W końcu musiało się to stać. LeBron James ucisza usta krytyki wygrywając swój pierwszy tytuł mistrzowski w karierze. Pierwsze triple-double w Finałach od prawie 10 lat dało mu również nagrodę Najbardziej Wartościowego Zawodnika Finałów NBA 2012 a Miami Heat zmazują wstyd z zeszłorocznego niepowodzenia. Drugi tytuł mistrzowski trafia na Florydę i pierwszy raz Miami kończy serię finałową zwycięstwem przed własną publicznością. Miami Heat mistrzami NBA 2011/12 !
Dzięki zwycięstwu 121-106 Miami wygrywają serię finałową 4-1. Mimo porażki w pierwszym meczu Heat przełamali się jako drużyna i jako drużyna wygrali 4 następne spotkania. Mimo, że James grał na najwyższym poziomie nie można tylko jemu przypisać tego zwycięstwa. Różni byli bohaterowie pojedynczych meczów. Od Shane’a Battiera, przez Mario Chalmersa i w tym ostatnim, piątym meczu Mike’a Millera. Tak, Miller był X-Factorem.
Głównie dzięki jego 7 trafionym rzutom za 3 Heat mogli wcześnie odskoczyć a potem utrzymywać przewagę i ją stopniowo powiększać. To 15-punktowe zwycięstwo to najwyższa wygrana jakiejkolwiek drużyny w tegorocznych Finałach. 23 punkty w 23 minuty, do których dołożył 5 zbiórek było niemałą niespodzianką szczególnie, że przed sezonem to on był kandydatem to zesłania z racji amnestii a nie tak dawno sprzedał przecież swój dom na Florydzie.
A jednak Heat wygrali mistrzostwo grając praktycznie bez centra. „Niska” piątka z Boshem na 5 i Jamesem oraz Battierem na skrzydłach to coś co widzieliśmy już w tej serii. Battier ponownie dał wspaniałe wsparcie dla drużyny, notując 11 punktów i 4 zbiórki oraz trafiając 3 rzuty z dystansu. Właśnie te rzuty zza linii 7,24 były dzisiaj najmocniejszą stroną Żaru. Aż 14 trafionych trójek na skuteczności 53% to jeden z najlepszych takich wyników od czasu gdy widzimy razem Chrisa Bosha, Dwyane’a Wade’a i LeBrona Jamesa grających razem na Florydzie.
Już w pierwszej akcji Durant stracił piłkę, po czym MVP popędził na kontratak zakończony wsadem. James zanotował dzisiejszej nocy 26 punktów, 11 zbiórek, 13 asyst i 2 bloki czym potwierdził swoją dominację w lidze. Najlepszy zawodnik w NBA ostatnich 3-4 lat wziął te Finały na swoje barki i przeprowadził przez nie Miami. Nie było tak słodko od początku. Russel Westbrook zdobył pierwsze punkty dla Oklahomy po ładnym jump-shocie, jednak po tym rzucie Westbrook trafił już tylko 3-19 z gry notując fatalny mecz, który kompletnie nie odzwierciedlał dominacji w meczu numer 4. 19 punktów (20% z gry), 4 zbiórki i 6 asyst to cyferki jakimi legitymuje się najbardziej hipsterski point-guard w lidze.
Po tym jak Westbrook zdominował pierwsze 4 minuty gry, podczas których zdobył 6 punktów, Thunder prowadzili przez chwilę, jednak dwie zmiany prowadzenia podczas pierwszych 2 minut były ostatnimi, jakie zobaczyliśmy przez cały mecz. Aż do końca prowadzili Heat, którzy nie dali sobie wydrzeć zwycięstwa przez głupie błędy. Dzięki dobrej postawie Wielkiej Trójki Żar objął prowadzenie 16-10 a po trójkach Millera i Cole’a prowadzenie dochodziło nawet do poziomu 9 punktów. Ostatecznie po pierwszej kwarcie widać było, że Heat grali solidniej i byli lepszą ekipą.
