Chicago Bulls – Philadephia 76-ers
ENBIEJOWY: Starcie dwóch świetnych defensywnie drużyn. Zapewne nie uświadczymy w tej serii wyników +100. Bulls jednak powinni łatwo poradzić sobie z Szóstkami, które nie grają już tak dobrze, jak na początku sezonu, gdy byli prawdziwą rewelacją. Sixers według mnie są w stanie urwać jeden, może dwa mecze. Ta seria może przypominać zeszłoroczną rywalizację Bulls i Pacers, która skończyła się co prawda 4-1, ale dopiero Derrick Rose w końcówkach spotkań ratował swojej drużynie zwycięstwo. Tak może być i w tym przypadku. Jeden warunek – Derrick Rose musi grać bardzo dobrze. Bulls w 5.
KAMIL: Gdybyśmy znajdowali się teraz gdzieś mniej więcej w połowie sezonu zasadniczego to ta para mogłaby być uznana za jedną z najciekawszych konfrontacji w całych Play-Offach. Minął już jednak czas, kiedy ekipa Douga Collinsa była na fali i mogła pokonać każdego w tej lidze. Dzisiaj to drużyna przeciętna, w dodatku pozbawiona wyraźnego lidera, który przy ewentualnych meczach toczonych na styku mógłby wziąć odpowiedzialności na swoje barki. Chicago jest natomiast drużyną na tyle wyrównaną, że każdy z graczy może w innym meczu odpalić i wesprzeć ubiegłorocznego MVP w zdobywaniu punktów. Ponadto obie drużyny jak wiemy są ukierunkowane dość defensywnie, dlatego tym bardziej będzie się liczył błysk i dyspozycja dnia.Nie przewiduję ciekawej serii, nie zdziwię się jak Philly zostanie zesweepowana przez Byki. Ostatecznie jednak stawiam na…Chicago w pięciu.
MAC: „Sixers” byli na początku rewelacją sezonu, ale później obniżyli swoje loty. Był nawet moment, gdy zastanawiałem się czy wejdą do Playoffs. Utrzymali jednak swoją pozycję w ósemce Wschodu. Chicago Bulls ma za sobą kolejny świetny sezon podczas którego uzyskali wspaniały bilans. Co więcej, bardzo wiele spotkań opuściła gwiazda zespołu Derrick Rose, a „Byki” i tak nie zwalniały. Trener Thibodeau dzięki temu jeszcze bardziej scementował swój zespół. Mam pewne obawy, że powrót Rose trochę wytrąci równowagę zespołu, ale raczej podejrzewam, że ubiegłoroczny MVP będzie grał na maksimum i poprowadzi swój zespół do zwycięstw. Chicago jest głodne sukcesów. Po stronie „Sixers” jest kilku ciekawych zawodników jak Iguodala, Williams, Turner czy nawet Hawes. Nie są to jednak gracze, którzy będą mogli jakoś poważnie zagrozić wyżej rozstawionym rywalom. Mój typ to 4:1 dla Bulls.
PAWEŁ: Tutaj faworyt jest jeden i wydaje mi się, że nie ma szans, żeby podopieczni Douga Collinsa sprawili niespodziankę. Dobra okazja, żeby Rose załapał właściwy rytm przed kolejną rundą, bo końcówka sezonu nie należała do jego najlepszych. Mój typ Bulls w pięciu meczach wchodzą do II rundy.
WOY: Silny byczy front court kontra najsłabsza linia ataku Sixers na pozycjach numer 4 i 5. Mocna zbiórka i punkty z pomalowanego to wg mnie najwyraźniejsza przewaga na korzyść Bulls, która będzie ciążyła na Sixers przez całą krótką serię. Dyspozycja Rose’a będzie rosła, ale nie będzie ona tak kluczowa jak zespołowe granie Byków, do którego przyzwyczaili nas Bulls w ostatnich tygodniach. Luol Deng powinien zająć się Andre Iguodalą w pełnym tego słowa znaczeniu a ich pojedynek będzie ozdobą tych defensywnych spotkań. Tu nie będzie wielkiej koszykówki i wielu wspaniałych zagrań. Będzie dominowała obrona, walka o każdą piłkę i centymetr parkietu. Doug Collins tanio skóry nie sprzeda a Byki postarają się najszybciej zakończyć serię. Stawiam na 4-1 dla Bulls ale nie gładkie, po mękach i fizycznej walce.
