Houston Rockets są jedyną drużyną ze stanu teksas, która nie bierze udziału w tegorocznych Play-off. Mimo dodatniego bilansu 34 wygranych i 32 porażek nie udało się dostać do najlepszej ósemki na bardzo wyrównanym Zachodzie. Dla Rakiet to trzeci rok z rzędu, w którym kończą rozgrywki po sezonie regularnym.
Wielką niewiadomą przed tym sezonem była osoba trenera Kevina McHale’a. Były gwiazdor Boston Celtics karierę zawodniczą ma bardzo bogatą natomiast bagaż doświadczeń trenerskich dość skromnych – zwłaszcza jeżeli chodzi o osiągnięcia. Przed Rakietami prowadził dwukrotnie Minnesotę, gdzie furory nie zrobił. W Houston trzeba jednak mogą być zadowoleni z pierwszego roky pracy nowego trenera. Mimo słabego początku sezonu (3-7) nie bał się wprowadzić zmian w składzie. Odważnie postawił na nikomu (no może poza Florydą) debiutanta Chandlera Parsonsa odsyłając jednocześnie do NBDL – Marcusa Morrisa – pierwszoroczniaka, z którym kibice wiązali spore nadzieje. Rolę pierwszego środkowego przydzielił doświadczonemu Samuelowi Dalamberowi, sadzając na ławkę „wiecznie” perspektywicznego Jordana Hilla. Dzięki tym roszadom przyszło siedem kolejnych zwycięstw i Rakiety udowodniły, że będą liczyły się w walce o Playoff.
Kolejnym krokiem, za który trzeba pochwalić trenera McHale’a było umiejętne wprowadzenie do pierwszej piatki Gorana Dragicia w obliczu absencji Kyle Lowry. Tym samym powtórzył majstersztyk swojego poprzednika – Ricka Adelmana, który namaścił właśnie absolwenta uczelni Villanova na pierwszego playmakera ekipy z Houston.
Jedyne co można zarzucić trenerowi to brak wykorzystania doświadczenia weteranów w drużynie. W Rockets prym wiedli cały sezon młodzi gracze: Lowry, Dragic, Lee, Parsons. Samuel Dalambert miał jedynie przebłyski, a w innej roli sprowadzano go do Teksasu. Marcus Camby starał się jak mógł w końcówce sezonu i był ogromnym wzmocnieniem, ale zdrowie już nie to co kiedyś. Scola mimo równej gry, do której nie można mieć większych zarzutów nie błyszczał tak jak za czasów Adelmana. Zresztą w trakcie sezonu omal nie wylądował w Minneapolis. Włączając do tego jego niedoszły transfer przed sezonem do Nowego Orleanu trzeba przyznać, że i tak sprawował się jak na profesjonalistę przystało – w przeciwieństwie do Lamara Odoma, czy domagającego się cały sezon transferu Dwighta Howarda. Mimo to McHale zabrał mu trochę czas posiadania piłki kosztem gry na obwodzie, gdzie młodzi gracze często popełniali błędy – a może właśnie więcej gry pod koszem pozwoliłaby na bardziej wyważoną grę.
Ogólnie jednak trzeba podsumować, że McHale wcale nie wypadł gorzej od Adelmana mając taki potencjał ludzki jak obecnie. Trzeba pamiętać, że poprzedni trener trzymał drużynę niemal cały czas na plusie mimo ciągłych osłabień drużyny. Zobaczymy zatem czy McHale stać na krok do przodu – ale do tego potrzebne są transfery.
ROZCZAROWANIE:
Jedno wielkie rozczarowanie to Kevin Martin, a w zasadzie jego zdrowie. Kiedy grał w pełni sił zdobywał po 30 pkt, jednak większą część sezonu grał z urazem ramienia. Grał po 5-10 minut często nie oddając żadnego rzutu. Zupełnie nie rozumiem tej decyzji sztabu Rakiet. Jedyny wniosek z takiego postępowania jest prosty – Martina w Houston już raczej nie chcą i będą na pewno szukali wymiany swego najlepszego strzelca. Obiektywnie patrząc nawet zdrowy Martin więcej tej drużynie nie da, a więc zmiana będzie owocna dla obu stron.
NA PLUS:
Tutaj na pierwszą myśl przychodzi mi Goran Dragić, ale oceniając cały sezon pamiętajmy, że będący w zdrowy Kyle Lowry prawie został wybrany do meczu gwiazd. Jego średnie w pierwszych dwudziestu meczach ocierały się o triple-double, a zespół po kiepskim początku wygrywał mecz za meczem. Bohaterem tego okresu w Rockets był Lowry i tutaj pojawiło się zatrucie, które wyłączyło go z gry. Na szczęście na ławce Rakiet był Dragić. Słoweniec, który warsztatu NBA uczył się od samego Steve’a Nasha z miejsca stał się pierwszoplanową postacią drużyny. Był też jedynym graczem Rakiet, którego NBA uhonorowało tytułem gracza tygodnia na Zachodzie. Z Dragiciem jest jednak jeden problem – kończy mu się kontrakt po sezonie i będzie wolnym graczem – pytanie zatem czy będzie chciał pozostać w Houston? Pytanie drugie kto będzie pierwszym rozgrywającym w Rockets jeżeli zostanie – tutaj będzie musiał walczyć z Lowrym i pierwszy skład, a są drużyny, w których z miejsca stał by się graczem pierwszej piątki.
DLACZEGO RAKIET NIE MA W PLAYOFF?
Tutaj nie ma łatwej odpowiedzi. Na dwa tygodnie przed końcem rozgrywek byli na szóstym miejscu na Zachodzie. Jeżeli ktoś by wtedy powiedział w Houston, że ich zespół wypadnie poza ósemkę to ludzie popukali by się w czoło. Potrafili wygrywać z potentatami ligi ( LA Lakers, Chicago, Oklahoma City). Niestety brak doświadczenia – to główna przyczyna porażek, które zadecydowały o braku awansu. Nierówna gra, zrywami, z dużą liczbą przestojów, a także może zbyt duża presja na tych młodych graczach spowodowała, że nie udało się osiągnąć zamierzonego celu. Dla jeszcze nieopierzonych graczy Rakiet ten sezon to spora dawka nauki i wyniesionego doświadczenia. W tym roku zapłacili frycowe – wraz ze swoim trenerem, ale grali bardzo ofensywną, szybką koszykówką z dużą liczbą efektownych akcji, częstymi rzutami zza łuku. Szwankowała walka na tablicach – i to jest sygnał dla Deryl’a Morey’a – silny skrzydłowy jest tutaj konieczny – wręcz kosztem wymiany Louisa Scoli, którego jak już pisałem w Houston chcą się pozbyć od dłuższego czasu.
Najlepszy strzelec: Kevin Martin – 17,1 pkt
Najlepszy zbierający: Marcus Camby: 9,3 zb
Najlepiej podający: Kyle Lowry 6,6 as
Houston zdobywało średnio 98,1 pkt na mecz – dziewiąta ofensywa NBA
Houston traciło średnio 97.9 pkt na mecz – dziewiętnasta obrona ligi.
You must be logged in to post a comment.