Dziś zmienię trochę formułę z jednego prostego powodu – było po prostu bardzo dużo świetnych występów. Nie powinniście się zawieść, tym razem postaram się nikogo nie ominąć. Wydanie rozszerzone.
MVP: Al Jefferson (UTAH) – 30 pkt, 11 zb, 5 blk, 13-18 FG
Być może dalsze miejsca będą mniej oczywiste, ale tu wybór mógł być tylko jeden. Big Al rozegrał naprawdę wielki mecz i poprowadził Jazz do ważnej (choć w ich sytuacji każde zwycięstwo jest na wagę złota) wygranej nad Warriors. Co prawda Wojownicy nie walczą już o nic i wciąż grają bez dwójki swoich liderów, ale nawet najlepsi rywale muszą zużyć sporo sił, by ich pokonać. Tym bardziej szczegółowo zajmę się później. Wracając do Jeffersona – jego występ był naprawdę rewelacyjny. Jak często widzicie wysokiego, który robi 30/11/5 na takiej skuteczności? Zapewne rzadko. To już nie te czasy, gdy po parkietach biegali Hakeem czy Shaq. Teraz dwójka najlepszych centrów w NBA to duże dzieci (niestety), a „grupa pościgowa” wciąż leczy kontuzje. Dlatego cieszę się każdym takim występem.
Jazz są w tej chwili w takim położeniu, że każdy mecz jest dla nich „meczem o wszystko”. My, Polacy, powinniśmy wiedzieć, jakie to uczucie. Utah ma jeszcze gorzej, bo w ich wypadku nawet zwycięstwa nie zagwarantują im awansu do PO. Dziś wygrali, ale Nuggets i Rockets, a więc drużyny będące przed Jazz, także zakończyły swoje mecze zwycięstwem i wciąż mają 1,5 wygranej przewagi nad drużyną z Salt Lake City.
W tej chwili kibice Jazz powinni modlić się, by Al Jefferson i Paul Millsap wstawali w dni meczowe prawą nogą. To właśnie na nich oparta jest w tej chwili ta drużyna, od czasu do czasu wystrzelą Hayward, Miles czy Harris, ale najpewniejszym punktem drużyny jest właśnie ten duet i to od ich dyspozycji zależą losy Utah. Trzy najbliższe spotkania to dwumecz ze Spurs i mecz z Rockets. Szanse Jazz na wygraną z najlepszą obecnie drużyną ligi (Spurs wygrali 10 ostatnich meczów) są dość małe, dlatego meczem must-win będzie starcie z Houston, ich bezpośrednimi rywalami. Jazzmeni powinni również modlić się o to, by Warriors urwali choć jedno zwycięstwo w dwumeczu z Nuggets.
To pierwsze takie 30/11/5 w tym sezonie i pierwsze od marca 2011 (Dwyane Wade! 39/11/5). Ostatni raz taki występ na takiej skuteczności zanotował Dwight Howard (luty 2010, 40/15/6 + 80% FG vs. OKC), zaś ostatnim graczem, który zanotował taki stat-line w 39 minut (tyle grał dziś Al), był Dirk Nowitzki (listopad 2009, 40/11/5, 12-22 FG vs UTAH). Jefferson jest pierwszym Jazzmenem z takim osiągnięciem od 1994 roku (Mailman). To chyba tyle.
Taki mały milestone – Jefferson przekroczył dziś 1000 punktów w tym sezonie. Jeszcze jeden – było to jego 25. double-double w tym sezonie.
Drugie miejsce: Raymond Felton (POR) – 30 pkt, 7 zb, 6 ast, 12-18 FG, 5-8 3pt
Co prawda to LaMarcus Aldridge wygrał dla Portland ten mecz (6 pkt w dogrywce w tym buzzer-beater), ale nie zapominajcie – NBA Today to głównie podsumowanie statystyczne – najpierw liczby, dopiero potem poszczególne zagrania.
To raz. Dwa, że Felton również bardzo przyczynił się do tej wygranej, moim zdaniem w takim samym stopniu jak Aldridge. Bez jego gorącego shootingu Blazers na pewno nie odrobiliby 15-punktowej straty, nie byłoby więc dogrywki. To nie tak, że nie doceniam wyczynu LMA. Wiecie przecież, że bardzo go lubię. Ale tak jak napisałem – nie byłoby OT, gdyby nie rewelacyjna gra Feltona i Blazers w trzeciej kwarcie, bo to w niej PTB dokonali come-backu i wyszli na 8-punktowe prowadzenie.
