Gdy dzień wcześniej Knicks rozbili osłabionych Trail Blazers różnicą 40 punktów mało kto zwrócił uwagę na dobrą postawę Nowojorczyków traktując to jako pojedynczy wyskok.
Ale jeśli minionej nocy Knicks rozbijają po 3 kwartach Indianę 30 „oczkami” to trzeba zwrócić na ten fakt wyraźną uwagę.
Nie ma co zbyt dywagować nad tym, czy Mike Woodson dokonał ze swoimi podopiecznymi cudu przeobrażenia, czy po prostu gracze z Nowego Jorku odetchnęli z ulgą po rezygnacji Mike’a D’Antoniego. Faktem jest po prostu to, że Knicks grają inaczej, lepiej.
Pierwsza sprawa to Carmelo Anthony. Jeszcze wczoraj można było zastanawiać się nad jego destrukcyjnym wpływie na zespół. Nic z tych rzeczy. „Melo” dwoił się i troił, widać gołym okiem było jak bardzo mu zależy na wyniku. Zdobył wprawdzie tylko 12 punktów przy słabej skuteczności, jednak ważne są inne statystyki. Miał 7 zbiórek, 5 asyst, 2 przechwyty i żadnej straty. Czyżby „Melo” przeszedł także transformację?
Tyson Chandler – chyba za takiego właśnie zawodnika wydano kupę szmalu w Nowym Jorku. Takiego Chandlera chce się oglądać. 16 punktów, 7 zbiórek, 4 bloki oraz popisowa gra w ataku (8/11). W jednej z akcji postanowił zagrać jeden na jednego w stylu skrzydłowego, kiedy pięknym zwodem minął rywala wbijając się pod kosz. Można było przecierać oczy ze zdumienia.
Swoje zrobił także Jeremy Lin, dzisiaj popełniający tylko straty. Prócz tego dołożył 13 punktów oraz po 5 asyst i zbiórek.
Kibice zgromadzeni w MSG mogli liczyć także na trójkę rezerwowych – J.R Smith swoim szaleństwem wniósł 16 punktów, Novak czterokrotnie przymierzył celnie z dystansu a swoje w obronie wykonał Shumpert.
Jednym słowem – idealnie. Przed takim Nowym Jorkiem reszta Wschodu może wkrótce drżeć. Nasuwa się tylko jedno pytanie – na ile starczy im cierpliwości w trwaniu do określonego celu. Bo największym problemem może być dysponowanie czasem poszczególnych zawodników. Co ciekawe, najwięcej minut (32) spędził na parkiecie Landry Fields.
O samy meczu pomimo tego, iż we wcześniejszych akapitach zachwalałem wyłącznie graczy Knicks nie da się w sumie nic więcej powiedzieć. Gracze Indiany sprawiali wrażenie przypadkowo spotkanych osób, które postanowiły zagrać sobie w kosza. I w pewnym momencie można było zdziwić się, że mają bilans 25:17. Mecz w zasadzie do jednego kosza, a zdobyte przez Pacers 42 punkty w ostatniej kwarcie jedynie zaciemniają prawdziwy obraz spotkania.
New York – Indiana 115:100.
Melo pozytywnie :) Go Knicks!!!