Miami Heat odkupili winy po przegranym meczu numer 3 i grając na parkiecie Bankers Life Fieldhouse w Indianapolis pokonali miejscowych Pacers 101-93. Mimo nieciekawego startu Miami udało się wrócić do meczu, głównie dzięki bardzo dobrej drugiej połowie wygranej 55-39. LeBron James i Dwyane Wade rozegrali fantastyczne zawody szczególnie w drugiej połowie i dzięki temu Heat wracają na Florydę na Game 5 przy stanie 2-2.
Parkiet w Indianie nigdy nie był przyjazny gościom z Florydy. Zaledwie 10 zwycięstw w 45 rozegranych tu meczach mówi swoje. Nie była to jednak żadna blokada mentalna dla zawodników „Żaru”, którzy prowadzeni przez LeBrona Jamesa (40 punktów, 18 zbiórek, 9 asyst) swoje pierwsze punkty zdobyli dopiero po 5 minutach. W tym czasie Pacers zdobyli 9 punktów bez odpowiedzi, grając zespołowo a przede wszystkim skutecznie w obronie. Taki stan rzeczy nie trwał jednak długo. Festiwal trójek pomiędzy Pacers (Hill) a Heat (Battier, Chalmers) zmniejszył różnicę pomiędzy obiema ekipami do tylko 4 oczek. Roy Hibbert (10 punktów, 9 zbiórek) szybko zdobył 6 punktów, jednak a parkiecie grał bardzo zachowawczo z powodu problemów z faulami. W 7 minucie meczu Pacers objęli 10 punktowe prowadzenie (21-11) a zdenerwowany takim wynikiem LeBron zdobył 7 kolejnych punktów Miami zmniejszając straty do rywala tylko do 7 oczek.
James kontynuował bardzo dobrą grę w drugiej kwarcie łącznie notując aż 19 punktów w pierwszej połowie, czemu towarzyszyło również 5 zbiórek i 5 asyst. Dzięki serii 12-4 na starcie, Heat wrócili do meczu i nawet objęli prowadzenie, jednak kiedy tylko Miami wracało, Indiana momentalnie odskakiwała. Seria 9-0, głównie przeprowadzona przez Darrena Collinsona (16 punktów, 6-7 z gry w 20 minut), który rozgrywał fenomenalne zawody. Obudził się Wade, który jak zaczął mecz bez rewelacji, tak skończył fantastycznie, notując w całym spotkaniu 30 punktów, 9 zbiórek i 6 asyst. Pierwszą połowę również zakończył efektownie, trafiając trójkę z przed nosa obrońcy i notując 6 z 8 ostatnich punktów dla przyjezdnych. Wynik na 54-46 dla Indiany ustalił Leandro Barbosa trafiając równo z syreną.
Tak wyglądały 3 kwarty w tej serii:
Miami 22- 28 Indiana (Game 1)
Miami 14- 28 Indiana (Game 2)
Miami 12- 26 Indiana (Game 3)
Jak widać to Indiana miała przewagę w 3 kwartach w tej serii, jednak w tym meczu trzecia ćwiartka potoczyła się po myśli Miami. Dwyane Wade i LeBron James zdobyli 28 z 30 punktów drużyny i wyprowadzili swoją drużynę na prowadzenie 76-70, łącznie wygrywając ją 30-16. W całej drugiej połowie duet James-Wade grał fantastycznie, zdobyli 38 z 40 pierwszych punktów Heat w drugiej połowie i sprawiali wrażenie, że dotkliwa porażka w meczu numer 3 była jednorazową wpadką. Mimo prób Danny’ego Grangera (20 punktów, 5 zbiórek, 4-9 za 3) to Miami wciąż miało prowadzenie, którego nie oddali do końca. Końcówka nie była zacięta, Pacers nie trafiali rzutów rozpaczy i musieli faulować zawodników „Żaru”.
Bardzo dobre zawody rozegrał Udonis Haslem, wymazując z pamięci słaby występ w Game 3. Jego 14 punktów (5-6 z gry, 4-4 z linii) ogromnie przydało się Heat, gdy szukali innych opcji w ataku niż Wade czy James. Mario Chalmers również zrobił swoje notując 8 punktów, trafiając ważne trójki w pierwszej połowie, które trzymały „Żary” przy życiu. Tak jak przewidywano przed tą serią – drużyna, która będzie w stanie notować +100 punktów w meczu powinna wygrać serię.
Obie drużyny lecą na Florydę aby rozegrać mecz 5 w hali American Airlines Arena, we wtorek 22 maja. Kto wygra najważniejszy mecz tej serii jak dotąd?
Stawiałem na przebudzenie Heat na poziomie LeBron 35pkt, 17zb, 9 as, a Wade 26pkt, 8zb, 5 as.
Chłopaki jednak postarali się bardziej. 70 pkt „combined” LeBrona (jednej asysty zabrakło do triple-double) i Wade’a, pokazało właśnie ile warte były komentarze pod relacją z meczu nr 3.
to była kopia meczu numer 1. Hibbert wylapał faule i od razu posypała się ekipa, wczoraj do tego jeszcze West zamiast Hilla i cała historia. Nawet jak grali to musieli grać mniej agresywnie i tyle. Jak nie będzie problemów z faulami to Indiana spokojnie może wygrać
Tak jak pisałem. Gdy lebron i wade zaczną grać to wygrają. Zobaczymy co będzie w następnym meczu.
Jeżeli inni gracze się nie włączą, tylko będą patrzeć na to co zrobią LBJ i Wade, to cienko to widzę.
Niesamowicie zdominowali swoja drużynę i po cichu liczyłem, że tylko oni w 3 kwarcie będą zdobywać punkty. To byłby chyba wyczyn bez precedensu? Niestety Haslem wszystko popsu ;-(