Miami Heat – New York Knicks
ENBIEJOWY: Chyba najciekawsza seria na Wschodzie. Nie sugerujcie się rozstawieniem 2-7, Knicks mają w tej chwili taką drużynę, że są niewygodnym rywalem dla każdego. Oczywiście Miami Heat to półka wyżej, ale Carmelo Anthony może trafić kilka niemożliwych trójek, które utrudnią Heat łatwe przejście przez pierwszą rundę, a Tyson Chandler powinien zaopiekować się obroną Knicks. Istnieje szansa, że ta seria skończy się siódmym meczem, ale – nie sądzę, by tak się stało. Dlatego: Heat w 6.
KAMIL: Pomimo tego, że to drużyny z dość odległych od siebie 'biegunów’ bilansowych to jednak mamy tu do czynienia z bodaj najgorętszą parą ze wszystkich tych dostępnych na Wschodzie. Mecze Żaru z Knickersbookers zawsze rządziły się swoimi prawami i na temat tych pojedynków można by napisać grubą księgę. Dzisiaj wprawdzie te smaczki nie są już tak wyraźne jak pod koniec lat ’90, ale ciągle to rywalizacja z podtekstami. Naprzeciw siebie stanie dwóch gladiatorów, którzy pomimo tego, że uważani są za najlepszych graczy na planecie to jednak nigdy jeszcze nic nie osiągnęło. Dla jednego z nich ten sezon okaże się kolejną porażką, dla drugiego może to być zwrot w bardzo dobrym kierunku. Gdyby patrzono tylko pod kątem indywidualnym to mogłoby to być naprawdę wyrównane starcie. Weźmy jednak pod uwagę, że LeBron ma do pomocy Flasha i Bosha, a Melo tylko nie w pełni sprawnego Stata i ułomnego w ataku Chandlera (gdyby Tyson był choć trochę uzdolnionym graczem w ofensywie to mógłby zmieść parkietu 'potężnych’ środkowych Żaru i być prawdziwym X-factorem tych spotkań). Dlatego też pomimo tego, że uważam, iż same, pojedyncze mecze mogą być fantastycznym widowiskiem to jednak ostatecznie Heat będą górą.Miami w sześciu.
MAC: Bardzo ciekawa para. Miami zaczyna swoją kolejną wędrówkę na szczyt. Czy zakończy się sukcesem? Już w pierwszej rundzie gracze NYK będą się starali pokrzyżować te plany. Heat grają naprawdę świętną koszykówkę. Nic dziwnego, gdy ma się w składzie takich wirtuozów jak James, Wade czy Bosh. Ta ekipa jest w stanie wyprawiać cuda na parkiecie. Wszyscy są zdeterminowani, aby zdobyć wreszcie to mistrzostwo. Natomiast New York Knick to ekipa, która rozczarowała w tym sezonie. Skład powstał tam naprawdę ciekawy, zdolny walczyć o wiele, ale ogólnie coś nie działało tak jak pomogło. Na pewno pomogła zmiana szkoleniowca. NYK zyskali świeżość i moc. Anthony znowu stał się prawdziwym zabójcą, którego nikt się nie boi. Do tego podkoszowy duet Amare i Chandler powinien się wykazać, bo jak wiadomo gra blizej tablicy to nie jest główna broń Heat. Typuję 4:2 dla Heat.
PAWEŁ: Wypoczęci, pewni siebie i spragnieni wspólnego sezonu czyli Miami Heat kontra drużyna po przejściach. Knicks w zeszłym sezonie łatwo przegrali z Bostonem 0:4, ale dziś wcale nie są w lepszej sytuacji. Pojedynek LeBron vs Melo będzie ozdobą serii i być może rywalizacja nawąże do legendarnych pojedynków tych ekip z końca lat 90-tych. Heat są jednak zdecydowanie silniejsi – typuję 4:1 dla Miami.
WOY: Najciekawsza para Wschodu i starcie-ozdoba LeBrona z Carmelo. Pierwszy z nich musi udowodnić swoją wielkość już teraz, będąc kluczowym dla wyniku konfrontacji graczem. Jego wszechstronność powinna być widoczna a w opiece nad najgroźniejszym rywalem pomoże mu Shane Battier. Anthony z kolei liczy na przebudzenie Amar’e, który stanie w szranki z Chrisem Boshem. Pilnowanie Flasha to zadanie dla Imana Shumperta. Na dziś murowanym faworytem jest team z Florydy, a bolączką Mike’a Woodsona jest brak klasowego playmakera. Norris Cole i Mario Chalmers nie zagrają wielkich spotkań ale okażą się przydatniejsi i wszechstronniejsi od wiekowych Davisa oraz Bibby’ego. Nawet Tyson Chandler i świetna w jego wykonaniu końcówka sezonu, niewiele da Knicks. Obrona wygra, ale ta żarowa, intensywna na obwodzie. Stawiam na 4-1 na Heat.