Mavericks w trzeciej kwarcie zdobyli tylko 10 punktów. Więcej miał sam Felton (16). Blazers w sumie uzbierali ich 30, kończąc 3Q runem 16-0. Zgadnijcie, kto miał w nim największy udział. Nie, nie Hasheem Thabeet. Felton w ostatnich 3 minutach trzeciej odsłony trafił 3 trójki i miał jedną akcję 2+1. Wow.
To był najlepszy mecz Feltona w tym sezonie i jeden z jego najlepszych w karierze. Szczególnie cieszy jego skuteczność, która w tym sezonie nie jest dobra. Tylko 40% z gry i 30% za trzy – nic więc dziwnego, że średnia punktowa wynosi zaledwie 11 punktów. Spodziewano się na pewno czegoś więcej. Jego PPG jest najniższe w karierze, za to TOV% jest najwyższy (19,1%). Dziś problemu ze stratami nie było, 2 turnovery to wynik niższy od średniej sezonowe (2.7).
Blazers wciąż mają szanse na play-offs. Co prawda od 15 marca ich cel jest nieco inny, ale gdyby LaMarcus Aldridge i Raymond Felton grali tak, jak dziś, być może udałoby się coś jeszcze w tej sprawie zrobić. Te szanse są jednak bardzo małe. Do Denver i Houston tracą 3,5 wygranej.
Mini-milestone – Felton zdobył dziś 600. punkt w tym sezonie.
Tradycyjnie – ostatnim Blazerem, który zrobił 30/7/6 i trafił dwie trzecie rzutów, był Nicolas Batum (luty 2010, 31/7/7).
Trzecie miejsce: Goran Dragic (HOU) – 26 pkt, 11 ast
On znów to zrobił. Nie, nie chodzi o Kobe’go Bryanta. Przeciwnie – on i jego drużyna są kolejnymi ofiarami pewnego duetu imigrantów ze Słowenii i Argentyny. Dwójka Dragic-Scola wykończyła Jeziorowców w crunch-time w ich własnej hali. Najpierw Scola wykorzystał nieobecność Andrew Bynuma (dwa techniczne) i zdobył 10 punktów z rzędu, dając Rakietom prowadzenie, potem Parsons powiększył je (trójka, asysta Dragicia), a potem do akcji wszedł Dragić, trafił lay-upy w dwóch kolejnych akcjach, dzięki czemu przewaga Rox na 55 sekund do końca wynosiła 7 punktów. W końcówce dwoma rzutami wolnymi zamroził mecz.
Dragić po raz czwarty z rzędu zdobył +20 punktów, dziś zanotował rekord sezonu – 26 oczek. Dołożył 11 asyst i skompletował najlepszy statline w tym sezonie.
Rockets również należą do zachodniego wyścigu o play-offy – tyle, że oni nie atakują, a bronią miejsca w pierwszej ósemce. W tej chwili zajmują siódme miejsce, ale mają taki sam bilans, jak ósme Denver. Mają jeszcze szansę na zrzucenie Dallas z szóstego miejsca. Wtedy w pierwszej rundzie wpadliby na Lakers. Wyobrażacie sobie taką serię? Bynum z Gasolem pod koszem rywalizowaliby z Camby’m i Dalembertem, Sessions z Dragiciem (dziś Goran go zatrzymał), a Kobe z Courtney’em Lee (lub Parsonsem). Dołóżcie do tego dobrą ławkę Rockets, ewentualny powrót Lowry’ego i wychodzi na to, że Lakers wcale nie muszą takiej serii wygrać. Przegrali dwa ostatnie mecze z Rakietami. W tym roku pierwsza runda play-offs będzie miała dużo wyrównanych serii, ale ta prezentuje się najlepiej. Tylko najpierw trzeba odrobić pół wygranej straty do Mavericks. Z drugiej strony – ja tu prawię o tym, jak wyprzedzić broniących tytułu, ale przecież najpierw trzeba się utrzymać w ósemce.
A jednak istnieje „życie po Yao”.
