Byliśmy dzisiaj świadkami niesamowitego meczu. Philadelphia wróciła z 18 punktowego deficytu, zdominowała drugą połowę 61-37 i odniosła piękne zwycięstwo nad Boston Celtics. Ostatnie półtorej minuty należały do Andre Iguodali, który trafił w dwóch kluczowych akcjach. Do wygranej najbardziej przyczynili się jednak rezerwowi Sixers, którzy zniszczyli ławkę Celitics 44-12 w punktach i 24-9 w zbiórkach.
Drużyna | Stan | I kwarta | II kwarta | III kwarta | IV kwarta | Wynik |
Boston Celtics | 2 | 24 | 22 | 17 | 20 | 83 |
Philadelphia 76ers | 2 | 12 | 19 | 28 | 33 | 92 |
Gospodarze zanim się obejrzeli już przegrywali 9-0 i po niespełna dwóch minutach Doug Collins musiał poprosić o czas. Sixers nie wychodziło nic. Kolejne straty, słabe zagrania i spokojne rozgrywanie doprowadziły do bardzo wysokiego prowadzenia przeciwników. Pierwsze punkty dla Phily zdobył Jrue Holiday przy stanie 14-0 dla Celtics. Sixers uspokoiło nieco grę przy stanie 20-5. Mniej więcej od połowy kwarty zaskoczyła obrona i Celtics nie zdobywali już tak łatwo punktów. Pierwsza odsłona zakończyła się wynikiem 24-12 dla gości.
Sixers wyciągnęli wnioski z poprzednich spotkań i starali się podwajać Kevina Garnetta, który w ogóle nie mógł znaleźć dogodnej pozycji do rzutu i w całej pierwszej połowie zdobył zaledwie 2 punkty przy zaledwie 3 oddanych rzutach z gry. Trzeba przyznać, że znacznie ograniczyło to poczynania Celtics w ataku. Rolę Garnetta przejął Brandon Bass – 13 punktów do przerwy. Sixers wcale nie mieli łatwiej. Widzieliśmy pokaz bardzo twardej koszykówki. Po kolejnej stracie Celtics (aż 9 strat do przerwy) Phily zbliżyli się nawet na odległość 6 punktów (24-18). Szybką akcję 2+1 zagrał wtedy Rajon Rondo i przewaga Celtics znowu wróciła do bezpieczniejszych rozmiarów. Był to najbliższy wynik obu drużyn w pierwszej połowie. Phily nie pomagało sobie wykonując słabo rzuty wolne. Słabszy moment gry Celtowie wykorzystali bezlitośnie. Pietrus trafił za 3, a w kolejnej akcji trafił Ray Allen i zrobiło się 44-29 dla zawodników z Bostonu. Do końca kwarty trafili jeszcze Lavoy Allen dla Phily i w ostatniej akcji Rondo. 46-31 dla Celtics na koniec połowy, a Sixers notowali katastrofalną skuteczność z linii wolnych 13/21 i 9/39 z gry.
Druga połowa zaczęła się od 3 kolejnych punktów z linii rzutów wolnych Bradleya, które zwiększyły przewagę Celtics do rekordowych 18 punktów. Oba zespoły grały bardzo twardo notując wiele przewinień. Z 4 faulami musieli zejść Holiday oraz Bradley. Po szybkim ataku i punktach Iguodali na tablicy wyświetlał się wynik 39-50 dla Celtics, a do końca trzeciej kwarty pozostawało 8:12. Wciąż podwajany nie mógł odnaleźć się Garnett, a Sixers zaliczyli cichy run 10-0. W grze mistrzów z 2008 roku coś się zacięło. Sixers zbliżyli się nawet do pięciu punktów 46-51. W swoim stylu publikę uciszył wtedy Pierce rzutem za trzy. Niewątpliwie był to bardzo dobry fragment gry gospodarzy. Twarda obrona sprawiała Celtom mnóstwo problemu, a wreszcie w ataku coś drgnęło i piłki zaczęły trafiać z większą regularnością. Dobrze grał Evan Turner. Po dwóch kolejnych akcjach Iguodali i Lou Williamsa 2+1 Sixers traciło tylko 4 punkty (54-58) na 2:47 do końca trzeciej odsłony. Za każdym razem gdy Szóstki zbliżały się Celtics odpowiadali trafieniami. Tym razem w szybkim ataku punkty zdobył Garnett i po chwili poprawił za trzy Paul Pierce. Trzeba jednak powiedzieć, że Sixers grali do końca. Jeszcze przed końcem kwarty trafił Williams i Meeks. Na koniec trzeciej kwarty było już tylko 63-59 (sędziowie dodali 1 punkt za rzut za trzy Iguodali, który zinterpretowali wcześniej, że był za dwa) dla Celtics. Zapowiadało się na kolejny dreszczowiec w końcówce.
