Autor: Maciej Łoziak
Jest to człowiek z życiem, które wygląda jakby zabrał się za nie Hollywoodzki scenarzysta. Przez jakiś czas mieszkał na kanapie u swojego brata. Nie potrafił dostać dłuższego angażu w żadnej drużynie, którą reprezentował. Ostatecznie przed tym sezonem wylądował w New York Knicks. Drużynie, która walczy z egoizmem swojego gwiazdora, a także słabą obsadą na ławce trenerskiej. Tutaj swoje miejsce znalazł Jeremy Lin, który znalazł „cudem” miejsce w pierwszej piątce Knicks.
Jak to mówiła pewna reklama „Przyszedł na chwile, został na dłużej”. Knicks zatrudnili swojego rozgrywającego „do tego”, przed tym sezonem, więc dużo czasu na aklimatyzację nie miał. Choć to nie przeszkodziło mu do notowania statystyk, którymi nie pogardzi wielu All-Stars, w swoim najlepszym tygodniu. Wzrok NBA z rewelacyjnych Thunder i Heat spojrzał na skromnego Azjatę, który z każdym meczem swojej drużyny osiągał lepsze wyniki.
Zaczęła się akcja „Linsanity”, czy też „VaLINtines”. Choć Knicks grali poniżej oczekiwań prawie cały okres przed „Linsanity”. Zawodzili role player, Melo nie podawał, a Amar’e nie potrafił znaleźć sobie miejsca na parkiecie. Melo zdarzały się mecze z 2-punktowymi zdobyczami, a D’Antoni powoli liczył dni na palcach do końca swojej pracy.
Przyszła kontuzja Melo i Amar’e, a do gry dołączył Jeremy Lin. Wtem nagle Knicks zaczęli grać „swoje”. Lin przejął obowiązki generała na parkiecie Knicks. Rozdawał piłkę, prowadził grę, penetrował, widział, bronił, rzucał. Razem z nim zaczęli grać Landry Fields i Steve Novak. Ten drugi rzucał trójkę za trójką. W końcu miał zawodnika, który go zauważy, gdy stoi na dobrej, a przede wszystkim czystej pozycji zza łuku, gdzie pokazał, że ma jaja. Więcej dobrych podań zaczął dostawać Chandler, który osiągał już wyniki na poziomie 20/10. Wszyscy zaczęli wierzyć w Knicks, że może jeszcze coś z tej drużyny będzie. Spike Lee zaczął nosić koszulki Lina z czasów gry z Harvardu. 7 wygranych z rzędu to był wynik odmiany NYK.
Niespodziewanie tą serię przerwali Szerszenie z Noweg Orleanu wygrywając 89-85 na własnym parkiecie. Młody rozgrywający, wschodząca gwiazda NBA, popełnił w tym meczu, aż 9 strat. Czyżby to miało świadczyć o nadchodzącym kryzysie? W następnym meczu – z Dallas – Lin potrafił pomóc swojej drużynie w odniesieniu kolejnego zwycięstwa. Mecz Nets miał być przełomowy w pewnym sensie dla Knicks. Do składu powrócił Carmelo Anthony. Niestety skutek był opłakany, bo jego drużyna była -10 z nim na parkiecie. W tym meczu Lin pokazał po raz kolejny klasę – 21 pkt, 7 zb, 9 as. Następne 2 mecze przyniosły wygraną nad Atlantą i kolejną porażkę, tym razem z Heat. Te mecze w kolaboracji Lina z Melo mogły śmiało pokazać, który z zawodników lepiej pasuje na lidera drużyny z NY.
Lin jest raczej zawodnikiem, który decyduje o tym, jak ma wyglądać akcja, Melo natomiast ma być graczem, który tą akcję wykończy. Tak jak to mówił Kenny Smith, Carmelo potrzebuje dostać nabój, bo on ma zabić, a tym który ma go dostarczyć jest Jeremy Lin. Jednak tutaj pojawia się jeszcze problem z rzutami Amar’e, który nie odmówi sobie przyjemności oddana około 15 rzutów w meczu. Na dodatek rewelacyjnie rzucający ostatnio Steve Novak też dostawałby mniej piłek, a nie zawsze będzie osiągał skuteczność na wyższych procentach. Jest także możliwość ewentualnej wymiany jednego z zawodników. Jednak, nie oszukując się, małe jest prawdopodobieństwo, że jakikolwiek zawodnik z Nowego Jorku zostanie wytransferowany. Zakładając czysto hipotetycznie, że Knicks zdecydowaliby się na to to, moim zdaniem, powinien być to Melo. Jakby się upierać to można stwierdzić, że nie pasuje on do gry u boku zawodnika noszącego nazwisko Lin na plecach. Knicks nauczyli się grać szybką piłką i dużą ilością podań podczas absencji Anthony’ego, który ciągle jest zawodnikiem lubiącym grać na jedno podanie, izolacje czy tyłem do kosza.
Ostatecznie zostaje wymiana trenera. Kto byłby idealnym materiałem na ławkę, Phil Jackson? Niestety, tutaj cudów nie ma, a im więcej gwiazd w drużynie, tym paradoksalnie, większe wyzwanie dla coacha. Kto ma być liderem, pod kogo grać, kto ma wykonać ostatni rzut, kto ma podać. Multum pytań i zawiłości. Erik Spolestra potrafił ustawić zawodników Miami. Czy znajdzie się wybawca dla Knicks?
Do 15 będzie jakaś duża wymiana z udziałem STATa/Melo, albo poleci D’Antoni. Nie ma innego rozwiązania, żeby ta drużyna zaczęła coś grać.