..czyli czego i kogo potrzeba by wygrać z Heat?
Każdy z nas ma w pamięci wielkie boje i 7-meczowy serial Celtów z Żarem. Inni z kolei wspominają znakomite przełamanie ekipy Scotta Brooksa, po serii dwóch porażek z Ostrogami czy następnie 4-meczowy zryw młodszej drużyny. Tymczasem finałowa potyczka Heat z Thunder wydaje się zgoła odmienna od zakładanej i wielu z nas miało nadzieję na bardziej wyrównaną serię. Jak wiadomo po dzisiejszej nocy team Erika Spoelstry potrzebuje już tylko jednej wygranej do drugiego w dziejach klubu mistrzowskiego tytułu. Smaczku dodaje fakt, iż wielu fanów NBA upatrywało w OKC Thunder faworyta do zdobycia tytułu oraz nie brakowało głosów, iż korona trafi na głowy drużyny z zachodniego wybrzeża USA. Tymczasem Western Conference Champions zawodzą i potrzebują ‘cudu’ by wdrapać się na sam szczyt góry pod nazwą NBA.
Biorąc pod uwagę fantastyczną formę LeBrona Jamesa rzucającą się w oczy, trzeba podkreślić, że poza Kevinem Durantem tegoroczni finaliści nie mają innej, pewnej – stałej, broni przeciwko teamowi z Florydy. Śmiem nawet twierdzić, iż w przypadku awansu do finały rozgrywek ekipy z Bostonu, to właśnie Celtowie zostali by znów moim faworytem finałów a mistrz (też) wywodziłby się ze Wschodu. Oto, dlaczego tak sądzę..
1. Doświadczenie w finałach (sugerowane tak mocno przeze mnie w zapowiedziach finału)
James Harden, Russell Westbrook czy nawet Kevin Durant nie kupią tego jednym występem, co przeżyli na swojej skórze Ray Allen, Paul Pierce, Kevin Garnett i Rajon Rondo. Derek Fisher i Kendrick Perkins to zbyt mało – nie są aż tak istotnymi postaciami finałów jakby sobie tego życzyli fani Thunder. Za mało uczestniczą w ataku drużyny, wraz z Thabo Sefoloshą i Sergem Ibaką. Ich przeciwnicy z Heat znają smak gry w tej fazie sezonu i wykorzystują nieuwagę rywala (akcje Bosha, Chalmersa czy doświadczonego w play offs ale debiutanta w finałach – Battiera – ale przede wszystkim para Wade-Haslem). Kogo mieli w finałach Mavs, zanim zdobyli tytuł? Przede wszystkim Kidda, Terry’ego i Nowitzkiego.
2. Zespołowa obrona (coś, co mieli przed rokiem Dallas Mavericks, czego poniekąd brakuje OKC)
Umiejętne przechodzenie z obrony każdy swego na tzw. box and one – co prezentowali przed rokiem zawodnicy trenerów Ricka Carlisle i Dwayne’a Casey’a.. Mieli oni również wybitnych defensorów do gry przeciwko LeBronowi (Shawn Marion i DeShawn Stevenson – wydawali się być idealnie dobrani do brudnej roboty) i do udzielania pomocy w obronie zawodnikowi go kryjącemu (Tyson Chandler). Takich zadaniowców (sorry Serge and Perk) brakuje dziś Oklahomie City. Również brakuje typowego stopera i jego zastępcy na LBJ’u. Niestety Thabo Sefolosha, któremu poniekąd udawało się z Kobem Bryantem, nie jest tak wielkim atletą i siłaczem by zatrzymać Jamesa. Jako riposta, defensywa Heat doskonale radzi sobie z wielką bronią Thunder tj. rzutami zza łuku. Durant i spółka praktycznie mają mało szans na oddanie rzutu z czystej pozycji..Co ciekawe LBJ podjął wyzwanie od meczu nr2 i zaczął się dość dokładnie opiekować Durantulą (pojawiły się nawet twitterowe gry słowne między próbującym wyprowadzić Króla z równowagi – sugerującym słabą obronę rywala – Ibaką, a Jamesem – nazywającego I-blockę stuppid!).
Patrząc na przeszłość i teraźniejszość to uznaję klasę Kevina Garnetta, który o wiele lepiej niż Ibaka działał w duecie z Perkiem. KG mógł również liczyć na osoby Powe’a , Browna lub Wallace’a czy Posey’a i T. Allena na obwodzie.
