która zadecydują o tym czy ten team, który powinien być pewnie gdzieś na 5-7 miejscu Zachodu, znajdzie się w playoffach. Blazers pokonali wczoraj to co zostało z New Orleans Hornets (86:74), w meczu którego przegrać po prostu nie mogli, ale w środę zaczynają w Minnesocie trasę wyjazdowę, którą potem kontynuować będą w Bostonie, Waszyngtonie, Indianie, Nowego Jorku, Chicago i Oklahoma City.
Niezła ścieżka zdrowia – każdy z teamów poza Wizards zagra lub walczy o playoffy, a Blazers dotychczas wygrali tylko 5 z 17 meczów wyjazdowych. Do 15 marca mają też czas na to, aby zadecydować co zrobić z Feltonem i czy wymienić go, pozyskując innego playmakera. Blazers nie mają bowiem nawet klasycznego zmiennika na tej pozycji, a wydaje się, że mają talent i graczy, aby świetnie matchupować się w playoffach z Oklahomą City Thunder w pierwszej rundzie. Blazers są jedynym teamem w NBA, który w tym sezonie tam wygrał. W szerszej perspektywie wygląda na to, że przyszłość zostanie oparta wokół Batuma i Aldridge’a, ale to wciąż jest sezon, w którym Trail Blazers mogą stać się takimi Memphis Grizzlies poprzednich playoffów. W drogę.”
Maciej Kwiatkowski
WIDZISZ PODOBIEŃSTWO? BO JA MAŁO. ALBO W OGÓLE
Oba fajnie napisane artykuły, odmienne, a że wnioski te same – no cóż spadek formy Feltona, Wallace tragiczny poza Portland, ważny moment sezonu – chyba nawet spontanicznie oglądający Blazers fani nba są w stanie to dostrzec, a co dopiero dwóch felietonistów piszących w tym samym czasie o tej ekipie.
Super artykuł, Portland z Roy’em byli dla mnie jedną z ulubionych drużyn wszechczasów mimo że nic nie osiągnęli to uwielbiałem oglądać ich w akcji Roy-Aldridge-Oden
dziękuje za ten artykuł:) oby częściej pojawiały się wzmianki o Portland, przemyślenia mam podobne, Wallace, Felton wymiana no i McMillan out.
A ja w ogóle nie czaje tradu rzekomego Felton za Blake jaki jest w nim sens? Blake nie jest w s5 ekipy która nie ma pg a ma byc w portland 1? dziwne
Fajny artykuł. Fajnie, że piszecie tyle o chłopakach. Co do komentarzy na temat Roya, Blazers skorzystali w jego przypadku z amnestii, co oznacza, że nie może wrócić (zdaje mi się) do 2014roku. Czyli raczej na niego bym nie liczył.
LA jest gościem niesamowitym, ale niestety nie w szatni. Batum to też raczej cichy chłopak. Zespół gra bez lidera.
Zdaje się, że Nate też jest raczej obrażony na zespół.
Do tego właścicielowi wydaje się, że wie coś o koszu i dzięki temu nie ma jumż do jakiegoś czasu GM’a.
Ogólnie breja i bagno, a zapowiadało się naprawdę fajnie.
Adrian oddanie Wallace to gorzej niż oddanie Perkinsa dla Celtics… ciężko stwierdzić co jest przyczyną słabszej gry. Jak dla mnie chyba najlepszym wyjściem byłoby dla nich… pozostanie przy obecnym składzie. Przybilla już ładnie wszedł w team i naprawdę świetnie zmienia Cambyego. Matthews, Felton też potencjał mają ogromny. Jeżeli nie dopadną ich kontuzje to wydaje się, że zwycięstwa w końcu nadejdą. Już wczoraj pojawiło się światełko w tunelu ^^