Los Angeles Clippers wygrali 19. mecz w sezonie we własnej hali, dzięki trafieniu Chrisa Paula na pięć sekund przed końcem meczu. Dość niespodziewanie Blazers utrzymywali się w grze tak długo, grając bez swojego lidera – LaMarcusa Aldridge’a, którego świetnie zastąpił JJ Hickson.
Drużyna | Bilans | I kwarta | II kwarta | III kwarta | IV kwarta | Wynik |
Portland Trail Blazers | 24-28 | 18 | 25 | 27 | 27 | 97 |
Los Angeles Clippers | 30-21 | 23 | 23 | 27 | 25 | 98 |
Prawdę mówiąc, mój organizm ciągle dochodzi do siebie po Mistrzostwach Polski Dziennikarzy, ale krok po kroku nadrabiam zaległości związane z NBA. Niestety mecz Blazers – Clippers nie sprawił, że dostałem pozytywnego kopa do działania. Wręcz przeciwnie, mocno zacząłem zastanawiać się, jak to się dzieje, że drużyna, która przeprowadziła najgłośniejszy transfer przed rozpoczęciem obecnych rozgrywek oraz ma w składzie najbardziej ekscytującego gracza ostatnich lat, może mieć tak wielkie problemy z pokonaniem rozbitych w każdym calu PTB.
Dobre wiadomości dla kibiców Clipps? Pierwsza to ta, że w ogóle wygrali, dzięki trafieniu Chrisa Paula nad JJ Hicksonem, a druga, to wyrównanie najdłuższej serii wygranych w tym sezonie (4).
Hickson przez całe spotkanie grał, jakby starał się udowodnić komuś z Sacramento, że brak zaufania, jakie okazano mu w Kalifornii, był zupełnie bezpodstawny. W całym spotkaniu zanotował 29 punktów i trafił 13 z 19 rzutów z gry oraz zebrał 13 piłek. Przez cały mecz twardo walczył zarówno z Blake’m Griffinem i DeAndre Jordanem, nad którym wykonał taki oto dunk.
Griffin zresztą mimo 20 punktów i 13 zbiórek jakoś specjalnie nie zachwycił. Kolejny raz odniosłem takie wrażenie w stosunku do zawodnika, który wydawało się, że będzie trząsł liga przez kolejne lata. Być może to pokłosie zbyt wygórowanych nadziei, które rozbudził po debiutanckim sezonie. Wydawało się jednak, że w parze z CP3 ma szansę stać się jeszcze większym dominatorem. Jak się jednak okazuje, statystyki Blake’a nawet nieznacznie spadły w porównaniu z poprzednimi rozgrywkami, a Clipps mimo wszystko nie notują sezonu, jakiego można było od nich oczekiwać.
Co się jednak zdarzyło w Staples Center? Po wyrównanej pierwszej połowie, w której przez moment kilkupunktową przewagę uzyskali Blazers, nastąpił początek trzeciej odsłony, kiedy gospodarze po punktach właśnie Griffina wygrywali 58-49. Byłem niemal pewny tego, że oto właśnie nastąpił decydujący cios w i tak naruszoną konstrukcję Blazers.
Nic jednak z tego. Kilka trafień Nicolasa Batum (18 pkt, 6 zb), Hicksona oraz przedziwnych, ale celnych rzutów Luke’a Babbita (8 pkt, 3 zb) pozwoliło zmniejszyć straty Blazers przed ostatnią kwartą do zaledwie 3 oczek (70-73). Kiedy na 7:23 przed końcem spotkania, Jamal Crawford odpalił swoją druga trójkę, Blazers objęli prowadzenie 80-79, a na ławce Clippers pojawiło się zaniepokojenie.
Gdyby nie geniusz Paula, goście wyjechaliby z Los Angeles z tarczą, dzięki własnej skuteczności, ale i fatalnej postawie Clippers w defensywie. W ostatnich sześciu minutach, PTB rzucili 17 punktów na 11 posiadań, a na przeszkodzie do ich wygranej stanęły – poza trafienie CP3 – także 2 niecelne próby z linii Hicksona 57 sekund przed końcową syreną, przy prowadzeniu 95-93. 10 sekund po tej akcji, za trzy trafił jeszcze skuteczny tego dnia Randy Foye (20 pkt, 5-10 za trzy). W odpowiedzi Jamal Crawford najpierw spudłował rzut nad Foye’m, ale skuteczną zbiórką ofensywna popisał się Raymond Felton. Po timeoucie, piłka ponownie trafiła do Crawforda, który niemal identycznie rozegrał sytuacje, z tą różnicą, że piłką rzucona wysokim łukiem wpadła do kosza.
Co zrobił Chris Paul, to już widzieliście. Blazers mieli co prawda jeszcze 5 sekund do dyspozycji, ale wbijający pod kosz Wesley Matthews został skutecznie powstrzymany przez Carona Butlera i Griffina.
Mimo wygranej, Clippers raz jeszcze nie zachwycili – szczególnie w defensywie. Pod własnym koszem oddali aż 33% piłek na tablicy, z których Blazers zdobyli 16 punktów. Problemem starym jak świat, a przynajmniej od początku tego sezonu jest zbyt krótka ławka rezerwowych, która dodatkowo została osłabiona kontuzją Mo Williamsa. Początek drugiej kwarty, kiedy Griffin, Paul, czy Butler odpoczywają na ławce, jest zazwyczaj najgorszym momentem Clippers w całym spotkaniu. O ile jednak taka sytuacja jest jeszcze do zrozumienia z drużynami, które posiadają szeroką rotację, o tyle z Blazers to już nie przystoi. W pewnym momencie, na parkiecie w zespole PTB przebywali Hasheem Thabeet, Luke Babbit i 90-letni Kurt Thomas.
Clippers z bilansem 30-21 ciągle zajmują 4. miejsce na zachodzie, ale z taką grą nawet przewaga parkietu w pierwszej rundzie playoffs może nie wystarczyć do przejścia rywali.
You must be logged in to post a comment.