Kevin Durant przejął mecz w czwartej kwarcie, zdobywając w niej 16 kolejnych punktów dla OKC, a Serge Ibaka trafił wszystkie 11 rzutów i Oklahoma City Thunder po raz drugi z rzędu na własnym parkiecie pokonała San Antonio Spurs 109:103. Dzięki temu w Finale Zachodu mamy remis 2-2.
Ten mecz był tak naprawdę must-winem dla obu drużyn. Spurs musieli wygrać, by nie dopuścić do wyrównania stanu serii i rozpędzenia Thunder przed kolejnymi spotkaniami, zaś OKC nie mogło sobie pozwolić na porażkę z oczywistych powodów – wynik 1-3 przed meczem na wyjeździe, trochę słabo. Lepiej ten mecz zaczęli jednak Spurs, którzy w pierwszych minutach nie popełniali tylu błędów, co w G3, zaczynając od wyniku 13:5. Po time-oucie Thunder po trafieniach Thabo i Westbrooka doszli rywali na trzy punkty (15:12), taka też była różnica podczas kolejnej przerwy na żądanie, przy czym to OKC byli w lepszych nastrojach, bo choć znów przegrywali (16:19), to rzucili cztery ostatnie punkty, w tym dwa po rozgrzewającym publiczność wsadzie Perkinsa. Środkowy OKC był bardzo aktywny w tym czasie, zdobył 9 z 18 pierwszych punktów swojej drużyny. Wracając do meczu – po wspomnianym czasie Thunder kontynuowali swój run 10-0, dzięki któremu przejęli prowadzenie i wypracowali trzypunktową przewagę. Ostrogi odrobiły jednak całą tą stratę w jednej akcji, dzięki 2+1 S-Jaxa. Prowadzenie objęli po kolejnej akcji z faulem, ale było to aż czteropunktowe zagranie Ginobilego. Dwa punkty przewagi nie ostały się jednak do końca pierwszej kwarty. Thabo Sefolosha wsadem-dobitką ustalił jej wynik na 26:26. Czy być może najważniejszy mecz tej serii mógł mieć lepszy start?
Dla odmiany, drugą kwartę lepiej zaczęli gospodarze, którzy mogli liczyć na swoich wysokich. Perkins siedział na ławce, gdy Ibaka z Collisonem mordowali Spurs kolejnymi trafieniami z półdystansu. Wysocy Thunder zdobyli 21 (10-12 FG) z 34 pierwszych punktów OKC w tym meczu. Coach Pop time-out wziął dopiero po wsadzie Sefoloshy, który powiększył prowadzenie Oklahomy do pięciu punktów (36:31). Sytuacja wcale nie uległa poprawie. Kolejne wsady notowali Ibaka i Perkins, a po trójce Westbrooka przewaga wzrosła do aż 10 punktów. Spurs zaczęli trafiać, wiedzieli, że come-back trzeba zaczynać już teraz. Nic z tego. Ibaka zdobył cztery kolejne punkty, broniąc wysokiej przewagi OKC, która do kolejnej przerwy na żądanie wynosiła 9 punktów. Tyle samo mogła wynosić po pierwszej połowie, gdyby Kawhi Leonard zmieścił się ze swoją trójką przed zakończeniem drugiej kwarty. A tak – Thunder prowadzili 55:43.
Ibaka oraz Perkins po rewelacyjnej grze w pierwszej połowie ratowali też Thunder przed come-backiem Spurs, zdobywając na początku trzeciej kwarty sześć kolejnych punktów. Dzięki nim OKC utrzymywało bezpieczny, ok. 10-punktowy dystans, który raz nawet po kolejnym celnym rzucie Ibaki wynosił 15 oczek różnicy. Spurs jednak zdołali zmniejszyć stratę do jednocyfrowego wyniku, a po trójce Jacksona było już tylko 66:73. Come-back trwał nadal, Manu Ginobili rzucił 5 kolejnych punktów i strata wynosiła tylko dwa punkty. Przed remisem i kontynuacją runu 18-5 Thunder uchronił Durant, który trafił, ustalając wynik po trzech kwartach na 75:71 dla swojej drużyny.
