San Antonio Spurs wygrali kolejne spotkanie w Nowym Orleanie, które tym razem zakończyło się wynikiem 89 – 86. Dzięki tej wygranej „Ostrogi” (32-14) umocniły się na drugiej pozycji w Zachodniej Konferencji i już tylko dwie porażki dzielą ich od „Grzmotów” z Oklahoma City. Natomiast New Orleans Hornets przegrali już 36. spotkanie i z bilansem 12-36 zajmują pewnie ostatnie miejsce na Zachodzie i pewnie zmierzają ku czołówce w Drafcie 2012.
Spotkanie rozgrywane w New Orleans Arena stało na najwyższym poziomie. Mimo braku w obu drużynach swoich lider (Hornets – Ariza, Kaman i Smith; Spurs – Ginobili) obie ekipy pokazały się ze swoich najmocniejszych stron. Przez wszystkie cztery kwarty oglądaliśmy bardzo wyrównany pojedynek, na co zresztą wskazuje wynik poszczególnych kwart. Zwycięstwo San Antonio Spurs zawdzięczają stratom jakie „Szerszenie” popełniły w ostatnich sekundach. Szczególnie wyjście zza linię Jarretta Jacka w końcówce przesądziło o porażce swojej drużyny.
W dzisiejszym spotkaniu oglądaliśmy ostrą walkę w 'pomalowanym’, bowiem aż 52 punkty Spurs i 42 „oczka” Hornets zostały zdobyte in the Paint. Dzięki (?) takiej grze nie mogliśmy podziwiać wielu trafionych trójek (dzisiaj tylko 3). „Ostrogi” zza łuku spisywali się bardzo słabo (2/19 FG), a „Szerszenie” nie spisywały się w ogóle (1/5 FG). Walkę na tablicach wygrali minimalnie podopieczni Monty’ego Williamsa 45-42, a maszyną do zbiórek okazał się być Gustavo Ayon, który zebrał tych piłek aż 13. Natomiast w ekipie z San Antonio aż czterech graczy zanotowało 7 zbiórek.
Coach Hornets był dzisiaj bardzo zadowolony z gry swoich graczy, który wypowiadał się o nich bardzo ciepło – „Po prostu kocham swoją drużynę. Kocham swoich chłopców. Mimo wielu uwag i krzyków, zawsze będę ich kochał. Są wyśmienici.” – powiedział tuż po meczu Monty Williams o swojej drużynie, która aktualnie legitymuje się bilansem 12-36.
Jak już wspominałem New Orleans Hornets spotkanie przegrali na własne życzenie, z powodu wielu niepotrzebnych strat. Najwięcej piłek stracił Carl Landry, który zaliczył udany debiut po kontuzji, ale w sumie okradziono go z 5 posiadań. Wcale nie lepiej spisał się duet obwodowych Jack-Vasquez, którzy stracili po 4 piłki. W sumie ekipa z Luizjany osiągnęła rekord pod tym względem – 16 strat. Dla przykładu podopieczni Grega Popovicha straciła tych piłek jedynie siedem.
Główny motorem napędzającym wolną ofensywę z Nowego Orleanu był zdecydowanie Jarrett Jack. Rozgrywający zaliczył dzisiejszej nocy swoje 10-te spotkanie w tym sezonie z +20 punktami. Tym razem zdobył ich aż 27, do których dorzucił bardzo solidne 7 zbiórek i 5 asyst. Do tego wszystkiego były backup dla Chrisa Paula popisywał się szczególnie dobrą skutecznością, która ostatecznie zakończyła się na 11 z 19 oddanych rzutów (w pewnym momencie był już 9/11 FG).
Debiutantowi z Meksyku – Gustavo Ayonowi zabrakło jedynie dwóch „oczek” do trzeciego w swojej karierze double-double. Zebrał on w sumie aż 13 piłek z tablic, do których dorzucił 8 punktów, 5 asyst i 1 blok. Najlepszy przyjaciel Meksykanina – Greivis Vasquez kolejny raz udowodnił, że podczas pobytu na parkiecie włącza mu się tzw. radar i potrafi znajdować swoich kolegów – 10 punktów, 6 asyst oraz 4 zbiórki. Inny obcokrajowiec – Marco Belinelli zaliczył skromny pod względem punktowym występ, bo zdobył ich tylko 10, do których postarał się dorzucić 2 zbiórki i 2 asysty. Włoch jednak zaliczył bardzo ważne rzuty, dzięki którym New Orleans Hornets w końcówce zostawiali w grze. Ostatecznie jednak najważniejszego rzutu na miarę dogrywki nie dorzucił nawet do obręczy…
Swoje debiuty pozaliczali dzisiaj Carl Landry i Lance Thomas. Ten pierwszy wrócił po długiej kontuzji lewego kolana i pokazał się z bardzo dobrej strony. Zagrał 30 minut z ławki, które zamienił na 15 punktów i 5 zbiórek. Ten drugi natomiast po raz pierwszy swojej karierze wyszedł w pierwszej piątce i w zaledwie 19 minut na parkiecie zdążył zdobyć solidne 8 „oczek”, 4 zbiórki i 2 bloki.
Xavier Henry był dzisiaj najgorzej grającym zawodnikiem na parkiecie. Nie potrafił niczego zamienić na punkty (0/4 FG), a w 17 minut w grze nie zrobił nic, aby „Szerszenie” wygrały dzisiejszy pojedynek.
Niegroźnie wyglądającego urazu doznał Al-Farouq Aminu, który rozgrywał jeden z lepszych spotkań w tym sezonie. Popisał się kilkoma efektownymi blokami i rzutami. To właśnie przy jednym z potężnych monster blocków na Tim Duncanie spadł całym ciężarem ciała na swoje lewe kolano i zszedł do szatni. Mecz zakończył z dorobkiem 8 punktów, 6 zbiórek i 2 blokami.
W ekipie z San Antonio Spurs błyszczeli DaJuan Blair oraz Tony Parker. Ten pierwszy był dzisiaj pierwszą strzelbą swojego zespołu na którym opierało się większość akcji ofensywnych. 22-latek z Pittsburghu został autorem 23 „oczek”, 7 zbiórek i 2 przechwytów, a aż 9 z 14 oddanych rzutów znalazło się w koszu. Francuz natomiast aż 10-krotnie pomagał swoim kolegom zdobyć punkty, do których dorzucił 12 punktów. TP zaliczył kilka bardzo odważnych wejść pod kosz, które zakończył łatwo i dobrze zdobytymi punktami.
Tim Duncan był dzisiaj mało widoczny, ale mimo tego w 31 minut zdobył 13 punktów oraz 7 zbiórek i 3 bloki. Oprócz DaJuana Blaira i Tima Duncana 7 piłek z tablic zebrali również Danny Green i Kawhi Leonard. Zdobyli oni również odpowiednio 6 i 8 punktów.
Powrót do San Antonio Stephen Jackson może zaliczyć do udanych. Mimo wejść z ławki staje się ważną częścią w ofensywie Grega Popovicha. Zagrał dzisiaj 29 minut, które zamienił na 14 punktów, 3 zbiórki i 2 asysty.
Następne spotkanie San Antonio Spurs rozegrają z Philadelphią 76ers, a drużyna z Nowego Orleanu spotka się kolejny raz z Los Angeles Clippers.
„zostały zdobyte in the Paint”
:)