Derek Fisher bardzo chciał wygrać mistrzostwo jako ex-Jeziorowiec, więc musiał sprawić, że Oklahoma wróci do meczu. Szybkie 5 punktów zmniejszyło prowadzenie Miami, jednak tylko na chwilę. Seria 15-2 zakończona efektownym wsadem Jamesa zabrała fanom Thunder nadzieję, jako że Miami prowadziło w tamtym fragmencie meczu 53-36 i pewnie zmierzało po swój drugi tytuł mistrzowski. Po serii rzutów wolnych Jamesa Hardena gra trochę bardziej się wyrównała a Thunder zmniejszyli straty, ostatecznie po pierwszej połowie tracąc 10 punktów do gospodarzy.
13 punktów zdobył w pierwszej połowie Russel Westbrook kompletnie będąc niewidocznym w drugiej części. Wielka Trójka Oklahomy złożyła się na 35 z 49 punktów Thunder po 2 kwartach. W Miami tymczasem James po 24 minutach miał na swoim koncie 15 punktów, 4 zbiórki i 5 asyst.
Serial punktowy 21-3 w trzeciej kwarcie pogrzebał jakiekolwiek szanse Oklahomy a mecz stał się blow-outem. Mimo 12 punktów Duranta (32 punkty, 11 zbiórek, 5 fauli, 7 strat) to Heat wygrali 3 kwartę 36-22 a wynik wynosił już nawet 90-65. Po 36 minutach James prawie skompletował swoje triple-double, które umknęło mu w poprzednim pojedynku obu drużyn. 19 punktów, 7 zbiórek i 11 asyst to statystyki Jamesa przed nie aż tak kluczową czwartą kwartą.
Ostatnia ćwiartka była jedynym pozytywnym momentem dla gości, którzy wygrali ten okres meczu 35-25. Ani jednego punktu nie zdobył w czwartej kwarcie Russel Westbrook. Zaczęło się od festiwalu rzutów za 3 punkty na linii Oklahoma-Mike Miller. Heat po raz 3 w tej serii przekroczyli barierę 100 punktów i tak zapowiadano – jeśli drużyna będzie w stanie regularnie przekraczać tą barierę postawioną przez defensywę Thunder, to Miami wygra te Finały.
Derek Fisher (11 punktów), zapomniany James Harden (19 punktów) i Royal Ivey (6 punktów), którego po raz pierwszy widzę na oczy trafili aż 7 trójek dla Oklahomy w ostatniej ćwiartce. Oprócz tych trójek Thunder za wiele nie zaprezentowało w ostatniej kwarcie sezonu 2011/12 w ostatnich minutach grając przeciwko piątce Cole-Harris-Battier-Howard-Turiaf.
Heat zdominowali we wszystkich aspektach gry. Mieli lepszą skuteczność z gry, za 3, zebrali więcej piłek, rozdali więcej asyst, faulowali rzadziej i mieli aż 7 bloków przy 3 blokach Oklahomy. Co najważniejsze Heat wygrali a James utarł nosa Danowi Gilbertowi. Pytanie, gdzie jest tytuł mistrzowski Cavaliers?
Jestem pewien, że w tym momencie James o tym nie myśli. Tak jak powiedział na konferencji prasowej, złe doświadczenia z zeszłego roku, z 2007 roku czy choćby 7 lat w Cleveland nauczyły go jak grać na najwyższym poziomie i wygrywać. Nie chcę pisać, że jest to zasłużony tytuł, bo tytuły wygrywają najlepsi i to najlepszych definiuje.Jest to dopiero pierwszy pierścień LeBrona. Piszcie w komentarzach ile jeszcze tytułów zdobędzie jeszcze James z Miami?
myślę, że to początek three-peat, bo w przyszlym sezonie prawie wszystkie drużyny oprócz właśnie Miami i Oklahomy będą się przebudowywać, ich widzę w przyszłym roku w finale, a za dwa lata to już raczej gdybanie, ale skoro ładnie się zaczęło to może się i ładnie skończyć, GO HEAT!