3. Osoba trenera (ktoś, kogo mają Celtowie i mieli-mają Mavs ale czy mają Thunder?)
Wg mnie Scott Brooks popełnił błąd nie podpisując nowej umowy z Thunder (3 lata, 11 mln USD) a po sezonie (być może przegranym) będzie mu ciężko o lepszy argument niż udane play off (ale czy udane finały?). Brooksa cechuje – czasami – to czym wykazywał się w swoich niechlubnych play offs – Vinny Del Negro. Brak świeżej myśli, nowego pomysłu i uparte granie podobnych zagrywek (niektórzy nazwyają do stagnacja). Przyznaję nie jestem fanem ani Brooksa, ani Del Negro, ale w finale NBA były Mistrz NBA z Rakiet wygląda bardzo podobnie jak jego vis-a-vie Spoelstra przed rokiem! Czy to znaczy, że przyszłość przed nim i „pierwsze śliwki robaczywki”? Plusem trenera Heat jest klepiący po plecach i wspierający w trudnych chwilach Pat Riley. Brooks nie ma takiego opiekuna, niestety.
Najbardziej brakuje mi kilku akcji pick’n’rollowych ze strony Westbrooka (przecież Brooks był PG i nie wierzę by nie próbował wywrzeć takiego grania na Russie?!). Dograń pod sam kosz do Perka i I-Blocki (to miała być znacząca para tej serii) jest stanowczo za mało. Nie ma też próby wprowadzenia nowych postaci jak Mohammed czy Cook, którzy mogliby się sprawdzić w tej serii (niestety nie jestem w stanie ocenić ich wartości na dziś, gdyż rzadko się nam prezentują).
Teraz postawmy przy obu młodych trenerach nazwisko mega-doświadczonego Doca Riversa i co ważne respekt graczy czy ich oddanie sprawie. Dodajmy też notującego lata udanej pracy w Indianie i Detroit Ricka Carlisle, a podejrzewam, że po sezonie pojawią się plotki na temat zatrudnienia nowego ale i bardziej doświadczonego opiekuna młodych Thunder (będziemy wertować ten sam temat jak w Miami typu: Sloan, Jackson i może ktoś jeszcze). Nie chcę krakać, ale Brooksowi po tych finałach może również się dostać za niewykorzystanie należyte potencjału zespołu.
4. Wartościowa ławka (coś, czego brakuje w OKC i coś z czym problemy mieli C’s, ale było przed rokiem w Dallas)
Temat KLUCZ zaraz po haśle „defense brings championship”. Od lat uważam, że bez wartościowych zmienników nie wygra się tytułu. Wiadome było, iż w zeszłorocznej batalii Heat byli gorsi pod tym względem o Mistrzów 2011. Takie postacie jak Jason Terry, Peja Stojaković (fakt, że grał najmniej w finałach), J.J. Barea oraz Ian Mahinmi wnosiły bardzo wiele i dały oddech pierwszej piątce. Tym kimś na miarę Terry’ego miał być niejaki James Harden, który naprawdę zagubił się nam gdzieś w finałowej rozgrywce (nerwów czy presji??). Szkoda. Z drugiej strony mamy natomiast eksplozję formy (patrz rzuty zza łuku) Shane’a Battiera. Jak zobaczycie poniżej w moich finałowych akapitach; na takiego gracza wśród Heat czekałem i śmiem twierdzić, iż sprawdza się w 100% (to nie sztuka znaleźć się przy osobach Jamesa, Wade’a i Bosha i na dodatek świecić w finałach najlepszej ligi świata). Przebudzenie Mario Chalmersa i solidny back up od strony drugoplanowych postaci też trzeba uznać za sukces Heat. Jak pamiętacie Celtowie w swoich ostatnich, przedostatnich i trzecich od końca finałach zawsze imponowali głębią składu (E. House, T.Allen, M.Daniels, J. Posey, G. Davis, L. Powe i R.Wallace) – jednak w tym sezonie kontuzje zabrały im kilku ciekawych graczy (Bradley, Wilcox, O’Neal i Pieturs, nie wspomnę o urazach gwiazd). Thunder brakuje nieco postaci z ławki i kiedy James Harden notuje gorsze dni to my tęsknimy za rezerwami z prawdziwego zdarzenia. Zostawiam ten temat jako otwarty z przekonaniem, iż to nie ostatnia szansa wielce utalentowanych Grzmotów (Fisher z łapanki i zawodzący Collison to jednak żadne atuty w walce z Heat).
