Los Angeles Lakers wygrali czwarte spotkanie z rzędu oraz drugie z trzech w tym sezonie z Clippers, dzięki czemu osiągnęli przewagę w bezpośrednich pojedynkach pomiędzy obiema ekipami z LA. Clippers tracą do rywala zza miedzy już 2,5 spotkania.
Drużyna | Bilans | I kwarta | II kwarta | III kwarta | IV kwarta | Wynik |
Los Angeles Lakers | 35-20 | 34 | 29 | 29 | 21 | 113 |
Los Angeles Clippers | 32-22 | 29 | 26 | 26 | 27 | 108 |
Niestety oglądałem ten mecz na 11″ ekranie na słabym internecie u teściów,przez co niektóre akcje mnie ominęły, „dzięki” klatkowaniu obrazu. To co jednak najważniejsze, udało się zobaczyć. Kobe Bryant kolejny raz zgasił światło nadziei dla rywali, trafiając najważniejszy jumpera z lewego skrzydła ponad rękami bezradnego Randy’ego Foye’a. Po tym rzucie było 110-106 na 24.5 sekund przed końcową syreną.
„Black Mamba”zanotował 31 punktów, 6 asyst i 5 zbiórek, trafiając aż 13 z 19 rzutów z gry. Najlepszy strzelec Lakers miał już 16 punktów po pierwszej kwarcie, kiedy po spudłowaniu trzech z czterech pierwszych prób, sześć kolejnych znalazło drogę do kosza. Jego zespół osiągnął w pierwszej połowie kilkupunktową przewagę, która utrzymywała się aż do początku czwartej kwarty.
Pierwsze 36 minut to tak naprawdę strzelanina z obu stron. Po 3 kwartach Lakers prowadzili 92-81, a indywidualną walkę na trafienia toczyli Bryant i Bynum z Caronem Butlerem, który w tym momencie miał 28 punktów, ale do końca meczu nie trafił już ani raz.
Kiedy na 1:21 przed końcem trzeciej odsłony drugi raz z rzutu wolnego trafił powracający do składu LAL Bynum (36 pkt, 8 zb, 4 blk), zrobiło się już 90-75 i wydawało się, że goście mają Clippers na widelcu.
Przez kolejne trzy minuty, Clipps dzięki trafieniom Nicka Younga (13 pkt, 6-15 FG), Foye’a (11 pkt, 5 zb, 4 ast) i Chrisa Paula (22 pkt, 16 ast) zanotowali run 14-2 i gospodarze wrócili do gry. Celna „trójka” Younga zmniejszyła straty do 3 oczek (89-92).
Topór nad głową Lakers zawisł jeszcze bardziej na 3,5 minuty przed końcem spotkania, kiedy DeAndre Jordan trafił po podaniu CP3, a Clipps objęli prowadzenie 104-103.
Później było już wspomniane wyżej trafienie Bryanta, poprzedzone punktami Ramona Sessionsa po penetracji na 47.4 przed ostatnią syreną. Clippers próbowali jeszcze odrabiać straty, ale dystansowa próba Chrisa Paula odbiła się od obręczy.
Gospodarze (jeśli można tak mówić o drużynach grających w tej samej hali) wygrali co prawda walkę na tablicach (46-44), ale nie potrafili przełożyć jej na większą ilość punktów z pomalowanego (42-48). Blake Grffin zaliczył dwa efektowne dunki nad Pau Gasolem, ale rzucił tylko 15 punktów z 16 rzutów i razem z Jordanem był niemiłosiernie ogrywany w obronie przez Bynuma, po którym nie widać było nawet śladu urazu kostki, którego nabawił się kilka dni wcześniej.
Lakers trafili aż 51.8% rzutów z gry, a kolejny bardzo dobry mecz rozegrał Sessions, notując 16 punktów i 8 asyst. Jego współpraca głównie z wysokimi graczami wygląda imponująco, a dzięki swojej szybkości zapewnia także sporo punktów po wejściach pod kosz, czego brakowało, kiedy rozgrywającym „Jeziorowców” był powolny Derek Fisher.
Gra Lakers wygląda coraz lepiej zwłaszcza w ofensywie. Od początku marca w 20 spotkaniach aż 14 razy przekraczali 100 zdobytych punktów, a kolejne dwa mecze rozegrają z walczącymi o ósme miejsce na zachodzie zespołami. Najpierw podejmą w piątek Rockets, a dzień później zagrają na wyjeździe z Suns.