Przed serią OKC Thunder z San Antonio Spurs wiele mówiło się o liderach drużyn i konfrontacji podkoszowych. Na pierwszym planie mieli pokazać się nam Tony Parker z Russellem Westbrookiem, Kevin Durant i broniący go Kawhi Leonard, a pod koszem mieliśmy oglądać batalię Tima Duncana z Sergem Ibaką. Jak na razie ciężko stwierdzić z pełnym przekonaniem, że któreś z tych nazwisk zawodzi, jednak mało kto przypuszczał, iż na pierwszy plan wysunie się – nawet ponad Jamesa Hardena czyli Najlepszego Rezerwowego Roku – argentyński Jordan.
Większość z nas podczas sezonu zasadniczego chwaliła ławkę rezerwowych Chicago Bulls, zwłaszcza przy często kontuzjowanych Ripie Hamiltonie i Derricku Rose. Kiedy przed rokiem Spurs prowadzili w ligowej tabeli na kilka dni przed play offs, to Byki wykorzystały potknięcia dawnych mistrzów i objęły pole position przed dogrywkami. W bieżącym sezonie role się nieco odwróciły. To Bulls byli na ustach całej NBA w roli faworytów do ECF, a Spurs – weterani, zaawansowani wiekowo, bez wielkich wzmocnień w składzie – byli stawiani, gdzieś w drugim rzędzie czołowych drużyn..
Dziś nikt nie ma wątpliwości, która z drużyn gra najbardziej zespołową koszykówkę w lidze. Który trener wykorzystuje – naprawdę – maksymalnie – potencjał wszystkich swoich graczy. Nie ma wątpliwości też jaki team najlepiej naładował baterie przed bardzo intensywnym sezonem i odpowiednio przygotował (zakonserwował) wiekowych weteranów do walki w najistotniejszym momencie sezonu (zeszłoroczne demony z pierwszej rundy nie wróciły!).
San Antonio Spurs ma najmocniejszą w post season ławkę, wnoszącą regularnie do gry 41 oczek (koma 3 teraz, koma 9 w RS). Największą gwiazdą wchodzącą z ławki jest Mistrz NBA, Mistrz Olimpijski i były Najlepszy Rezerwowy Ligi – Manu Ginobili. 34-letni Argentyńczyk gra jak za najlepszych lat, patrz 2005-2009, a po kontuzji z pierwszej części sezonu nie ma ani śladu. Manu, który koszykarskie szlify łapał we Włoszech, już w pierwszej grze przeciwko Thunder podkreślił swą obecność rzucając rekord sezonu – 26 oczek. Game no2 był wcale nie gorszy w jego wykonaniu – 20pkt. Były to dwa pierwsze spotkania – zwane back-to-back w play offs – od 2010 roku, kiedy Gino rzucił 20 punktów lub więcej.
Ginobili is on-fire! notując skuteczność na poziomie 74.9 procent z gry (do zdobycia 46 oczek potrzebował tylko 25 rzutów – KOBE;-) W dwóch pierwszych spotkaniach WCF obrońca Ostróg odnalazł swoją najlepszą grę w akcjach typu: izolacja i pick’n’roll. Jego efektywność wzrosła z 1/5 (pierwsze dwie rundy) do 3/6 przy akcjach z wysokimi, przeciwko OKC.
Manu wykorzystał 7 z 8 akcji pick’n’roll w dwóch pierwszych starciach ze Grzmotem, ogrywając nie byle kogo – Serge’a Ibakę i Jamesa Hardena. To dzięki niemu Spurs są na tyle mocni by przed grą numer 3 realnie myśleć o dogonieniu Lakers (11 wygranych w post season to rekord NBA a jednej wygranej potrzebują gracze Popovicha). Dzięki Argentyńczykowi seria 20 wygranych stała się faktem, a cel czyli finał NBA 2012 jet bardzo realny.
Dodam tylko ,że pamiętam Spurs wygrywających w latach nieparzystych: 1999 naprzeciw Knicks, 2003 z Nets, 2005 przeciwko Pistons i w końcu w 2007 naprzeciw Cavs. Wygrana w roku parzystym byłaby swego typu nowością. Powodzenia Spurs i Manu!
P.S. w sezonie zasadniczym Ginobili zaliczał najgorszy statystycznie okres w karierze: najmniej spotkań – 34, 12.9 pkt to trzecia najniższa średnia w karierze, 0.7 przechwytu to pierwszy raz poniżej 1, ale był też jeden plus: poprawa skuteczności na dystansie i w półdystansie co widać dziś i w play offs (41% za trzy i 52% ogólnie).
Mnie sie bardziej nasuwa pojecie Argentynski/Koszykarski Zidane^^. Niesamowicie gral w game 1-2, teraz po blowoucie w Thunder czeka nas niesamowite G4, gdzie obok Parkera i Duncana to wlasnie Manu moze byc kluczem do wyjscia na prowadzenie 3-1..