Po dwóch zwycięstwach Spurs we własnej hali mówiło się, że Ostrogi mogą zakończyć to nawet czterech meczach. Nic z tego. Seria przeniosła się do Oklahomy, gdzie w G3 Thunder rozgromili Spurs 102:82. Dzięki tej wygranej przegrywają już tylko 1-2. Zakończyli też wielką, 20-meczową serię zwycięstw San Antonio, dla których była to pierwsza porażka w ostatnich 50 dniach.
Dla Thunder ten mecz był must-winem, bo z 0-3 wrócić byłoby bardzo trudno. Początek spotkania był dla nich wymarzony, zaczęli od przechwycenia 4 piłek i zdobycia 8 punktów bez żadnej odpowiedzi. Jednak tak było tylko do pierwszego time-outu. Po nim Spurs przestali tracić, zaczęli trafiać i bronić. Szybko doprowadzili do remisu i wydawało się, że przejmą inicjatywę. Tak się jednak nie stało. Wynik wciąż oscylował wokół remisu, dobre wejście z ławki zaliczył Stephen Jackson, który od razu rzucił 5 punktów, jednak OKC również punktowało. Żadna drużyna nie była w stanie odskoczyć drugiej na jakiś większy dystans. Pierwsza kwarta skończyłaby się remisem, gdyby nie flagrant 1 Thabo Sefoloshy, który w ostatnich sekundach uderzył w twarz Manu Ginobilego, który zaczynał go mijać.
Początek drugiej kwarty znów należał do gospodarzy, choć pierwszym jej trafieniem była trójka Manu. Spurs prowadzili po niej pięcioma punktami i jeśli chcieli odjechać, to był to najlepszy moment. Nic z tego. Drugi unit Thunder dowodzony przez Jamesa Hardena rzucił 9 punktów z rzędu, odebrał prowadzenie i zbudował czteropunktową przewagę. Najlepszy rezerwowy roku był agresywny, z łatwością dostawał się na linię, skąd był bezbłędny. Trafiał także zza łuku. Po jego celnej trójce Thunder prowadzili 38:30. Collison rzucił kolejne dwa punkty i run OKC powiększył się do 18-3, a przewaga do 10 punktów. Spurs musieli to szybko przerwać. Wydawało się, że trafienie Leonarda z faulem zatrzyma rozpędzony Grzmot. Nic z tego. Zryw gospodarzy podniósł się do 24-5, a po trafieniu Russella Westbrooka było już 46:32. Udało im się powiększyć tą przewagę o jeszcze jeden punkt, ale na szczęście w Spurs obudził się Tony Parker, który rzucił dla gości 4 kolejne punkty. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 54:41 dla Oklahomy, która była znacznie bliżej swojej pierwszej wygranej w tej serii, jednak wciąż musiała obawiać się come-backu.
Drugą połowę OKC zaczęli najlepiej jak mogli, bo trójką Sefoloshy, ale tym samym odpowiedział Green. Chwilę potem po szybkim minięciu trafił Parker i wydawało się, że Spurs zaczynają swój come-back. No właśnie, wydawało się. Goście nie potrafili dołożyć kolejnych punktów, co zaś udawało się Oklahomie. Zamiast come-backu byliśmy świadkami kolejnego powiększania przewagi. W tym przypadku – do 17 punktów. 17? Miałem na myśli 22. A czasu Spurs mieli coraz mniej. Co nie oznacza, że się poddali. Stephen Jackson trafił dwie trójki, a SAS mieli szansę wejść w czwartą kwartę z ‘tylko’ 15-punktową stratą. Nic z tego. Sefolosha trafił za trzy, a Ibaka zatrzymał ostatnią akcję Ostróg. To nie był dla nich dobry znak przed czwartą kwartą.
