Czwartek był dla nas dniem przełomowym, ogromna ilość wejść na bloga zbiegła się w czasie z olbrzymią awarią hostingu, przez co nie mogliśmy dokończyć Wam relacji na żywo z wydarzeń trade deadline. Oczywiście moi koledzy, kiedy tylko mogli, uzupełnili brakujące elementy w tym szczególnym dla NBA dniu. Teraz jednak ja chcę się troszkę baczniej przyjrzeć wymianie, która ujawniona została jako ostatnia, a więc trójstronnym transferze pomiędzy Wizards, Nuggets i Clippers.
Jak co roku w dniu zamknięcia okna transferowego w lidze doszło do kilku mniej lub bardziej spektakularnych zmian w składach zespołów tworzących całość National Basketball Association. Wielu z nas wyobrażało sobie roszady z udziałem największych tuzów takich jak Dwight Howard, Pau Gasol, czy Steve Nash. Nic takiego nie miało jednak miejsca i okazało się (który to już raz?), że z wielkiej chmury spadł mały deszczyk. Pomimo to deal obejmujący trzy, zupełnie inaczej sytuowane w obecnej kampanii, zespoły może wpłynąć znacząco na obraz tegorocznych zmagań.
Okupujący ogony ligi Washington pozyskał Nene Hilario z Denver Nuggets, a także Briana Cooka i przyszłościowy wybór w pierwszej rundzie draftu wprost z Miasta Aniołów. Walczące o udział w Play-Off Denver przejął ze stolicy Javale’a McGee i Ronny’ego Turiafa. Natomiast marzący o laurach z najwyższej półki Clippersi otrzymali od Waszyngtonu Nicka Younga.
Każda z uczestniczących w tej wymianie drużyn kierowała się innymi priorytetami, każdej przy dopinaniu tej transakcji przyświecał inny cel. To pewne. Jak to ma się do ligowej rzeczywistości? Spróbuję spojrzeć na ten trade z perspektywy trzech, najbardziej zainteresowanych tymi działaniami, stron.
Co ta wymiana oznacza dla Waszyngtonu:
Kompletna przebudowa zespołu. Tak, najbardziej naturalnie, można określić kierunek zmian, który chce realizować ekipa kierowana przez Randy’ego Wittmana. Ulubiony zespół urzędującego prezydenta Stanów Zjednoczonych w bardzo krótkim czasie przeszedł etap kolejnych przeobrażeń. Jeszcze całkiem niedawno kręgosłup drużyny tworzyło trio Gilbert Arenas – Caron Butler – Antawn Jamison. Nie wszystko w tym systemie funkcjonowało jednak wzorowo i dzisiaj żadnego z tych panów nie ma już w stolicy. Wydawało się jednak, że w zespole jest potencjał na to, aby składowymi nowego, sprawniej działającego już schematu był inny tercet. Tercet składający się z Johna Walla, Nicka Younga i Javale’go McGee. Parę błędnych działań managementu sprawiło, że pomimo całkiem utalentowanej grupki osób Czarodzieje szybko spadli w otchłań ligowej szarzyzny i przeciętności. Gwoździem do trumny okazało się sprowadzenie do teamu najbardziej przepłaconego koszykarza w historii ligi, a więc Rasharda Lewisa. Zamiast świecić przykładem i być kimś na kształt autorytetu dla młodego, niedoświadczonego jeszcze w poważnych bojach zespołu Lewis stał się problemem, zżerającym całość drużyny. Tym nieukierunkowanym jeszcze odpowiednio chłopcom do głowy zaczęły przychodzić coraz to dziwniejsze pomysły i bardzo szybko okazało się, że wyżej wymieniona trójka nie bardzo nadaje się na materiał do uszycia ciekawej, sprawnie działającej ekipy. Wizards stali się pośmiewiskiem całej ligi, w czym duża zasługa jednego z budulców tych nowych podstaw, a więc McGee. Kierownictwo organizacji uznało więc, że czas na bardzo poważne zmiany, czego efektem jest to, że dzisiaj wśród Czarodziejów ostał się jedynie John Wall.