Czwarte miejsce: Jeff Teague (ATL) – 24 pkt, 11 ast, 5 zb, 9-16 FG
Teague rozegrał najlepszy mecz w tym sezonie i drugi najlepszy w swojej trzyletniej karierze. W debiutanckim sezonie miał jeden występ 24/15. Wtedy właśnie ustanowił rekordy punktów i asyst. Dziś wyrównał to pierwsze osiągnięcie. Natomiast 11 asyst to jego season-high.
Piąte miejsce: Arron Afflalo (DEN) – 30 pkt, 11-19 FG
Oto człowiek, który (wraz z Andre Millerem, ale o nim potem) pogrążył Phoenix Suns. Fakt, że Słońca mogły zagrać lepiej, ale to jego trójka na 44 sekundy do końca była 'daggerem’ wbitym w serce Feniksa.
Cofnijmy się jednak do początku meczu. Afflalo spudłował pierwsze cztery rzuty, ale później złapał ogień. W pewnym momencie trafił siedem rzutów z rzędu. Jego dominacja przypadła na drugą i trzecią kwartę meczu, gdy zdobył aż 25 punktów. Później pałeczkę przejął Miller, a Afflalo dokończył dzieło swojego kolegi właśnie tą trójką.
Ta porażka znacząco zmniejszyła szansę na play-offy Suns, zaś dla Nuggets oznacza utrzymanie się w pierwszej ósemce i uzyskanie tie-breakera nad Suns.
Szóste miejsce: Devin Harris (UTAH) – 28 pkt, 8-13 FG
Harris opuścił poprzednie spotkanie z powodu skręcenia kostki i.. ta absencja na pewno wyszła mu na dobre, skoro w kolejnym meczu rzucił 28 punktów (rekord sezonu).
Siódme miejsce: Danny Granger (IND) – 26 pkt, 6 zb
Mogłem wyżej umieścić Roy’a Hibberta, ale zdecydowałem, że siódme miejsce przeznaczę na Grangera. Powód? Granger zdobył połowę swoich punktów w czwartej kwarcie, gdy Pacers musieli bronić się przed jednoosobowym come-backiem Kevina Duranta. Gdyby nie on, Thunder być może wyrównaliby i powalczyliby o wygraną. A tak – Pacers umocnili się na trzecim miejscu na Wschodzie. Trzeba przyznać, że w ostatnich meczach Indiana rzeczywiście wygląda jak drużyna z Top 3. Szczególnie Granger – w ostatnich trzech meczach, w ich czwartych kwartach (ew. dogrywkach), w których Danny grał, zdobył w sumie 40 punktów. 14 z Knicks, 13 z Rockets i 13 dziś. Dwie pierwsze wygrane miały miejsce po come-backach, dzisiejsza wyniknęła z jego zatrzymania.
Ósme miejsce: LaMarcus Aldridge (POR) – 25 pkt, 12 zb, 6 of. zb
Napisałem o nim więcej przy Feltonie. Jeszcze raz powtarzam – jego wyczyn w OT był naprawdę wielki.
Dziewiąte miejsce: Roy Hibbert (IND) – 21 pkt, 12 zb, 4 blk, 7 of. zb
A oto właśnie Hibbert. Ciekawostka – Thunder mieli aż 10 bloków, Ibaka 7, ale Roy ani razu nie został zablokowany. Więcej pecha miał Paul George, który aż pięciokrotnie nadziewał się na czapy, czterokrotnie na jego drodze stawał Iblocka. Z kolei Serge został zablokowany dwukrotnie przez Hibberta.
Dziesiąte miejsce: Josh Smith (ATL) – 22 pkt, 12 zb, 4 ast
Hawks również wciąż mają o co walczyć – Magic są pogrążeni w kryzysie, ale w każdym momencie mogą się obudzić i strącić ich na szóste miejsce. Jednocześnie Atlanta może awansować na trzecią lokatę, ale w tej chwili urzędują tam Pacers, którzy są ostatnio w bardzo dobrej formie.
Mogłem umieścić na tym miejscu Antawna Jamisona (25/8, 16 pkt w czwartej kwarcie), ale tu rozchodzi się przede wszystkim o statystyki. A w tej dziedzinie trudno przebić J-Smoove’a.