Na starcie ostatniej odsłony kolejną trójkę trafił S-Jax, pojawiła się kolejna nadzieja. Z tym, że zaraz potem zniknęła. Harden, Sefolosha, Westbrook, Sefolosha – i z 15 punktów różnicy zrobiło się 23. Po przerwie na żądanie Neal trafił spod kosza, a Anderson za trzy – i znowu pomyślałem, że to da się jeszcze odrobić. Nie. Ibaka zdobył cztery punkty z rzędu, Harden trafił równo z końcem zegara 24 sekund, Sefolosha dołożył jeszcze jedną trójkę. Na 6:23 do końca było 95:68 dla OKC. Resztę meczu dograli rezerwowi, a ostateczny wynik brzmiał 102:82 dla OKC. Mamy serię.
Thunder przede wszystkim poprawili obronę. W G2 dali sobie rzucić 120 punktów na 55% skuteczności. Dziś pozwolili na tylko 82 oczka i tylko 39,5% trafionych rzutów. Wymusili także aż 21 strat i zamknęli dla Spurs pomalowane (24 pkt). 9 bloków, 11 przechwytów. Działo się tak głównie dzięki obecności Thabo Sefoloshy (19 pkt, 6 zb, 6 stl), który rozegrał dzisiaj naprawdę świetny mecz. Grał naprawdę długo (36 min, w tym pierwsze 15 min meczu – tyle ile w całym G2) Korzystał ze skupienia obrony Spurs na Durancie i Westbrooku, ale przede wszystkim ograniczał guardów Spurs. Tony Parker miał tylko 16 punktów (6-12 FG, 5 TO), Manu Ginobili 8 (1-5, 4 TO). Również Tim Duncan nie mógł się przebić przed obronę Thunder (11 pkt, 5-15 FG). Dzięki pięciu blokom przegonił Kareema Abdula-Jabbara i jest już najlepszym blokującym w play-offs. Miał jednak tylko 2 zbiórki i ciągłe problemy w ofensywie. Świetny mecz Stephena Jacksona (16 pkt, 6-7 FG, 4-5 3pt, 22 min), który trafił trzy trójki na przełomie dwóch ostatnich kwart i bardzo chciał zagrzać swoich kolegów do walki. Ale dziś Spurs znów byli tylko ludźmi. Przegrali pierwszy mecz w tych play-offs, zakończyli swoją wielką serię. Najważniejsze w tej chwili to się nie załamać, bo jeśli przegrają G4 – seria zacznie się od nowa, przy czym w lepszej sytuacji będą rozpędzeni Thunder.
Kevin Durant miał 22 punkty, 6 zbiórek i 5 asyst. James Harden z ławki dostarczył 15 oczek. Serge Ibaka trafiał z półdystansu, miał 14 punktów i drugi najwyższy wskaźnik +/- (+22). Liderem był Russell Westbrook (10 pkt, 5-15 FG, 9 ast, 7 zb, 4 stl!, 2 blk!, 2 TO). Nie tylko Sefolosha zatrzymywał Ostrogi w obronie – Ibaka i Perkins mieli po trzy bloki. Ten drugi nie dawał się też mijać na mismatchach, a przy pick-n-rollach nie był przywiercony do ziemi. Derek Fisher miał tylko 5 punktów z 7 rzutów, ale też 4 asysty. Był to jego 221. mecz PO w karierze. To najlepszy wynik spośród aktywnych graczy.
Thunder w przeciwieństwie do Spurs nie mieli kłopotów w atakowaniu pomalowanego. W pierwszej kwarcie zdobyli stamtąd 16 punktów (SAS 2), po pierwszej połowie 28 (SAS 8).
Mecz czwarty w sobotę, również w Oklahomie.
Co jak co, ale Spurs się nie załamią. Fajnie, że Duncan ma ten rekord w blokach. Świetne zwieńczenie kariery.
Jako kibic Spurs w pewnym sensie cieszy mnie ten pokaz koszykówki w wykonaniu Grzmotów. Spurs mimo wszystko powinni przejść dalej. A Thunder pokazali, że Miami będzie mieć z nimi olbrzymie problemy. I to bardzo mnie cieszy :)