Muszę jednak uczciwie przyznać, że obawiam się o to, czy transformacja, której ulegają Wizards jest do końca przemyślana. Coby nie mówić o umysłach dwójki, która dostała wilczy bilet, to jednak patrząc pod aspektem czysto zawodniczym są to gracze naprawdę nieźli. Wiadomo jak kłopotliwym w utrzymaniu koszykarzem jest center oddany do Nuggets pomimo tego uważam, że pożegnanie z nim wcale nie musi przynieść korzyści zespołowi. Przy odrobinie wkładu w wychowanie tego młodziaka z tej mąki może być jeszcze chleb i sądzę, że rozwód w tym związku był nieco zbyt pochopny. Wprawdzie w zamian do stolicy przywędrował środkowy na pewno nie gorszy, a już na pewno bardziej ukształtowany. Tylko niestety jego pozyskanie również obwarowane jest pewnymi 'ale’. Zdrowy Brazylijczyk to prawdziwy skarb, zawsze gra dla zespołu, nigdy sztucznie nie nakręca statystyk by tylko bardziej zabłysnąć w meczowym protokole. Problem rodzi się jednak wtedy, gdy akurat Nene nie jest do końca sprawny, a jak pokazuje przebieg jego kariery nie jest to wcale rzadki przypadek. Dodatkowo wraz ze swoimi niemałymi zdolnościami Hilario zabrał ze sobą do Waszyngtonu swoją monstrualną umowę, która każe mu jeszcze przez następne cztery sezony wypłacać niebagatelną pensję w wysokości 13 milionów dolarów za sezon. Zważywszy na to, że mamy do czynienia z wcale nie najmłodszym graczem to te fakty rodzą bardzo wiele wątpliwości, co do tego, czy ten krok był słuszny. Ciekawi mnie również to, czy grającemu do tej pory 'o coś’ Brazylijczykowi nie zabraknie motywacji do tego by dalej dawać z siebie wszystko w tak słabym i pozbawionym prospektów na przyszłość teamie. Moim zdaniem bardzo możliwym rozwiązaniem będzie dalsze handlowanie środkowym z Ameryki Płd. już w najbliższym okresie transferowym.
Oddzielnym przypadkiem, pod którym trzeba rozpatrywać tę wymianę jest w mojej opinii kompletnie bezsensowne pozbycie się Nicka Younga. Może nie jest to do końca rozwinięty zawodnik, ale to, że oddaje się tak nieprzeciętnego gracza praktycznie za bezcen naprawdę może budzić nawet nie tyle wątpliwości, co lekkie zażenowanie. Na pewno pozycję numer dwa jest stosunkowo najłatwiej sobie na nowo wykreować (tym bardziej, że Wizards mają całkiem sympatycznie się rozwijającego Jordana Crawforda), ale pomimo tego ten ruch jest dla mnie kompletnie nieprzemyślany. Dodatkowo lider zespołu stracił swojego najlepszego kompana, z którym chyba najlepiej się rozumiał nie tylko poza, ale i przede wszystkim na boisku. Obawiam się, że tak bezrefleksyjne pozbycie się takiego gracza może mieć głębszy wpływ na postawę drużyny niż komukolwiek by się to mogło wydawać.
Z grzeczności nie będę wspominał o Brianie Cooku, który nigdy nie był wirtuozem, a w ostatnim czasie swój pobyt z ligą przedłuża chyba tylko na zasadzie operatywności swojego agenta. Podejrzewam, że nie włączy się on do walki o miejsce w rotacji i niedługo będziemy mogli przeczytać o tym, że figuruje wśród wolnych agentów.