5. Osoba kreatora gry – przedłużenie myśli trenerskiej (Kidd – TAK , Rondo – TAK ale Westbrook – raczej NIE).
Dobrze wiemy – Russell Westbrook nigdy nie będzie Chrisem Paulem czy Rajonem Rondo – czyli first-pass playerem. Myślę, że jeśli by nim był to mielibyśmy całkiem inne widowisko w finałach 2012. Uważam, że z Heat nie można (nie trzeba) iść na wymianę ognia a trzeba grać bardziej uporządkowany basket (Jason Kidd był wzorem w dogrywaniu piłki w decydujących momentach do Wunderwaffe – Dirka) i cały mecz patrzeć na wynik, myśląc o wielkim potencjale rywala (reakcje trenera też są tutaj ważne). Kiedy patrzycie na wyniki poszczególnych spotkań (2-3-4) widzicie mały dystans OKC do Miami. Pokuszę się o stwierdzenie, że gdyby Westbrook był bardziej schematycznym i może przewidywalnym graczem, odpowiedzialnym, bardziej dbałby o porządek na boisku i kontrolował w pełnym tego słowa znaczeniu grę drużyny Brooksa, wówczas dziś mielibyśmy stan 2-2. Nie zrzucam winy za porażki na Russa, wydaje mi się, iż on jak James, mówi coś zmienić w swojej grze i podpatrzeć kunszt gry Rajona Rondo oraz Jasona Kidda, czyli tych którym się udało zdobyć pierścień. Czy Wy też macie podobne wrażenie, że nie widać jakiejś większej współpracy na linii Westbrook-Brooks??
Pointa: zostaje mi tylko podkreślić, iż naprawdę szkoda, że w tym ostatnim tańcu (cały czas odwołuję się do końca ery Wielkich Chicago Bulls) Garnettowi i spółce nie udało się zatrzymać LeBrona Jamesa i jego kolegów. Zabrakło naprawdę niewiele by zostać Mistrzem skróconego sezonu, wzorem weteranów Spurs z 1999 roku (Robinson, Johnson, Ellie, Elliott, Ferry, Kerr). Przecież LBJ&Flash za rok mieliby pewnie kolejną szansę;-)
p.s.’ Zastanawialiście się jak wielką pracę nad sobą wykonał LeBron James by zdobyć swój upragniony tytuł; od zatrudnienia osobistego psychologa, poprzez poprawę gry w post-up przy pomocy Hakeema Olajuwona, poprawę swojej skuteczności w czwartych kwartach (każdy mówił, że jeden czy drugi mecz w sezonie zasadniczym ze słabszym rywalem niewiele znaczy..a jednak!) na wyłączeniu się z publicznych wywiadów czy wdawania się w dyskusje na temat swojej niedyspozycji kończąc (to się urwało i stał się mniej publiczną osobą).
p.s.” część z Was – którzy są z nami i stroną od kilku lat – na pewno pamięta wielką dyskusję o Miami Heat, którą prowadziliśmy po słynnej Decyzji Króla. Odniosę się w wielkim skrócie do tego, co pisałem wówczas a czego i kogo brakowało mi w pierwszym składzie Żaru z 2010 roku: Wartościowego trenera (uważam ciągle, że Spoelstra czasami sobie nie radzi i nie ma takiego respektu wśród swoich top-graczy jakiego życzyłby sobie niejeden zwolennik drużyny). Weteranów z prawdziwego zdarzenia, ale i mocnego plastra na najlepszego gracza rywala (początkowo w składzie Heat nie było takiego gracza, a przed tym sezonem pojawił się Shane Battier, nazywany przeze mnie „strzałem w 10tkę”. Przed rokiem w wyniku kontuzji sporą część sezonu stracił Mike Miller a teraz jest dalszym elementem w rotacji. Obaj to jednak inna półka w defensywie). Solidna jedynka (ciągle nie mają PG z prawdziwego zdarzenia, ale bardzo wyraźne przebłyski formy miewa Mario Chalmers podcza tegorocznych P.O. i dostał wsparcie w Norrisie Cole’u. Trójki Chalmersa to czynnik X w play offs i finałach). Doświadczony środkowy (tutaj minuty na parkiecie wypełniają coraz ograny w 2 lata i chwalony za brudną robotę Joel Anthony oraz mający problemy z sercem Ronny Turiaf. Kompletnie nie sprawdził się – nie dostał szansy? Eddy Curry). Plusem jest fakt, iż poza urazem Chrisa Bosha, przy sezonie granym na wysokiej intensywności, Żar omijały poważne kontuzje. Ten czynnik przy wypadnięciu z gry Avery’ego Bradley’a czy w dalszej perspektywie Derricka Rose’a dał im przewagę nad innymi drużynami. Po dwóch latach przyszło zgranie, zrozumienie i przełamanie LeBrona. Pozostał ostatni krok.
Nie rozdaję jednak jeszcze tytułu za sezon 2011-2012 (optowałem za 6-meczowym serialem) Zatem: czy Thunder znajdą argument by jeszcze jeden raz odeprzeć ataki Heat i wybronić się? Czy doszukają się szansy na zbliżenie się na krótszy dystans i przechwycenie jednego wyjazdowego meczu (by coś więcej ugrać jeszcze w swojej hali)??
Bardzo fajna notka. Również żałuję celtów.