21 punktów w samej pierwszej połowie zdobył Melo Anthony, ale nie przeszkodziło to Miami wygrać drugi mecz serii z New York Knicks 104-94. Heat wykonali wielką pracę w obronie wymuszając straty i zamykając drogę do kosza w drugiej połowie spotkania. Emocjonująca pierwsza połowa okraszona była indywidualnym pojedynkiem strzeleckim pomiędzy Dwyane’m Wade’m a Carmelo Anthony’m.
Od początku spotkanie to było wyrównane. Carmelo Anthony zaczął bardzo niemrawo. Trafił swoje pierwsze dwa rzuty, jednak przestrzelił kolejne 5. Po pierwszych 6 minutach Baron Davis zaliczył już 2 straty a Knicks trafili tylko 4 z pierwszych 13 rzutów. W tym czasie Miami przeprowadziło serię 9-0, podczas której 7 oczek zdobył Dwyane Wade – gorący od samego startu. Brak Imana Shumperta mocno rzucił się w oczy a Landry Fields nie był w stanie ujarzmić D-Wade’a, który w pierwszej ćwiartce zdobył 11 oczek. Nie było potrzeby by punktował James, który swój pierwszy rzut w tym meczu oddał dopiero w 8 minucie a w nastepne 12 minut zdobył 11 oczek.
Tak czy inaczej show należał do Carmelo Anthony’ego, który zdobył 11 z ostatnich 14 punktów Knicks nic sobie nie robiąc z defensywy Shane’a Battiera. Po pierwszej kwarcie Heat prowadzili nieznacznie 27-24. Druga kwarta była pokazem agresywności zawodników Knicks na deskach, co tak naprawdę trzymało ich przy życiu. Tyson Chandler zdobył szybkie 4 punkty a seria 7-2 wróciła nowojorczykom prowadzenie już na początku drugiej kwarty. Od tego czasu Miami wypunktowało Nowy Jork 24-16, głównie dzięki świetnej formie Dwyane’a Wade’a (19 punktów na 80% skuteczności po pierwszej połowie). Mimo to, Knicks przeważali na tablicach 22-15 a w samej drugiej kwarcie zebrali aż 7 piłek w ataku! Po pierwszej połowie Heat prowadzili 53-47 a Carmelo Anthony na swoim koncie zapisał aż 21 oczek w 20 minut na parkiecie. Było to jednak za mało na Heat, u których łącznie 41 punktów zdobyła Wielka Trójka. Słaba defensywa Knickerbockers pozwoliła Heat rzucać na skuteczności ponad 54%.
Trzecia ćwiartka była wyrównana tak jak poprzednie, z lekką przewagą Miami. 8 punktów zdobył LeBron James, który godnie zastąpił na parkiecie Dwyane’a Wade’a. Głośne skandowanie „MVP” gdy tylko LBJ był przy piłce na pewno pomogło mu psychicznie. Baron Davis już na samym początku drugiej połowy trafił trójkę równo z syreną przypominając mi starego, dobrego B-Diddy’ego. Niedługo potem ponownie uciszył widownię w American Airlines Arena kolejnym rzutem za 3, przez co Erik Spoelstra musiał wziąć przerwę na żądanie. Jednak 4 defensywa w lidze szybko się opanowała a James zanotował dwie kolejne akcje and-one co postawiło na nogi publiczność w Triple A. Wchodząc w 4 kwartę, Heat mieli pewne, 9-punktowe prowadzenie.
Bardzo dobra defensywa na starcie kwarty pozwoliła Miami objąć nawet 11-punktowy lead. 2 z rzędu wymuszone straty zamienione na 4 punkty Mario Chalmersa. Carmelo Anthony ponownie nie mógł się wstrzelić, jednak największe pudło dnia należy do Dwyane’a Wade’a, który przestrzelił wide open dunk. Wielkie wsparcie dał Wielkiej Trójce Mario Chalmers, który trafiał ważne rzuty i zdobył 9 punktów w samej czwartej kwarcie. 5 minut przed końcem Miami prowadziło już nawet 15 punktami dzięki szalonej trójce Chrisa Bosha. Ogromne wsparcie oprócz Chalmersa dali Shane Battier i Mike Miller. Ta dwójka zdobyła łącznie 22 punktów i trafiła 6 z 10 oddanych rzutów za 3.
Najlepszym graczem z ławki dla Knicks był zwyczajowo już J.R. Smith, który zaliczył gorszy mecz niż ten w niedzielę. Ostatecznie Smith na swoim koncie zgromadził 13 punktów. 30 oczek i 9 zbiórek zdobył Melo, a 31 punktów i 14 zbiórek dorzucił duet Stoudemire-Chandler. Dobry mecz rozegrał Baron Davis, autor 12 punktów (5-8 FG, 2-3 3PT FG) i 6 asyst.
W Miami bliski potrójnej zdobyczy był LeBron James, zdobywca 19 punktów, 7 zbiórek i 9 asyst, jednak najlepszym strzelcem Heat był Dwyane Wade z 25 oczkami w protokole. 21 punktów dorzucił aktywny dziś Chris Bosh.
Następne spotkanie rozegrane zostanie w czwartkową noc w Nowym Jorku.