Podsumowanie – in minus
Co ta wymiana oznacza dla Nuggets:
Całkiem rozsądny ruch włodarzy klubu ze stanu Colorado. Nie da się ukryć, że na pewno odczują brak tak solidnej postaci zespołu, jakim bez wątpienia był Nene. Ten zawodnik był niejako synonimem dobrych czasów, które w ostatnich latach zapanowały w Denver. I rzeczywiście jego osoba nierozerwalnie łączyła się z dobrą postawą całej organizacji na przestrzeni kilku ostatnich sezonów. George Karl to jednak szczwany lis i dobrze wie, co robi. Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że przy obecnej stagnacji na pozycji środkowego posiadanie takiego gracza to był duży kapitał. Pomimo tego będę jednak obstawał za tym, że nawet przy takiej sytuacji, jaką obserwujemy wśród centrów – Nene nie był wart pieniędzy, które gwarantuje mu kontrakt. To zdaje się zadecydowało o tym, że stał się ofiarą trade deadline. W zamian Nuggies otrzymali dwóch, innych wysokich, którzy przy odrobinie szczęścia (i kunsztu coacha) powinni umieć godnie zastąpić Brazyliczyka. Transfer ten jest o tyle udany dla Denver, że tak naprawdę niewiele oni ryzykują, gdyż w razie niepowodzenia misji – dojrzewanie Javale’a, to i tak po sezonie mogą się z nim pożegnać.
Karl jednak to prawdziwy fachowiec, który już niejednokrotnie pokazywał, że jak mało kto umie sobie radzić ze stłumieniem nawet najbardziej popapranych osobowości w NBA. Przykładem niech będzie Shawn Kemp, który nigdy nie należał do graczy przesadnie pokornych, ale pod kuratelą trenera Nuggets działał wzorowo. Tak samo może być teraz z McGee. Złośliwi zarzucają mu, że ma rozum wielkości orzeszka i tak obiektywnie to oceniając – trudno nie przyznać im racji. Swoim zachowaniem już nie raz i nie dwa pokazywał, że trudno postrzegać go w kategoriach dojrzałości i niestety sam jest sobie winien za taki stan rzeczy. Teraz jednak sytuacja uległa zmianie, wreszcie ma szkoleniowca, który będzie mu potrafił wskazać właściwą drogę w rozwoju i jeśli będzie chciał się uczyć to może to przynieść duże korzyści obydwu, zainteresowanym stronom. Za ex-środkowym Wizards na pewno przemawia fakt, że Nuggets grają w taki sposób, jaki on najbardziej lubi. Dużo improwizacji w grze ofensywnej, tendencje do kombinacyjnych akcji i duża ilość show-time to coś, co bardzo lubi Javale. System gry wyznawany przez Karla może więc naprawdę premiować tak efektownie grającego centra, jakim bez wątpienia jest McGee. Czyżby więc wyrosła poważna konkurencja na zachodzie dla Lob-City o miano najlepszej do oglądania ekipy w tej części Stanów? Żeby tak się stało musi zostać spełnionych bardzo wiele różnych czynników, które jednak sprowadzają się w większości do tego, czy niesforny koszykarz będzie umiał okiełznać swoją bardzo nierówną osobowość i wyrazi gotowość do przekształcenia się z dziecka w mężczyznę. To naprawdę ciekawa zagadka i sam z chęcią będę obserwował, w którą stronę będzie zmierzał rozwój tego gracza. Taki atletyczny fenomen nie występuje bowiem zbyt często i nie chciałbym by ten talent został zmarnowany.
Drugim, choć na pewno dużo mniej znaczącym, elementem roszad w Colorado było pozyskanie Ronny’ego Turiafa. Francuz to bardzo przyzwoity, pożyteczny gracz zadaniowy, którego specyfika również powinna pasować pod Nuggets. Tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę bogactwo na pozycjach obwodowych i lekkie braki pod koszem. Nie oczekiwałbym od niego fajerwerków, ale powinien z miejsca wejść do rotacji stosowanej przez Karla. Po sezonie kończy mu się umowa i nawet w razie pomyłki nie będzie to kosztowny ruch Bryłek.