Najlepszy przegrany: Kevin Durant (OKC) – 44 pkt, 15-24 FG
Najlepszy dziś występ. Kevin Durant pokazał po prostu najwyższy poziom scoringu, ale Thunder zbyt słabo rozpoczęli mecz i później musieli gonić, odrabiać 24-punktową stratę. Byli bardzo blisko, Durant zdobył 24 punkty w ostatnich 15 minutach meczu, zmniejszył stratę do tylko pięciu punktów, ale trafienie Collisona i rzuty wolne Grangera pozbawiły OKC nadziei na wygraną.
Thunder przegrali trzecie spotkanie z rzędu po tym, jak wygrali sześć spotkań. Spurs, którzy wygrali dziś 10. mecz z rzędu, kiedyś musieli ich dogonić. I dziś nadszedł ten dzień. Pytanie – kto wygra Zachód? Bo mam wrażenie, że Thunder tego tak nie zostawią. Z drugiej strony – Spurs mają tak szeroki skład, że mogą wygrywać mecz za meczem i jednocześnie oszczędzać najważniejszych graczy. Nie tylko w środku tabeli się dzieje. W tym wypadku rywalizacja toczy się głównie o przewagę własnego parkietu w ewentualnej serii WCF, bo sytuacja w niższych rejonach tabeli jest tak zagmatwana, że chyba do ostatnich dni RS nie będzie wiadomo, kto na kogo wpadnie w pierwszych dwóch rundach.
Choć Thunder przegrali, Durant zrobił dziś bardzo dobre wrażenie, a kontrkandydat do nagrody MVP, LeBron James, dziś zawiódł. Walka o najważniejszą indywidualną nagrodę RS nadal trwa, więc mamy kolejny powód, by przyglądać się każdemu występowi KD i LBJ.
Drugie miejsce: Byron Mullens (CHA) – 31 pkt, 14 zb
Bobcats nie mają już szans na play-offy. Wiem, wszyscy jesteśmy zaskoczeni. To była 46. porażka Cats w tym sezonie, 10. z rzędu, pogorszyła ich % wygranych meczów do 13,2. I na tym chyba podopieczni Silasa (czasem nie wiadomo, kto ich trenuje, Paul czy Stephen) nie poprzestaną. Nie są tak źli, jak ich bilans, ale muszą inwestować w przyszłość, w rozwój Kemby, Hendersona, Mullensa, Biyombo (pierwsza trójka rozegrała dziś +40 minut). Do tego przydałoby się wyciągnąć kogoś z tego „historycznie mocnego Draftu 2012”. Wniosek jest prosty – najlepiej zatankować.
Walka o pierwsze miejsce przed loterią nie przeszkadza im jednak w notowaniu całkiem dobrych występów indywidualnych. Choć – w przypadku występu Mullensa – stwierdzenie „całkiem dobry” nie wystarczy. To był dla niego rekordowy mecz – zdobył rekordowe 31 punktów, zebrał rekordowe 14 zbiórek i rozegrał rekordowe 42:34 minuty. Gdzie indziej by tego dokonał, jak nie w Charlotte?
Bobcats byli w tym meczu całkiem blisko wygranej. Dopiero run 8-0 wszczęty przez Ellisa i Jenningsa dał zwycięstwo drużynie, której wygrane bardziej są potrzebne. Bucks wciąż walczą o play-offy, tracąc jedną wygraną do Knicks. Milwaukee wygrało 3 ostatnie spotkania, następne rozegra z Portland, OKC i.. Knicks.
Trzecie miejsce: Eric Gordon (NOH) – 31 pkt, 11-19 FG, 32 min
Gordon rozegrał drugi mecz po powrocie po kontuzji i pokazał, czego (a raczej – kogo) brakowało ekipie Hornets praktycznie przez cały sezon. Wygląda na to, że powoli wraca do optymalnej formy, bo w pierwszym meczu po kontuzji zdobył zaledwie 15 oczek. 39 meczów to dość długi okres, a tyle właśnie opuścił były gracz Clippers. Dziś spisał się naprawdę bardzo dobrze i po raz kolejny udowodnił swoją dużą wartość. Spurs jednak są w tej chwili zbyt mocni, by jeden zawodnik mógł ich pokonać.
