Phoenix Suns przegrali 88-100 z Utah Jazz i kosztem swoim rywali stracili szanse na awans do playoffs. Fatalne spotkanie rozegrał Marcin Gortat, który nie poradził sobie z tercetem podkoszowych zawodników z Utah, a Suns sromotnie polegli w walce o zbiórki.
Drużyna | Bilans | I kwarta | II kwarta | III kwarta | IV kwarta | Wynik |
Phoenix Suns | 33-32 | 19 | 23 | 26 | 20 | 88 |
Utah Jazz | 35-30 | 25 | 24 | 24 | 27 | 100 |
Przed spotkaniem sprawa była jasna. Suns musieli wygrać z Jazz, czyli swoim bezpośrednim rywalem o ósme miejsce na zachodzie, a dwa dni później postawić tylko kropkę nad i, pokonując grających zapewne rezerwowym składem Spurs. Na papierze wszystko wyglądało ładnie, ale papier przyjmie wszystko. Jazz ostatecznie wygrali zasłużenie i to oni rozegrają przynajmniej cztery mecze w rozgrywkach posezonowych. Jazzmani posiadający wielką siłę pod koszami, mogą sprawić sporo problemów Spurs, z którymi przyjdzie im się zmierzyć w pierwszej rundzie.
Właśnie w pomalowanym przegrali ten mecz Suns. Paul Millsap (25 pkt), Derrick Favors (13 pkt, 5 blk) i Al Jefferson (18 pkt) zebrali w sumie 42 zbiórki, czyli dokładnie tyle samo co cala drużyna z Arizony. Suns polegli w walce na tablicach 42-56, a Jazz zdobyli 50 punktów z pomalowanego przy 40 drużyny Marcina Gortata.
Polak rozegrał jeden z najgorszych meczów w sezonie, zdobywając zaledwie 2 punkty z 8 rzutów. Zebrał co prawda 11 piłek, ale kolejny raz w końcówce sezonu zabrakło mu energii, żeby rywalizować z trzema podkoszowymi bestiami z Salt Lake City. Na długo w pamięci pozostaną mi trzy bloki back-to-back-to-back w kolejnych trzech akcjach Favorsa na Gortacie. Młody zawodnik Jazz mógłby śmiało wtedy pomachać palcem i pokazać naszemu rodakowi słynne „Not in my house”.
Gwóźdź do trumny Suns na zakończenie sezonu wbił Big Al, zdobywając osiem punktów z rzędu na przestrzeni 2 minut, kiedy od stanu 85-80 dla gospodarzy na 4:16 przed końcem, zrobiło się 93-80. Jefferson najpierw minął od linii Gortata, później trafił z półdystansu nad rękami Polaka. W międzyczasie powstrzymał pod własną obręczą środkowego Suns, który zamiast kończyć pick&rolla ze Steve’m Nashem (14 pkt, 11 ast, 5 str) power dunkiem, wybrał layupa, który wylał się z kosza. Kolejne cztery punkty rzucił już w momencie, kiedy bronił go Robin Lopez (7 pkt, 4 zb). 13 punktów różnicy, nieco ponad dwie minuty do końca, mecz można było odłożyć do zamrażarki.
Spotkanie mogło skończyć się inaczej, ale Suns zabrakło siły ognia. Kontuzjowanego Channinga Frye’a w pierwszej piątce zastępował Markieff Morrris, ale w 24 minuty zanotował zaledwie 6 punktów i 4 zbiórki, zupełnie nie wspomagając kolegów przy bronieniu frontcourtu Jazz.
Suns trafili zaledwie 5 z 23 prób z dystansu, a w ogóle zanotowali 40.5% skuteczności rzutów z gry, pudłując jednocześnie aż 8 z 23 rzutów z linii. Jared Dudley (15 pkt, 7-13 FG) i Shannon Brown (12 pkt) nie udźwignęli ciężaru bycia strzelcami obwodowymi i poza punktami spod kosza, najbardziej brakowało zdobyczy zza łuku i z półdystansu.
Iskierka nadziei pojawiła się tylko na moment, kiedy na początku czwartej kwarty Michael Redd (15 pkt, 5 -11 FG) i Sebastian Telfair szybko rzucili osiem oczek i dali Suns pierwsze prowadzenie od 15 minuty meczu. Po trafieniu tego pierwszego zrobiło się 76-75, ale radość gości nie trwała długo. Swoje punkty dorzucał Devin Harris (14 pkt, 4 zb), a potem nastąpił wspomniany już run Jeffersona.
Jazz wykorzystali nieporadność rywali podczas rozgrywania piłki. Suns popełnili aż 15 strat, po których gospodarze rzucili 19 punktów. 24 oczka dla Jazz padły po szybkich atakach, głównie w pierwszej połowie, kiedy zawodnicy Tyone’a Corbina doskonale przechodzili z obrony do ataku po blokach Favorsa i Jeffersona.
Zespół z Utah doskonale wykorzystał swoje przewagi, dominując pod koszami. Trzy wieże Jazz mogą sprawić sporo kłopotów wysokim zawodnikom Spurs, z którymi spotkają się na początku playoffs. Jazz mają do rozegrania jeszcze spotkanie we własnej hali z rozbitymi Blazers.
Bardzo słaby mecz MG4! Nie chciałbym nikogo urazić, ale gdyby zaprezentował swoją siłę w obronie za czasów grając w Orlando Suns zapewne weszli by dzisiaj do PlayOff. Faktycznie, Jazzmani pod koszami będą mieli większe szanse z Ostrogami, ale PO to PO :)) szkoda, może po wzmocnieniach za rok :) PS> niesamowicie ciekawa końcowka sezonu, łącząca się z rozstawieniem poszczególnych drużyn!! GO HEATS!! Angelo
Dostali to na co zasłużyli