Do małej niespodzianki doszło wczorajszej nocy w United Center, gdzie miejscowi Bulls ulegli walczącym o udział w Play-off Houston Rockets. Kolejny znakomity mecz rozegrał Goran Dragić, który z każdym kolejnym meczem wyrasta na lidera zespołu z Teksasu.
Do składu Byków powrócił Richard Hamilton, którego od dłuższego czasu nie oglądaliśmy ze względu na kontuzję. Niestety zabrakło Dericka Rose’a, ale gracze z Illinois wielokrotnie w tym sezonie udowadniali, że potrafią sobie także radzić bez swego lidera. W składzie Rakiet nadal nieaktywni są Kevin Martin oraz Kyle Lowry, których sytuacja z każdym meczem jest o tyle trudniejsza, że znakomita gra ich zastępców pokazuje, iż po powrocie będą musieli na nowo udowodnić swoją przydatność do drużyny. Trzeba przyznać, że konkurencja w osobach Dragicia oraz Courtney’a Lee jest ogromna.
Już od samego początku Rakiety zaskoczyły rywali twardą grą pod koszami. Bardzo dobrze sprawował się Marcus Camby, który zarówno punktował jak i walczył na tablicach. Weteran wcale nie ustępował młodszemu Joakimowi Noah. Bardzo dobrze w pierwszej kwarcie wyglądał rekonwalescent w zespole gospodarzy, a więc wspomniany Rip Hamilton, który rzucił rywalom 6 pkt ( jak się później okazało były to jego wszystkie punkty w meczu). Mimo skutecznej gry w końcówce Luola Denga, po pierwszych dwunastu minutach to podopieczni Kevina McHale’a prowadzili 26-22.
Po udanej pierwszej części w Rockets jakby spuścili z tonu i pozwolili dogonić się rywalom, a nawet zdobyć im kilku punktową przewagę. Ogromna w tym zasługa dwóch podkoszowych graczy – Omera Asika oraz Taj Gibsona, którzy dobrze spisywali się pod atakowanym koszem. Chicago zanotowało run 9-0 i dzięki temu pewniej kontrolowało zdarzenia na parkiecie. W końcówce z letargu swój zespół starali się wyprowadzić Courtney Lee oraz Goran Dragic. Szczególnie wejścia pod kosz Słoweńca i jego lay-up’y sprawiały defensywie Byków najwięcej kłopotów, a sam rozgrywający z Houston zaliczył do przerwy 13 oczek, ale mimo to jego zespół przegrywał do 11 punktami.
W kolejnej odsłonie świetnie prezentował się Louis Scola. Jego efektowne piwoty i zwody przypominały najlepsze czasy Hakeema Olajuwona ( no może trochę przesadziłem, ale trzeba przyznać, że Argentyńczyk jest jednym z najlepiej wyszkolonych technicznie skrzydłowych w NBA). Bardzo dobrze wyglądał także w walkach na tablicach, co nie często mu się zdarzało ostatnio. Świetnie z resztą uzupełniał się z Marcusem Camby. Nie byłoby wielu punktów dla Rakiet, gdyby nie udane rozegranie piłki Dragicia, który skupił się w trzeciej kwarcie właśnie na dogrywaniu, a nie na zdobywaniu punktów. W zespole z Chicago natomiast brylował Luol Deng. Sudańczyk z brytyjskim paszportem uzbierał w tej kwarcie 11 pkt będąc skutecznym zarówno pod koszem, półdystansie jak i na obwodzie. Ostatnie minuty to ponownie spora aktywność w ofensywie Dragicia co w efekcie zaowocowało zmniejszenie strat do gospodarzy, a na koniec kwarty nawet jedno punktowe prowadzenie Rakiet 71-70.
Czwarta kwarta i kolejny zawodnik Rakiet daje o sobie znać. Trzy kolejne trójki Chase Budingera powiększają prowadzenie gości z Teksasu na około 10 punktów. Kolejne trójki Earla Boykinsa oraz punkty Patricka Pattersona umocniły jeszcze przewagę drużyny Houston. W Chicago gra w ofensywie opierała się głównie na podkoszowych graczach, a byli to: Carlos Boozer oraz Joakim Noah. W końcówce serię trójek oddawał także Kyle Korver jednak niestety dla widzów zgromadzonych w United Center były one nie celne. W efekcie po wyrównanym spotkaniu Rakiety triumfują w Chicago 99-93.
“Started the first quarter the same way. Ended the second (quarter) the same way. Started the third quarter the same way. No edge. No defense. Turnovers, turnovers, turnovers.” – tymi słowami podsumował porażkę trener Tom Thibodeu. Faktycznie jeżeli chodzi o straty to była to największa bolączka jego drużyny ( mieli ich aż 19!!!). Z drugiej strony trzeba zauważyć, że wynikały one z bardzo dobrej obrony ich rywali. Zespół z Houston miał, aż 11 przechwytów w całym spotkaniu, co pokazuje jak ważnym elementem w grze była defensywa. Najlepszym strzelcem Bulls był Luol Deng, który rzucił 26 pkt oraz zebrał 7 piłek. Dobre zawody rozegrał także Carlos Boozer – zdobywca 16 pkt oraz 13 zbiórek. Był on także najlepiej podającym w zespole z Chicago kończąc mecz 7 asystami na koncie. Warto też wspomnieć, że zawodnicy Byków wcale nie starali się usprawiedliwiać przyczyny porażki w nieobecności Dericka Rose’a, o czym świadczy krótka, ale dość rzeczowa odpowiedź Denga na pytanie o absencje ich lidera „They got guys out, too,”
Wśród Rakiet najskuteczniejszy był Goran Dragic, którego łupem padło 21 pkt oraz 5 asyst. Najlepszym zawodnikiem meczu był jednak Louis Scola, który rzucił 18 pkt, ale miał także 12 zbiórek, 6 asyst oraz trzy bloki będąc jednocześnie liderem w każdej z ostatnich trzech podanych przeze mnie statystyk. Kolejny udany występ zaliczył Marcus Camby, który zagrał drugi raz w wyjściowym składzie Rockets. Zdobywając 12 pkt oraz 11 zbiórek zaliczył pierwsze double – double w barwach nowego zespołu. Kolejne spotkanie podopieczni McHale’a rozegrają w Staples Center przeciw Lakers. Chicago Bulls natomiast czeka także trudna przewaga bowiem do United Center we wtorek przyjadą Boston Celtics, którzy wygrali ostatnie pięć spotkań.
Gracz meczu: Louis Scola
HOUSTON ROCKETS (29-25) – CHICAGO BULLS (42-13) 99 -93
(26-22,14-29, 31-19, 28-23) G. Dragic 21 pkt, L. Scola 18 pkt, C. Lee oraz C. Budinger po 13 pkt – L. Deng 26 pkt, C. Boozer 16 pkt, J. Noah 15 pkt.
Byki przegrały mecz na własne życzenie.Teraz mają ciężkie 4 mecze i zaraz może być tak że wypodną poza czołową 3 ligi.Boston jest teraz na falii,RR zawsze gra dobrze jak nie ma Rose’a.Jeśli Watson dalej będzie tak ceglił to będzie bardzo ciężko.
a niedawno ktoś mnie pytał dlaczego zamieniłbym Watsona..Kirk Hinrich wracaj;-)
no i są te 2 porażki z rzędu :-/