Dajcie jemu i Hardenowi dwa, trzy lata – zostaną all-starami.
Czwarte miejsce: David Lee (GSW) – 26 pkt, 12 zb, 10-16 FG
Teraz zapowiedziana krótka analiza ostatnich meczów Warriors.
Co prawda GSW przegrało 7 z ostatnich 8 spotkań, ale tylko jeden z nich przegrało różnicą większą niż 8 punktów (vs. NOH, 87:102). Pozostałe spotkania były dość zacięte:
- 111:108 vs SAC
- 101:104 vs LAL
- 100:102 vs NJN
- 112:120 vs GSW
- 94:98 vs MEM
- 97:94 vs MIN
- i dziś: 98:104 vs UTAH
Całkiem nieźle, jak na drużynę z 13. bilansem na Zachodzie, nie? Prawda jest jednak taka, że gdyby Warriors grali na Wschodzie, na pewno wypadliby lepiej. Bilans 21-33 dałby im 10. miejsce w tamtej konferencji, a weźmy jeszcze pod uwagę, że gra po wschodniej stronie USA oznacza wiele spotkań z takimi tuzami jak Bobcats czy Wizards. Zachód zaś od 12. miejsca w górę (a więc wszystkie ekipy nad Warriors) naprawdę trzyma poziom.
Za rok być może uda im się awansować do PO bądź chociaż nawiązać walkę o nie. Warunki są dwa – Andrew Bogut musi być zdrowy, Stephen Curry musi być zdrowy.
Piąte miejsce: Dirk Nowitzki (DAL) – 23 pkt, 14 zb
Dirk zagrał dziś naprawdę dobry mecz, ale w dogrywce zdobył „tylko” 4 punkty. Istnieje szansa, że gdyby Aldridge nie trafił i doszłoby do drugiej dogrywki, wtedy Nowitzki wyjaśniłby całą sytuację. Ale Aldridge trafił. Z drugiej strony – Niemiec nie popisał się chwilę wcześniej, gdy popełnił stratę. Gdyby Mavericks odpowiednio rozegrali tamtą akcję, być może rzut Dirka zastąpiłby rzut LaMarcusa. Być może. Nie ma co gdybać, życie toczy się dalej, ale ta porażka nie najlepiej wpłynęła na sytuację Dallas w tabeli. Co prawda nadal zajmują szóste miejsce, ale nad Denver i Houston mają tylko pół wygranej przewagi.
Szóste miejsce: DeMar DeRozan (TOR) – 28 pkt, 10-16 FG
Jeden z niewielu graczy, którzy w meczu CLE-TOR trafili połowę rzutów. Z liczących się scorerów dokonali tego tylko on i Jamison. Ale to drużyna Antawna wygrała, właśnie dzięki temu graczowi, który sam zdobył czwartej kwarcie tylko o punkt mniej od całej drużyny Raptors. Cavs wygrali ostatnią odsłonę 33:17.
Siódme miejsce: Metta World Peace (LAL) – 23 pkt, 8-13 FG
Krótko – najlepszy mecz Artesta w tym sezonie. 23 punktów to najlepszy wynik od lutego 2011. Aż 17 punktów zdobył w pierwszej połowie.
Ósme miejsce: Kobe Bryant (LAL) – 28 pkt, 8-20 FG, 11-11 FT
Nie wiem, czy zdarzy się jeszcze taka sytuacja, że umieszczę Bryanta pod MWP, ale dziś to ten drugi był bardziej efektywny. Bryant uciułał 28 punktów, ale miał tylko 2 zbiórki, bez żadnej asysty. Pierwszą zbiórkę miał dopiero na 4:20 do końca. Owszem, zbieranie nie należy do jego zadań, ale zero asyst to na pewno nie powód do dumy.
Być może nie pisałbym o tym, gdyby Kobe „znów to zrobił”. Niestety dziś spudłował trzy trójki w ostatnich 61 sekundach meczu. Nie zawsze się wygrywa. Wspominałem już, że chciałbym zobaczyć serię Lakers-Rockets? Podtrzymuję.