Tak niejako podsumowując powyższe akapity pokuszę się o stwierdzenie, że Denver swoje na tej wymianie zyskało. Nie ma już wprawdzie wśród Nuggies solidnego Nene, ale jest za to McGee. W sytuacji, w której obecnie znajdują się zawodnicy Karla wygląda to na całkiem rozsądne rozwiązanie. Transfer jest przeprowadzony z głową, bo jest obarczony małym ryzykiem. Denver nie jest ekipą, która włączy się do walki o mistrzostwo, a do samego awansu do gier posezonowych powinni wystarczyć ci ludzie, których ma obecnie do dyspozycji były szkoleniowiec m.in. Sonics, czy Bucks. Nie zaszkodzi w tym nawet brak Nene. Dzięki temu, że po sezonie spadną warte łącznie 7 milionów dolarów umowy McGee i Turiafa, to znajdą się środki na wzmocnienie drużyny. Warto powiedzieć, że już teraz, na samym tym ruchu chairmani klubu zaoszczędzili 6 milionów dolarów. Sprytne.
Podsumowanie – in plus
Co ta wymiana oznacza dla Clippers:
Nie wiem, na ile można zmienić mentalność człowieka w ciągu kilku miesięcy, ale trzeba przyznać, że Donald Sterling posiadł wreszcie instynkt, którym musi się cechować dobry właściciel klubu NBA. Po latach upokorzeń, ośmieszeń i ogólnego wrażenia nad Clippers, które delikatnie mówiąc było bardzo niekorzystne nadszedł czas ocieplania wizerunku. Właściciel ’tego drugiego’ klubu z Miasta Aniołów poszedł po rozum do głowy i wreszcie przeprowadza zmasowaną ofensywę, która ma na celu polepszenia klimatu wokół kierowanej przez niego organizacji. Pozyskując przed sezonem Chrisa Paula wykazał się on bardzo dużym sprytem na rynku transferowym. Obudowując duet Paul-Griffin solidnymi role-players pokazał jak bardzo można zmienić oblicze drużyny w ciągu zaledwie jednego lata. Wprawdzie po ogólnonarodowym hypie, jaki wytworzył się wokół Clipps przyszedł czas zejścia na ziemię i zmierzenia się z trudną rzeczywistością, która dotyka każdego włodarza klubu spod szyldu NBA. Od drużyny prowadzonej przez trenera Vinny’ego Del Negro zaczęto oczekiwać tego, że seryjnie będą wygrywać kolejne spotkania i szybko staną się nową potęgą Zachodu. Z początku szło bardzo dobrze, ale później trybiki w tej maszynie delikatnie się zacięły, czego bezpośrednią przyczyną była kontuzja grającego świetny sezon Chauncey’a Billupsa.
Z osobą byłego mistrza NBA w barwach Pistons wiąże się też roszada dokonana przez Los Angeles. Lob City musiało znaleźć następcę dla swojego wychodzącego w pierwszej piątce rzucającego obrońcy i stąd ten ruch. Wybór padł na Nicka Younga, który w Wizards pełnił bardzo ważną rolę pierwszej strzelby zespołu. W tej roli wiodło mu się różnie, bo trzeba przyznać, że to gracz dość chimeryczny, ale pomimo tego nie można mu odmówić talentu do zdobywania punktów. Ta umiejętność bardzo przyda się Clippers, którzy (tak się przynajmniej wydaje) zrobili na tej transakcji świetny interes. Wnioski takie nasuwają się jednoznacznie po tym, jak zobaczymy, kogo Clipps musieli oddać za tego bezcennego rzucającego. Koszt poniesiony przez ekipę Del Negro by pozyskać takiego gracza wydaje się niewspółmiernie mały w porównaniu do potencjału, jakim ten zawodnik dysponuje. Każdego wieczoru Young powinien dawać (w zależności od potrzeb) ok. 12-14 punktów, to bardzo dużo, jeśli weźmiemy pod uwagę w jakiej sytuacji są koszykarze z L.A.