Remis był już blisko. Trójka Diawa zbliżyła Spurs do niego na trzy punkty. Jednak po tym, jak James Harden rzucił 5 kolejnych punktów, nie było już tak wesoło (84:76). Goście wzięli time-out. Poskutkowało, od razu po wznowieniu gry Neal zmniejszył stratę swoim 2+1. Brooks poprosił o czas, gdy Duncan trafił nad Perkinsem, przez co wynik brzmiał już 82:86. Do końca zostało około 7 minut. Spurs zaczęło się wieść coraz lepiej w ataku, wbijali się w pomalowane i trafiali lay-upy, ale Kevin Durant oficjalnie przeszedł w tryb crunch-time. Zdobył 16 punktów z rzędu dla OKC, ale dwie trójki back-to-back trafił Leonard. Sześć punktów straty na 1:24 do końca – nie takie rzeczy się odrabiało. Ale 9 punktów w minutę – trochę ciężej. A tak się właśnie stało, bo Harden trafił za trzy i wbił ‘daggera’. Odpowiedział Duncan. Spurs wybronili akcję Thunder i na 36 sekund do końca przegrywali 98:105. Jakieś szanse jeszcze były, ale bohater poprzedniego meczu, Thabo Sefolosha, tym razem zaliczył wielki przechwyt. Wszystko było już jasne. Thunder wyrównali stan serii, jadą do San Antonio z 2-2 i dwoma zwycięstwami pod rząd, a ten mecz zakończył się wynikiem 109:103.
Kevin Durant zdobył 36 punktów (13-20 FG), z czego połowę w 4Q. 18 punktów to jego rekord w czwartej kwarcie meczu play-offs. Wszystkie zdobył w ostatnich 7 minutach spotkania. Pamiętajcie o jego serii 16 punktów, która zagwarantowała OKC wyrównujące serię zwycięstwo. KD dorzucił też 8 asyst i 6 zbiórek. Drugą strzelbą był Serge Ibaka, który zdobył 26 punktów (rekord kariery), trafiając wszystkie 11 rzutów. Katował on swoich rywali szczególnie z półdystansu. Bardzo dobrze zagrał też Kendrick Perkins (15 pkt, 9 zb). Russell Westbrook (7 pkt, 5 ast, 4 zb, 2-10 FG) nie mógł się wstrzelić, problemy miał też James Harden (11 pkt, 7 zb, 7 ast, 4-13 FG), ale on trafił kilka ważnych rzutów. Dobre wsparcie dał też Nick Collison (8 pkt, 4-5 FG). On wraz z Ibaką i Perkinsem zdobyli 49 punktów (22-25 FG). Ogólna skuteczność z gry Thunder wynosiła 56,4%. Asystowali przy 27 z 44 trafień z gry (Spurs 17-41).
Tim Duncan zdobył 21 punktów i zebrał 8 piłek. Dobrze zagrali także skrzydłowi – Kawhi Leonard miał 17 punktów (7-8 FG) i 9 zbiórek, a Stephen Jackson z ławki dostarczył 11 punktów (6 fauli). Boris Diaw miał 12 punktów i 7 zbiórek. Tyle samo oczek miał Tony Parker (5-15 FG, kryty przez Sefoloshę), a o jedno więcej – Manu Ginobili (13 pkt, 6 fauli, 6 TO). Wreszcie dłużej pograł DeJuan Blair. Wraz z jego wejściem Spurs zanotowali run 18-7 kończący trzecią kwartę, dzięki któremu w ogóle doszło do crunch-time’u. Ale Durant wyjaśnił całą sytuację. Spurs trafili połowę swoich rzutów, w tym 11 trójek.
Mecz piąty w poniedziałek. Będzie 3-2, ale – dla kogo? Mecz odbędzie się w San Antonio, ale Spurs po wygraniu 20 meczów z rzędu przegrali dwa, bo Thunder znaleźli na nich sposób. Powiem tak – chcę siedmiomeczówki.