Zaledwie dwie akcje wystarczyły Sixers, aby wyrównać po raz pierwszy w tym meczu, a po trójce Meeksa wyszli na pierwsze prowadzenie 66-65. Po kolejnej stracie Paula Pierce’a i punktach Turnera podwyższyli nawet do 68-65. Od czego ma się jednak w drużynie Paula Pierce’a, który w takim momencie zagrał akcję 2+1. Mistrzowie pozbierali się i rozpoczęła się gra punkt za punkt. Przez dłuższy czas żaden zespół nie mógł odskoczyć na więcej niż 3 punkty. Rivers w odpowiedzi na niską piątkę Sixers (Williams, Holiday, Iguodala, Young i Allen) zdecydował się ostatnie minuty na podobny manewr z Garnettem, Piercem, Bradleyem, Allenem i Rondo. Rewelacyjnie grali Thaddeus Young i Lou Williams. Równy wynik toczył się do ostatniej minuty. Dwie kluczowe akcje w końcówce należały do Andre Iguodali. Na 36,9 sekund do końca trafił przysłowiowego daggera za trzy punkty. Phily wygrywało w tym momencie 88-83 i praktycznie było po meczu. Ray Allen nie trafił za trzy i wielkie zwycięstwo Sixers stało się faktem.
Brawa należą się przede wszystkim Dougowi Collinsowi, który nieustannie motywował swoich podopiecznych. Sixers mozolnie odrabiało straty aż w końcu w końcówce zdominowało mecz. W zasadzie każdy z graczy dołożył cegiełkę do sukcesu. Świetnie grał Young, Williams no i oczywiście Iguodala, do którego należała końcówka. Nie da się wygrać meczu samym Paulem Piercem oraz Rajonem Rondo. W ekipie Bostonu zawiódł przede wszystkim Garnett. Bardzo słabo zagrali też rezerwowi, którzy zdobyli łącznie 12 punktów. Dla porównania ławka Sixers dołożyła do wyniku drużyny aż 44 punkty. Typowałem, że w tej serii będzie 4-1 dla Celtics. Muszę bić się w piersi. Wiadomo już, że będziemy świadkami minimum 6 spotkań w tej serii. Czego jak czego, ale po raz kolejny w tych play-offach zabrakło Celtom instynktu killera. Mówił o tym Doc Rivers jeszcze w pierwszej połowie. Mieli szanse zbudowania dwudziesto kilku punktowej przewagi i dobicia przeciwnika, który już chodził ze spuszczoną głową. Nie zrobili tego i w efekcie przegrali.
Przez pierwszą połowę Celtics świetnie bronili, ale od 3Q przestali bronić, a do tego w ataku nic nie wpadało. Do tego 76ers zagrali na niesamowitej motywacji i konsekwencji, momentami niczym Spurs
Pozdrawiam tych ktorzy uwazaja,ze Sixers albo Pacers to slabe zespoly.Moze nie maja All Starow wlasciwie tylko maja po 1,ale sa to BARDZO DOBRE ZESPOŁY.Jesli chodzi o zespolowosc sa o lata swietlne przed Knicksami(niestety).Bo na samym Zachodzie wiekszy potencjal od tych druzyn maja Miami,Chicago,NYK,Celtics a takze w mojej opinii Orlando.
A w meczach z Bykami jak było? Dokładnie tak samo. Pierwszą połowę zawalali a w 3 bronili jak żadna inna drużyna.
Wschod jest bardziej emocjonujacy, duzo walki i wyniki oscylujace wokol remisu. Szerszen wg mnie to w Philly i Pacers nie ma gwiazdy z krwi i kosci, raczej zespołowościa sie bronia. Wyrownana pierwsza piatka plus swietna lawka. Nie nazwalbym Iguodali, Grangera czy Hibberta gwiazdami. To ze grali w meczu gwiazd wg mnie o tym nie swiadczy
Iguodala w sumie grali tragiczny mecz, nic mu nie wychodzilo do ostatniej minuty. Potem nagle zaczal grac jak z nut. Pokazal po prostu klase – to, czego brakuje monsterow w Miami, wzial na siebie odpowiedzialnosc w tak waznym momencie
Mi się wydaje, że Monsterzy to cały mecz biorą odpowiedzialność na siebie.
czego brakowało Sixers w całym sezonie? dobrej gry w crunch-time. dziś – mam nadzieję – „znaleźli” ją. wyobrażacie sobie ECF Pacers-Sixers? nie wiem, czy był w historii NBA taki finał konferencji, w którym ŁĄCZNIE grało dwóch all-starów z danego sezonu. sprawdzę:D
Ja już o tym mówiłem, ale jestem pod wrażeniem w jaki sposób prowadzi Sixers Doug Collins. Niesamowicie motywuje ich. Byli -18 w plecy, a on na czasie mówi: „nie chcę nikogo widzieć ze spuszczoną głową. Walczymy.” Mieć takiego trenera to skarb. Myślę, że jest tylko kilku trenerów, którzy tak potrafią zmotywować i podnieść ducha drużyny. Phily zagrało w drugiej połowie niesamowicie. Mimo że Celtics z 4 razy po dojściu na 4-5 punkty robili dwie akcje i znowu lądowali na +9. Patrzyłem z niedowierzaniem jak Sixers za każdym razem powstawali i próbowali dalej. Niezłomni. Bardzo fajnie się to oglądało muszę powiedzieć. Co do Celtics, widać, że wygrywają gdy big 3 gra super, albo gdy 2 gra dobrze + włącza się ktoś z ławki. Dzisiaj ławka nie dała nic, a Phily ma jednak szeroki skład.