Dziewiąte miejsce: LeBron James (MIA) – 21 pkt, 6 zb, 6 ast, 8-19 FG
Po prostu – przyzwoity występ. Ale jak na LeBrona to stanowczo za mało. On i reszta Heat zagrali dziś bardzo słabo, od początku dając się zdominować Grizzlies. Efekt – w pewnym momencie przegrywali aż 21 punktami, prowadzenia nie objęli nigdy. Być może to skutek zmęczenia i szybkiego tempa tego sezonu, ale każda drużyna jest w takiej samej sytuacji. Na razie nie ma co się nad tym rozwodzić, pewnie za chwilę Heat wrócą na właściwe tory i znów zaczną wygrywać. Ale szkoda tej serii 16 wygranych spotkań w AAA.
Dziesiąte miejsce: Russell Westbrook (OKC) – 21 pkt, 11 zb, 9 ast
To był mój obowiązek, umieścić w tym podsumowaniu gracza, któremu do triple-double brakowało tylko jednej asysty. Ale Westbrook nie grał dziś dobrze. Spudłował 16 z 23 rzutów i wyglądał dziś bardziej jak ten stary, sfrustrowany Russell.
Sixth-man: Wszyscy rezerwowi Spurs – 82 pkt, 31-51 FG
Dość nietypowe wyróżnienie, ale jak najbardziej zasłużone. Pierwsza piątka mogła sobie dziś odpocząć (Duncan 20 min, Parker 16), bo ma świetnych zmienników. Aż 5 rezerwowych zanotowało double-digits, najlepsi byli Mills i Ginobili (14). Spurs wskoczyli dziś na pierwsze miejsce na Zachodzie, wygrali 10 ostatnich spotkań. Powtórzy się sytuacja sprzed roku (upset)? Wątpię.
82 punkty to największa zdobycz ławki od stycznia 2000 roku (Orlando). Magic tamten mecz (vs. Pistons) przegrali.
Drugie miejsce: Lester Hudson (CLE) – 23 pkt, 7 ast, 11-13 FT
Hudson gra w tej chwili na 10-dniowym kontrakcie i jeśli miałby zostać do końca sezonu, to właśnie dzięki temu meczowi. 23 punkty i 7 asyst to jego rekordy kariery. Hudson notuje w karierze średnio 3 punkty na mecz. Ale bardzo dobrze wykonuje rzuty wolne (27-33 w karierze). Trochę gorzej jest z gry (35%) i zza łuku (22,4%). Nie najlepiej świadczy to o nim jako o guardzie.
Trzecie miejsce: Rodney Stuckey (DET) – 27 pkt, 29 min
Stuckey oddał aż 22 rzutów, trafił tylko 8, ale występ uratowały rzuty wolne. Stuck wymusił ich aż 11, trafił 9. To pozwoliło mu zostać najlepszym strzelcem meczu.
Czwarte miejsce: Andre Miller (DEN) – 15 pkt, 7 zb, 7 ast
Był Afflalo, czas na Millera. Andre zdobył 13 punktów w czwartej kwarcie. Suns prowadzili 97:92, ale wtedy Dre rozpoczął swój show. Najpierw podał z połowy boiska na alley-oopa do Farieda, potem sam skończył lay-upem. Następnie trafił kolejnego lay-upa, potem rzuty wolne i wreszcie podał na trójkę do Afflalo, który wbił 'daggera’. Aby upewnić się, że Słońca zgasły, Miller trafił jeszcze dwa osobiste. Przezorny zawsze ubezpieczony.
Piąte miejsce: Jason Terry (DAL) – 18 pkt, 5 ast
Terry w pierwszej kwarcie trafił swoją 1761. trójkę w karierze i wyprzedził Peję Stojakovicia w tym rankingu. Teraz jest piąty. Przed nim w tej chwili jest Chauncey Billups (1783).
Rookie: Klay Thompson (GSW) – 23 pkt, 5 zb, 4-5 3pt
Warriors wyruszyli dziś do boju z trzema debiutantami w S5. Każdy z nich miał swoje momenty. Thompson rozpoczął od spudłowania 5 rzutów, ale potem trafił 9 z 11 rzutów w tym wszystkie cztery trójki. Jeremy Tyler pobił rekord kariery (14 pkt), a Charles Jenkins zdobył 8 punktów w pierwszej połowie. Bogut i Curry nie zagrają pewnie do końca sezonu, dzięki czemu Tyler i Jenkins dostają więcej minut. Po ich powrocie ich rola znów ulegnie redukcji. Nie dotyczy to Thompsona, gdyż gracz, którego zmieniał, gra już w Milwaukee. Dobry ruch, Warriors. Thompson będzie naprawdę dobrym zawodnikiem.