Boston Celtics – Atlanta Hawks
ENBIEJOWY: Nie wiem za bardzo, co myśleć o tej serii. Rzeczywiście, serie 4-5 są z reguły najbardziej wyrównane. Moim zdaniem zaważy doświadczenie Celtics, dla których jest to już ostatnia szansa. Myślę, że dojdzie do meczu siódmego, a w nim przewaga własnego parkietu Hawks może nie wystarczyć. To też będzie dobra seria. Celtics w 7.
MAC: Ekipa z Bostonu to takie cwane lisy. Mam wrażenie, że niemal cały czas się oszczędzali, aby w odpowiednim momencie pokazać pełnię mocy. Niby zbiorowisko emerytów, ale są jeszcze w stanie wielu młokosom dać lekcję koszykówki. Dawna „Wielka Trójka” (Allen, Pierce i Garnett) cały czas potrafi zaskoczyć, a na dodatek wszystko napędza uniwersalny Rajon Rondo. Jestem ciekawy jak sobie poradzi w tej rywalizacji Avery Bradley, który był swego rodzaju objawieniem tego sezonu. Gra Hawks będzie opierała się głównie na fundamentach jakimi są Josh Smith oraz Joe Johnson. Każdy zna wartość tych zawodników i na pewno nie są to przeciętni gracze, ale potrzebują wsparcia. A kto w „Jastrzębiach” im to zaoferuje? Smith będzie pewnie chciał bardzo pokazać swoją wartość, ale też mu łatwo nie będzie przy KG. Mój typ to 4:2 dla Celtics.
KAMIL: Bostonowi udało się wygrać swoją dywizję pomimo kiepskiego wejścia w tegoroczne rozgrywki, nie wystarczyło jednak sił na to by móc zająć trzecią pozycję na Wschodzie i tym samym stanąć do walki z dużo prostszym do ogrania rywalem niż Jastrzębie z Atlanty. Celtowie mają jednak sporo szczęścia, gdyż Atlanta przystąpi do Play-Offów bardzo osłabiona. Szczególnie widoczny może być brak Ala Horforda (który wprawdzie może grać w tej serii, ale w bardzo okrojonym czasie). Zdrowy Dominikańczyk to gwarancja solidnej defensywy i kilkunastu punktów w każdym meczu, przy znanych powszechnie problemach Bostonu z graczami podkoszowymi mógłby to być facet, który znacząco zmieniłby oblicze tej serii. Uważam jednak, że koszykarze Doca Riversa dzięki swojemu niebywałemu doświadczeniu i znajomości realiów rozgrywek w fazie Play-Off zniwelują wszystkie atuty, które może na swą stronę położyć Larry Drew. Wiele będzie zależało od tego, czy Josh Smith i Joe Johnson będą umieli liderować ekipie Hawks i przez swoją grę w pozytywny sposób wpłyną na resztę niedoświadczonego w sumie teamu (Teague, I.Johnson). Mimo wszystko, jak już wspomniałem, mój głos wędruje do Celtics. Celtics w sześciu.
PAWEŁ: Druga część sezonu pokazała, że Celtowie nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i będą liczyć się w walce o najwyższe laury na wschodzie – Jastrzębią brakuje tego czegoś inaczej mówiąc nie ma błysku – chociaż pojedynek strzelecki Paul Pierce – Joe Johnson zapowiada się ciekawie, ale Boston wygra 4:2.
WOY: Last dance of Celtics; niczym Bulls przed laty zaczną swoją ostatnią koszykarską wędrówkę Allen-Pierce-Garnett. Ray Ray nie jest w pełni formy i odpuści pierwszą rundę niczym Al Horford. Kluczowe dla losów potyczki starcia odbędą się między niedoszłym Celtem Joe Johnsonem a Paulem Piercem. Kevin Garnett będzie wylewał wiele potu przy Joshu Smithie, ale powinien dać radę młodszemu, świetnie broniącemu, koledze. Różnicę uczyni Avery Bradley, stoper na J.J.’a i pomocnik Rajona Rondo. Ten ostatni będzie prześcigał się w ofensywnych pomysłach z Jeffem Teaguem. Brak pary Pachulia-Horford wykorzysta Brandon Bass. Wygra doświadczenie i chęć gry o wyższe cele zespołu Doca Riversa. Stawiam 4-2 na Celtics.
Orlando Magic – Indiana Pacers
ENBIEJOWY: Indiana Pacers są w tej chwili jedną z najgorętszych drużyn w lidze. Orlando Magic zaś bez Dwighta Howarda są zdani tylko na trójki. Raz czy dwa rzut powinien im 'siąść’, ale niestety – bez DH to jest drużyna ledwo na pierwszą rundę. Jako fan Magic typuję: Pacers w 6.
