Kibice Cleveland Cavaliers po raz drugi z rzędu oglądają swojej drużyny w rozgrywkach Play Off. Wspominają jedynie czasy kiedy po parkiecie w koszulce ekipy z Ohio biegał LeBron James bezpowrotnie minęły, a o finałach NBA mogą tylko pomarzyć. Teraz nadszedł czas nowego człowieka, który wydaje się, że może nadać tej drużynie nowego oblicza, co pokazał w swoim debiutanckim sezonie.
Po odejściu Jamesa do Miami wielu fanom Cavs świat się po prostu zawalił. Drużyna się po prostu posypała. Dwa lata temu był to zespół nędzy i rozpaczy, ale taki scenariusz był konieczny, aby budować od nowa. Dzięki temu do Ohio trafił Kyrie Irving – człowiek, który miał przywrócić dawny blask zespołowi. Być może nie jest to osobowość na miarę LeBrona, który z miejsca z przeciętnych Cavaliers zamienił w mocną ekipę. Irving nie dał w tym sezonie tej drużynie tak wiele, ale po wszystkich rozczarowaniach z poprzednich lat dał nową nadzieję na lepsze jutro.
Jedno jest pewne – jest to zawodnik wokół można budować zespół. Nie ulega wątpliwości, że będzie graczem formatu All-Star oczywiście jeżeli jego rozwój będzie przebiegał tak jak w tym sezonie. W swoim pierwszym sezonie Irving był najlepszym strzelcem ze średnią 18,5 pkt oraz notował największą liczbę asyst dla Cavs (5,4). Dla porównania kiedy James debiutował w Cavaliers zdobywał 20,9 pkt oraz 5,9 asysty. Wiem, że są to zupełnie inni gracze o odmiennych warunkach gry i różnym stylu gry, ale pokazuje to, że urodzony w Malburne rozgrywający może mieć niedługo taką samą wartość dla Cavs jaką w przeszłości miał James.
W minionym sezonie Kawalerzyści wygrali 21 gier z 66 rozegranych. Fatalna końcówka sezonu zadecydowała o tym, że nie liczyli się w walce o Play-off. W połowie marca mieli jeszcze bilans 16-23 i realne szansę na walkę o czołową ósemkę Konferencji Wschodniej. Niestety zespół prowadzony przez Byrona Scott’a zaciął się w decydującym momencie. Być może zbyt szybkie tempo rozgrywek okazało się zabójcze dla Kawalerzystów. Wniosek taki można wysnuć z braku proporcji wiekowej ważnych ogniw drużyny. Młodzi Thomspon czy wspomniany Irving dopiero poznawali realia NBA. Natomiast gracze pokroju Antwana Jamisona czy Anthonego Parkera najzwyczajniej nie wytrzymali fizycznie trudów rozgrywek. Są to gracze grubo po trzydziestce i było wiadome, że kontuzję i wahania formy ich dopadną.
Mimo wszystko bardzo pozytywnie zaskoczyli fanów z Ohio Alonzo Gee oraz pozyskany z połowie sezonu Manny Harris. Gee, który po zakończeniu lockoutu uciekł z Polski, aby jak najszybciej grać w najlepszej lidze świata był bardzo ważnym ogniwem tej drużyny. Takim enegizerem, który swoimi efektownymi akcjami napędzał zespół w trudnych momentach. Harris natomiast okazał się odkryciem w bardzo trudnym momencie, a mianowicie wtedy, gdy gracze coacha Scotta seryjnie przegrywali. Bardzo dobry rzut z dystansu i odwaga w wejściach podkoszowych urodzonego w Detroit koszykarza dały mu drugie życie w Cavs, bowiem w listopadzie ta sama drużyna zrezygnowała z jego usług. Nie oglądając się na przeszłość Harris w momencie, kiedy lwia część składu leczyła kontuzję był jednym z lepszych graczy w barwach Kawalerii i śmiało można nazwać go odkryciem tego sezonu w zespole ( pomijając oczywiście Irvinga bowiem on z miejsca zyskał statut gwiazdy drużyny). Warto wspomnieć o drugim pierwszoroczniaku w z tego sezony – a więc o Tristanie Thompsonie. On był ostoją w defensywie. Po nieobecność Andersona Varejao miał czas na ogrywanie się, a jednocześnie pokazanie swych umiejętności w grze obronnej. Pod atakowanym koszem kilka razy dał się poznać także jako bardzo dobry „slasher”, który potrafi efektownym wsadem zaskoczyć przeciwnika.
Jest jeszcze jeden czynnik, o którym warto wspomnieć w kontekście fatalnej końcówki sezonu. Otóż na początku w drużynie był niejaki Ramon Sessions. Gracz niby niczym ponad przeciętnym nie wyróżniający się w statystykach, ale stanowiący ogromne wsparcie dla młodego Irvinga. Po jego odejściu do Los Angeles Lakers ( a było to dokładnie 15 marca 2012 r.) zespół zanotował bilans 5-21 !!!. Pytanie czy warto było … Być może z tym graczem szansę na Play off były bardziej realne. To oczywiście tylko gdybanie, ale jak ważnym elementem w układance Byrona Scotta był ten gracz widać gołym okiem.
Wracając do ogólnej oceny słaby wynik na koniec sezonu wbrew pozorom powinien ucieszyć kibiców. Drużyna jest a całkowitej przebudowie. W przyszłym sezonie zapewne zabraknie Jamisona, który już w trakcie sezonu przebąkiwał, że chciałby kończyć karierę w rodzimej Karolinie Północnej. Nie widzę za bardzo też już tutaj miejsca dla Parkera, który nękany kontuzjami pewnie zakończy profesjonalną karierę. Kawalerzyści będą natomiast mieć ogromną szansę na wzmocnienia w tegorocznym drafcie, bo z pewnością będą mieli miejsce w pierwszej 10. Teraz tylko trzeba tak dobrać graczy, aby stanowili wsparcie i uzupełnienie dla Irvinga. Przydaliby się też zadaniowcy z doświadczeniem w NBA, którzy będą odpowiedzialni za „czarną robotę”.
Podsumowując myślę, że poprzedni sezon kibice Cavs nie powinni uważać za zupełnie stracony. Miał być t czas na odbudowę i trzeba przyznać, że przebiega ona bardzo prawidłowo. Oczywiście ostatni miesiąc to kompletna katastrofa, ale … to także wnioski i doświadczenie dla młodych graczy. To zaprocentuje – tego jestem pewien. Zespół Scotta ma ogromny potencjał i myślę, że budowany z głową i w spokoju już niedługo zamiesza w NBA, a Play Off powrócą do Ohio.
You must be logged in to post a comment.