Coś co jeszcze kilka tygodni wcześniej wydawało się totalnie szalonym pomysłem, okazuje się być zupełnie możliwe. Phoenix Suns wygrali 99-86 ze swoim bezpośrednim rywalem do zajęcia ósmego miejsca na zachodzie, Houston Rockets. Dzięki temu zwycięstwu, „Słońca” tracą już tylko pół wygranej do „Rakiet”, które muszą borykać się z problemami kadrowymi, ponieważ nie grają kontuzjowani ostatnio Kyle Lowry i Kevin Martin.
Pozbawieni swoich dwóch głównych opcji ofensywnych Rockets, nie potrafili nawiązać walki z rozpędzonym zespołem z Arizony. Na cztery minuty przed końcem pierwszej połowy, po trafieniu za trzy Michaela Redd’a, zrobiło się już 48-28, a grający na 35.7% skuteczności w pierwszej połowie Rockets nie mieli kim straszyć poza Luisem Scolą (18 pkt, 7 zb). Przewaga kilkunastu punktów utrzymywała się już niemal do końca spotkania, a Suns ani na chwilę, aż do ostatniej minuty nie wygrywali mniej niż 12 punktami.
Świetny mecz grał odradzający się stopniowo w Phoenix Redd. Były All-Star, któremu marzy się jeszcze powrót do dawnej dyspozycji po wielu kontuzjach, rzucił 25 punktów, trafiając 3 z 5 prób z dystansu. Suns stracili tylko 9 piłek w całym spotkaniu, i właśnie szanowaniem i dokładnym rozgrywaniem piłki przewyższali w niedzielę Rockets. Rozdali 25 asyst przy tylko 19 rywali, a tradycyjnie świetnie grą wygranych kierował Steve Nash, który zaliczył 11 asyst. Marcin Gortat miał 15 punktów, 10 zbiórek, 2 bloki i 2 przechwyty.
Drużynę Alvina Gentry’ego czekają teraz cztery bardzo trudne mecze wyjazdowe, w których zmierzą się kolejno z: Heat, Magic, Pacers i Cavs. Wydaje się, że wygranie nawet dwóch z tych spotkań byłoby sporym sukcesem. W tym samym okresie, Rockets zagrają cztery razy z rzędu we własnej hali (Lakers, Warriors, Mavs, Kings). Obecny bilans pojedynków Suns z Rockets jest korzystny dla tych drugich, którzy wygrali dotychczas 2 z 3 rozegranych gier, ale 13. kwietnia oba zespoły spotkają się raz jeszcze, tym razem w Houston.