W związku z coraz głośniejszymi pogłoskami o przeprowadzce Steve’a Nasha do Knicks, dziennikarze New York Daily News postanowili zapytać Jeremy’ego Lina co myśli o swojej przyszłości. Największa niespodzianka tego sezonu oczywiście nie zadeklarowała co go czeka, ale w wypowiadanych słowach dało się odczuć nutę niepewności i chyba mimo wszystko rozczarowanie.
Nothing is set in stone. That’s what I’ve learned. We talked about (my free agency). I love the Knicks and the organization. But at the same time, it’s a business. Me, personally, I think it would be great if I come back. But crazy things happen and I don’t really know what’s going to happen. – Jeremy Lin
W NBA nie można być pewnym niczego. Jeremy Lin eksplodował w spotkaniu przeciwko New Jersey Nets drugiego kwietnia czwartego lutego. Od tamtej pory wyglądał jak rozgrywający, na którego czekano w MSG od wielu lat. Z miejsca stał się bohaterem kibiców koszykówki nie tylko w Nowym Jorku, ale i na całym Świecie. Jego historia – o studencie Harvardu, który walczył o swoje marzenie, spał na kanapie, dostał się do Knicks jako zastępca zastępcy zastępcy rozgrywającego i w końcu mu się udało jest klasycznym American Dream.
Jak się okazuje, to marzenie może się szybko skończyć. Jeżeli na przejście do Knicks zdecyduje się Steve Nash to będzie oznaczało, że dla Lina może zabraknąć minut. Oczywiście, najpierw Kanadyjczyk musi podpisać umowę, a mimo wszystko NYK nie są tak atrakcyjnym zespołem z punktu widzenia walki o pierścienie jak choćby Heat. Trudno jest mi jednak wyobrazić sobie by Jeremy zadowolił się teraz rolą zmiennika Nasha.
Jeremy’s a big part of our team. Will he start? Only time will tell. He has to recover from his knee and use the summer to work on his game to put himself in the best position possible for our ballclub. He has started for our team and he has played well for our basketball team. But this summer will be very pivotal for him in terms of his improvement and the future is very bright for him. Will he be back next year? Absolutely. He’s a big part of our ballclub. – Mike Woodson
Wszystko jest teraz w rękach klubu z Big Apple. Lin jest zastrzeżonym wolnym agentem i Knicks mają prawo do wyrównania każdej oferty złożonej mu przez inny klub, a w konsekwencji zatrzymania go.
What team wouldn’t want a two-time MVP, an assist leader, a veteran point guard? What team wouldn’t want that? But we do have Jeremy Lin here. And we have confidence in him and what he can do for us. – Amar’e Stoudemire
Czy Knicks stać na stracenie tego gracza?
Magic powinni to wykorzystac.Wziac Nasha albo Lina.
Nawet jeśli Nash przejdzie do Knicks (w co wątpię), to Lin powinien zostać. Lepszego nauczyciela nie znajdzie, a minuty może mieć grając z Stevem na parkiecie. Byłoby to ciekawe rozwiązanie, bo J.R. zmieni zespół, nie wiadomo czy Fields zostanie, ani jak Schumpert będzie wyglądał po kontuzji.
Zastanawiałem się nad tym, ale trzeba wziąć pod uwagę że wtedy w jednym momencie na parkiecie będzie czterech graczy którzy kochają mieć piłkę w rękach (Melo, Stat, Nash, Lin) – to nie wróżyłoby dobrze…
Drugiego kwietnia ????
Dafaq – nie wiem skąd mi się to wzięło. Już poprawione – mecz z Nets był czwartego lutego ->
http://espn.go.com/nba/boxscore?gameId=320204018 :)
Cóż nie dziwie sie ze Knicks wolą Nasha. Lin, choć jest niezły i mogą sporo na nim zarobić w Chinach to Nash może daje im o wiele większe szanse na pierścień. Lin powinien grać w „5” także powinien wtedy odejść.