Orlando Magic zdobyli zaledwie 59 punktów w poprzednim spotkaniu przeciwko Chicago Bulls. Tym razem, już do przerwy prowadzili 57-44 i ostatecznie bardzo pewnie wygrali z Phoenix Suns, dla których była to druga porażka z rzędu. W bezpośrednim pojedynku byłych kolegów z drużyny, Dwight Howard okazał się zdecydowanie lepszy od Marcina Gortata.
Drużyna | Bilans | I kwarta | II kwarta | III kwarta | IV kwarta | Wynik |
Phoenix Suns | 23-24 | 21 | 23 | 18 | 31 | 93 |
Orlando Magic | 30-18 | 27 | 30 | 24 | 22 | 103 |
Gortat pojawił się pierwszy raz w Amway Arena od momentu, kiedy w grudniu 2010 został wytransferowany do Arizony.
Każdy chce mieć wielki mecz przeciwko byłym kolegom. Oni grali jednak bardzo dobrą obronę i zablokowali pole trzech sekund. Znają mnie dobrze i znają też Steve’a – powiedział polski środkowy po meczu.
Walczący o playoffs Suns nie mieli szans wygrać w Orlando wobec słabszej postawy swoich liderów. Steve Nash rzucił co prawda 12 punktów, ale wysocy gracze Magic bardzo skutecznie odcinali od jego zagrań dwójkowych z Gortatem, przez co najlepszy podający NBA rozdał tylko dwie asysty. Gortat z kolei swoje pierwsze punkty zdobył dopiero w trzeciej minucie trzeciej kwarty, kiedy trafił dwa rzuty wolne po faulu Jameera Nelsona (9 pkt, 3 ast).
Polak zanotował w sumie 4 punkty, 9 zbiórek, 3 bloki i 3 przechwyty. Takie statystyki może zwróciłyby uwagę, ale tylko wtedy, gdyby Gortat grał dalej w Orlando, jako zmiennik Howarda. Środkowy Suns trafił zaledwie 1 z 7 rzutów z gry, zupełnie nie mogąc sobie poradzić w polu trzech sekund gospodarzy. Przy każdej próbie rzutu, kiedy obrońcą był Howard, wydawało się, że Gortat wyrzuca nerwowo piłkę, jakby bojąc się bloku.
Zadaniem zawodników Alvina Gentry’ego było po pierwsze, choć spróbować zneutralizować poczynania Howarda do minimum, a jeśli to się nie uda, wyłączyć rzuty z dystansu Magic. Jak się okazało, oba elementy w miejscowej drużynie zadziałały wzorowo. Dwight Howard bez problemu radził sobie po obu stronach parkietu z Gortatem, notując 28 punktów, 16 zbiórek i 3 bloki, a przy okazji skupiona na defensywie w pomalowanym obrona Suns, odpuściła zupełnie bronienie rzutów dystansowych. Dzięki temu, Ryan Anderson mógł spokojnie trafić 7 ze swoich 12 prób zza łuku, mając 29 punktów w całym spotkaniu.
Magic już do przerwy prowadzili 57-44, a kiedy po stracie Robina Lopeza (14 pkt, 8 zb) i trafieniu Quentina Richardsona na 1:16 przed końcem trzeciej kwarty zrobiło się 80-60 dla gospodarzy, niemal pewnym było, że Suns już nie podniosą się z kolan. Zwłaszcza przy tak słabej dyspozycji swoich liderów.
W ostatnich 12 minutach żaden z graczy pierwszej piątki Suns nie pojawił się już na parkiecie, a rezerwowym nie udało się to co stało się udziałem Miami Heat dzień wcześniej, czyli odrobienie kilkunastopunktowej straty.
Suns rozegrają 10 z następnych 13 gier na wyjazdach i jeśli chcą dalej liczyć się w walce o ósme miejsce na zachodzie, muszą wygrać przynajmniej osiem z tych spotkań. Obecnie z bilansem 23-24 zajmują 10 miejsce, tracąc dwa mecze do Rockets.