KAMIL: Przed sezonem stawiano, że taka para może zewrzeć szyki już w pierwszej rundzie Play-Off. Wtedy jednak mało kto myślał, że to zawodnicy Franka Vogela będą przystępować do tej konfrontacji w roli, bądź co bądź wyraźnych, faworytów. Wydawało się, że to Magicy mają aspiracje do tego by usadowić się tuż za wielką dwójką Wschodu i za ich plecami dyktować tempo grupie pościgowej. To nie był jednak łatwy sezon dla podopiecznych Stana Van Gundy’ego. On i jego as w talii waletów przechodzili w tym sezonie swoistą huśtawkę nastrojów, która doprowadziła do tego, że Orlando w katastrofalnym stylu kończyło ten sezon zasadniczy. Teraz SVG został sam na placu boju, gdyż nie może skorzystać z kontuzjowanego Supermana. To niestety nie jest chyba wymarzona sytuacja dla szkoleniowca teamu z Florydy, bo w obecnej chwili został on z kilkoma postrzelonymi strzelcami i wielką dziurą na obwodzie. Naprzeciw nich stanie natomiast zespół ukształtowany i bardzo dobrze zbilansowany, dla którego ten sezon zasadniczy był swego rodzaju próbą. Próbą, która miała pokazać, czy możliwy jest do zrealizowania scenariusz budowy mocnej drużyny w oparciu o takich zawodników, jacy przez ostatnie lata zostawali konsekwentnie ściągani do drużyny. Jak widać plan wypalił i dzisiaj Indiana jest rewelacją rozgrywek, a także solidnym kandydatem do roli czarnego konia gier posezonowych. Obstawiam, że nie będą oni mieli większych problemów z rozbitymi zawodnikami Orlando i to wszystko skończy się bardzo szybko. Indiana w pięciu.
MAC: Indiana to dla mnie prawdziwa rewelacja tego sezonu. Z drugiej strony Orlando Magic, które jest już wypalone i potrzebuje przebudowy. Wydaje mi się jednak, że jeszcze w ekipie z Florydy są ludzie, którzy zostawią serce na parkiecie. Dlatego nie spodziewam się łatwej przeprawy Pacers. Redick, Anderson czy Davis mogą rozgrywać mecze życie. Ważna rola spoczywa na barkach Danny’ego Grangera. Mój typ to 4:3 dla Pacers.
PAWEŁ: Indiana to moim zdaniem czarny koń sezonu z ogromnymi szansami na finał konferencji wschodniej. Młodzi, nieobliczalni i nikt na nich nie stawia, zatem nie ma presji. W Orlando nie ma Howarda i to powinno wystarczyć, abu Magic pożegnali się z Play-off już w pierwszej rundzie po czterech meczach.
WOY: Zabranie Magikom Dwighta Howarda jest równoznaczne z osłabieniem ich defensywy o minus 70% oraz ofensywy o minus 40%. Glen Davis na środku to dobry pomysł, ale na 15 minut. Dziś skarbem Magic byłby Polski Młot (ale go nie ma..). Danny Granger i Roy Hibbert powinni się wspiąć na maksimum swoich możliwości i dać Pacers pierwszy awans do drugiej rundy od 7 lat (i Ricka Carlise). A przecież w Indianie grają jeszcze tacy wyjadacze jak George Hill i David West. Solidny Ryan Anderson, szarżujący Jason Richardson oraz strzelający z dystansu J.J. Reddick bez superman-owego wsparcia niewiele zdziałają. Magicy zginą w strefie podkoszowej i zakończą szybko play offs. Stawiam 4-1 na Pacers.
Suchej nitki nie zostawiliście na Orlando. Fakt, że Indiana ma bardzo długi skład i może lawirować graczami aż do zmęczenia przeciwnika, ale uważam, że 2 lub 3 spotkania może Orlando nawet bez DH 12 urwać. Generalnie na wschodzie po za parą Atlanda-Boston to wszystko jest przewidywalne. Ciekawsy jest zachód.
1. Zgadzam się z Wami 4:1 dla Chicago, może nawet 4:0
2. Tu będzie bardziej wyrównana zabawa, bo NY ma niezłych podkoszowych, uważam, że 4:2 dla Miami
3. To bez wątpienia najciekawsza para, bo ilość kontuzji i braków w tych zespołach sprawia, że ciężko jednoznacznie wytypować wynik. Tu wszystko może się zdarzyć. ale obstawiam 4:3 dla Celtics
4. Indiana bez wątpienia rośnie w siłę i w przyszłym sezonie będzie potężna, jak się Ci młodzi doszkolą i ogorzeją. Na razie 4:2 dla Indiany.
” Anthony znowu stał się prawdziwym zabójcą, którego nikt się nie boi.” chyba nie o to chodziło ;)