Phoenix Suns mimo słabszej postawy w pierwszej połowie, pokonali piąty zespół konferencji wschodniej Indianę Pacers. Zespół Alvina Gentry’ego zaimponował zwłaszcza twardą defensywą na początku trzeciej kwarty, kiedy to osiągnął największą przewagę.
Drużyna | Bilans | I kwarta | II kwarta | III kwarta | IV kwarta | Wynik |
Phoenix Suns | 24-24 | 28 | 26 | 32 | 27 | 113 |
Indiana Pacers | 27-19 | 31 | 30 | 18 | 32 | 111 |
Po dwóch ostatnich porażkach Phoenix Suns musieli wygrać trudne spotkanie w Indianie, aby nie stracić dystansu do uciekających drużyn Nuggets, Rockets i Jazz, które z bilansem 26-22 bezpośrednio rywalizują z drużyną Marcina Gortata. Polak jeszcze jako gracz Orlando Magic przegrał z kolegami w Indianapolis, a doskonałe spotkanie rozegrał, będący jeszcze trochę w cieniu Roy Hibbert, który rzucił 26 punktów i przyćmił Polaka.
Pamiętający na pewno tamto wydarzenie Gortat, rozpoczął ze sporym animuszem, ale Hibbert nie pozostawał mu dłużny i już do przerwy obaj zgromadzili odpowiednio 12 i 16 punktów. Niemal przez całą pierwszą połowę mogliśmy oglądać bardzo wyrównaną walkę, a dopiero w końcówce drugiej kwarty Pacers odskoczyli na kilka oczek i prowadzili po 24 minutach 61-54. Gortat zbyt często odpuszczał Hibberta na dystansie, a ten trafiał łatwe rzuty. Gospodarze trafili w tym okresie aż 59% swoich rzutów z gry, pozwalając na łatwe punkty Danny’emu Grangerowi i Paulowi George’owi.
Sytuacja diametralnie zmieniła się w trzeciej kwarcie, kiedy Suns zagrali jeden z najlepszych momentów w defensywie podczas obecnego sezonu. Gortat zaczął kryć od piłki Hibberta, do którego nie docierały żadne podania. Pacers stracili aż 6 piłek, a Steve Nash doskonale współpracował z partnerami, rozgrywając skuteczne pick&rolle z Gortatem. Goście zdobyli aż 18 punktów z pomalowanego i wygrali ostatecznie 32-18, obejmując prowadzenie przed ostatnia odsłoną 86-79.
W czwartej ćwiartce, po punktach zdobywanych przez Leandro Barbosę oraz niezwykle walecznego pod tablicami Tylera Hansbrough’a miejscowi zmniejszyli w pewnym momencie straty do zaledwie dwóch punktów (88-90). Przewaga Suns po chwili urosła ponownie, ale trafienie Grangera na 2:31 przed końcem meczu, przywróciło Pacers do gry (99-101). Po kolejnej akcji halę musiał opuścić trener Pacers – Frak Vogel, który zbyt agresywnie dyskutował z sędziami o ich błędach.
Niedługo potem Suns oddali zadali dwa decydujące ciosy. Najpierw świetnie akcję dwójkową z Gortatem rozegrał Nash, po której polski środkowy zdobył łatwe punkty spod kosza, a na 28 sekund przed końcową syreną zrobiło się 109-103, kiedy Channing Frye trafił z lewego skrzydła za trzy, oczywiście po asyście Nasha, który w całym meczu rozdał ich aż 17, dokładając 12 punktów.
W ostatnich 30 sekundach, Pacers grający pod wodzą Briana Shawa próbowali odrobić straty i prawie dopięli swego, kiedy najpierw Granger rzucił szybko 5 punktów, a następnie Frye spudłował dwukrotnie z linii rzutów wolnych. Przy wyniku 113-110 dla Suns, faulowany był Paul George. Po trafieniu pierwszego rzutu wolnego, spudłował specjalnie drugi, ale jego dobitka okazała się nieskuteczna.
Gortat obok Nasha był najlepszym zawodnikiem Suns, notując 23 punkty i 8 zbiórek, zwłaszcza w drugiej połowie imponując zaangażowaniem w defensywie. Najlepszy duet „Słońc” skutecznie wspierał Grant Hill, który dzięki swojemu doświadczeniu rzucił 22 punkty, kilka razy ośmieszając w obronie Grangera. Skrzydłowy Pacers był z kolei z 28 oczkami najlepszym strzelcem przegranych.
Suns przegrali co prawda walkę na tablicach (37-39), ale bardzo skutecznie walczyli w pomalowanym, gdzie rzucili 52 punkty, przy 46 Pacers oraz aż 37 razy dostawali się na linię rzutów wolnych, wymuszając 30 fauli gospodarzy.