Drugie miejsce: Marshon Brooks (NJN) – 18 pkt, 6 zb, 6 ast
Dzisiejszej nocy było tak dużo meczów, że przyznam, że zapominałem o meczu Nets-Wizards. Nie ominąłem niczego wielkiego. Nets zblow-outowali Wiz, prowadząc w pewnym momencie 24 punktami.
Brooks spadł trochę w Rookie Rankingach, w pewnym momencie był trzeci, ale opuścił 10 spotkań, a w innych regionach USA objawiło się kilku nowych dobrych rookies. W oficjalnym rankingu na NBA.com nie ma go nawet w pierwszej dziesiątce. Nie wiem, jaki wpływ na to mają kontuzje, ale myślę, że druga piątka debiutantów jest jak najbardziej w jego zasięgu.
Trzecie miejsce: Bismack Biyombo (CHA) – 14 pkt, 14 zb, 6-9 FG
Co tu dużo pisać.. on akurat nie jest typem gracza, który poraża statystykami, ale w przyszłości będą z niego ludzie. Wiele drużyn będzie chciało mieć w swoich szeregach tak dobrego defensora.
Czwarte miejsce: Jordan Williams (NJN) – 14 pkt, 7-7 FG
Po prostu perfekcyjna noc. Trafił wszystkie rzuty, nie popełnił żadnej straty.
Piąte miejsce: Shelvin Mack (WAS) – 10 pkt, 8 ast, 19 min
Wizards wystawili w piątce dwóch debiutantów (Singleton, Vesely). Lepiej od nich spisał się jednak Mack, który po raz drugi w karierze dobił do progu 10 punktów. Pobił też rekord asyst.
International Player: Goran Dragic (HOU) – 26 pkt, 11 ast
Drugie miejsce: Dirk Nowitzki (DAL) – 23 pkt, 14 zb
Trzecie miejsce: Luis Scola (HOU) – 25 pkt, 10-17 FG
Nie wiem, jak spisałby się w crunch-time, gdyby Bynum umiał trzymać język za zębami, ale wiem, jak grał bez Drew przed sobą. Jak? Bardzo dobrze. Wraz z Dragiciem wykończyli Lakers.
Czwarte miejsce: Steve Nash (PHX) – 14 pkt, 11 ast
Suns przegrali.. wielka szkoda. Ale sami są sobie winni. Choć Miller rozegrał wielką końcówkę, to taka ekipa, jak Phoenix, powinna utrzymać pięciopunktową przewagę na 5 minut do końca.
Piąte miejsce: Pau Gasol (LAL) – 14 pkt, 10 zb, 5 ast
Gasol przegrał match-up wysokich hiszpańskojęzycznych graczy. Proszę, niech Lakers wpadną na Rockets..
All-NBA 1st team:
- Raymond Felton
- Goran Dragic
- Kevin Durant
- Byron Mullens
- Al Jefferson
All-NBA 2nd team:
- Jeff Teague
- Eric Gordon
- David Lee
- Danny Granger
- Roy Hibbert
All-NBA 3rd team:
- Devin Harris
- Arron Afflalo
- LaMarcus Aldridge
- Josh Smith
- Dirk Nowitzki
Najlepsi
punkty: Durant (44), Mullens, Gordon (31)
zbiórki: George (16), Ilyasova (15), Mullens, Dirk, Z. Randolph, Gortat, Biyombo (14)
asysty: Deron (13), Dragic, Nash, Teague (11)
przechwyty: Jennings (5)
bloki: Ibaka (7), Jefferson (5), Hibbert (4)
straty: Bynum, Deron, Harden (5)
3pt: Felton, Harris, Afflalo (5)
FT: Durant, Bryant, Hudson (11)
Mam nadzieję, że się podobało. Jeśli dotrwaliście do tego momentu, dzięki za lekturę tych ponad 3200 słów. Zapraszam do komentowania, proszę o opinię, mogłem też w czymś się pomylić – nigdy jeszcze nie pisałem czegoś tak długiego:) Do jutra.