Osobiście uważam, że ten ruch transferowy może być naprawdę kluczowy dla rozwoju sezonu w NBA. Organizacja z Miasta Aniołów pozyskała bowiem za pół-darmo zawodnika, którego bardzo było im trzeba, na newralgiczną dla siebie w tej chwili pozycję. Jeśli Young dobrze wprowadzi się do teamu, to przy tak świetnym rozgrywającym, jakim jest Chris Paul, może być bez wątpienia elementem naprawdę mistrzowsko poprowadzonej kampanii. Moim zdaniem ten transfer znacząco wpłynie na cały układ sił w obecnej lidze.
Podsumowanie – in plus
„Gwoździem do trumny okazało się sprowadzenie do teamu najbardziej przepłaconego koszykarza w historii ligi, a więc Rasharda Lewisa”
grubo !
„pozbawionym prospektów na przyszłość teamie.”
To na pewno o Wizards ? To raczej taka druga Minnesota, dużo potencjału, ale trzeba tym umiejętnie pokierować.
„Moim zdaniem ten transfer znacząco wpłynie na cały układ sił w obecnej lidze.”
Nie przeceniasz trochę Nicka Younga ? ;)
No co, nie było drugiego gościa, który pobierałby ponad 20 baniek za każdy sezon, a w zamian nie dawał praktycznie nic swojej drużynie.
Gdzie Ty widzisz tę drugą Minnesotę? Jeden Wall, drugi Crawford i ja więcej nie widzę. Vesely jest super utalentowany, ale on ma taki problem, że dla niego nie stworzyli jeszcze w NBA pozycji, na której mógłby z powodzeniem rywalizować.
Zważywszy na to, że wyciągnęli Younga za darmo, a potrzebowali do swojej układanki niezłego rzucającego to tak, uważam, że istotnie ten transfer może mieć wpływ na cały układ sił. Każdy z nas zna przywary tego gracza, ale trzeba uczciwie przyznać, że to złoty interes ze strony Clippers.
Akurat co do Younga to myślę, że dla Clippers nie jest to złoty interes. Owszem dali za niego tyle co nic, ale żeby można było ten ruch nazwać złotym interesem to Young musi zacząć grać na dobrym poziomie. Stać go na to, ale chyba nie przy Del Negro. Z całym szacunkiem do Viniego,nie wydaje mi się żeby ten pan potrafił dotrzeć do psychiki Nicka. Tu trzeba kogoś bardziej charakternego.
Wydaje się,że jak ten trade nie wypali to nic się nie stanie. Jednak może okazać się tak, że przez nonszalancję Younga Clippers przegrają nie jeden mecz i wszyscy będą wieszać na nim psy. Scenariusz bardzo pesymistyczny, chociaż jak popatrzymy na jego grę w tym RSie to dosyć prawdopodobny.
„ogolnonarodowym hypie” brzmi jak jakies grube tlumaczenie, Ameryka to nie jest nasz narod :)
No nie jest to nasz naród, ale ten ogólnonarodowy hype to odnosił się raczej do nas wszystkich, kibiców koszykówki. ;)
„Ulubiony zespół urzędującego prezydenta Stanów Zjednoczonych” przecież Obama kibicuje chicago?
„Ulubiony zespół urzędującego prezydenta Stanów Zjednoczonych w bardzo krótkim czasie przeszedł etap kolejnych przeobrażeń”
Obama jest fanem Chicago ;)
Tak, a byłem przekonany, że Wizards. W końcu często bywa na ich meczach i w ogóle. Przepraszam więc za pomyłkę. ;)