ale Bulls byli wg mnie w tym roku najmocniejsi w def i mieli najbardziej kompletny roster ze wszystkich, ale przegrali z kontuzjami więc w ten three-peat przy zdrowym Rose’ie nie jestem w stanie uwierzyć
Myślę, że z takimi opiniami musisz poczekać do powrotu Rose’a, bo po pierwsze to poważna kontuzja, po której może nie wrócić aż do takiej dyspozycji jaką prezentował przed nią, a po drugie przy jego stylu gry istnieje duża szansa, że kontuzjowana noga może kiedyś znów nie wytrzymać. Pozostaje oczywiście jeszcze sama kwestia lęku przed odnowieniem kontuzji.
błąd jest w podtytule przecież rok temu LBJ też zrobił w finałach TD, tak samo RR9 w 2010 ;)
Masz rację, zapomniałem o 17-10-10 z Game5. Widocznie strona z której brałem statystyki liczyła je wyłącznie do występu Jasona Kidda w 2002 roku. Dzięki za przypomnienie.
OKC grało za mało zespołowo. To nie był ten sam zespół co grał przeciwko SAS.
Myśleli, że za każdym razem będzie udawało im się niwelować kilkunastopunktową przewagę przeciwników. Poza tym RW grał jak zwykle nierówno. Jest w końcu jednym z liderów drużyny. Kiedyś pisałem, że jeżeli Brooks okiełznie RW to może coś z tego będzie.
Hardena w ogóle nie poznawałem w tych meczach. Jednak wszystko to wynika tylko (mam nadzieję) z ich młody wieku i mimo wszystko braku doświadczenia.
Jeżeli uda im się zatrzymać kluczowych zawodników przez najblizsze lata to kto wie?
Liczyłem na więcej z ich strony. Może mecze Miami z SAS byłyby bardziej zaciekłe i wyrównane?
ja czuję niedosyt. Tak naprawdę OKC dziełem przypadku się znaleźli jednak w finałach, i szkoda że POP spalił gry od 5 meczu bo Spurs by mieli jakąś myśl szkoleniową ( choć mecze z okc pokazały że niekoniecznie.
Wkurzające jest to że finał zachodu jak i finał nba przegrany został nie ma boisku tylko w szatni. Wspomniany POP sam rozłożył SPurs, przegrali na wyjazdach to zmienia taktykę i przestają grać ławką czyli to dzięki temu doszli tam gdzie doszli – głupota totalna.
Brooks- kompletnie nie miał pomysłu. TU nawet nie ma co się rozpisywać liczył na samograj podobnie jak Eric z tym że Eric miał lepszych/ bardziej doświadczonych wykonawców.
Westbrrok przy tym trenerze wydaję się być niezbędny, ale dla OKC które ma coś wygrać zmiana trenera- i składu niezbędna. Ławki brak, poleganie na Durancie to nie droga po tytuł.
Dawno takich bredni nie czytałem- OKC dziełem przypadku weszli do finałów?! przez przypadek wygrali 4 mecze z rzędu ze Spurs? Poleganie na 23 letnim zawodniku który w tym roku doprowadził ich do finałów nie jest dobrym pomysłem na wygranie tytułu?! Durant nie zawiódł, przegrali bo mieli słabszy zespół, bo nie mieli rozgrywającego bo byli niedoświadczeni bo byli gorzej zorganizowani w obronie. Za rok wrócą jeszcze mocniejsi i jeszcze będziesz musiał odszczekiwać te wszyskie głupoty
zmień nick na początek. Moje zdanie wyjaśniłem w dalszej części. Spurs przegrali moim zdaniem przez POPa i zmianę taktyki. Gdyby nie to moim zdaniem Spurs by wygrali 4-3 z OKC.
Mniej doświadczeni ok ale nie widze żeby za rok Brooks znacząco zmądrzał, albo Ibaka nagle zaczął być widoczny w takich meczach. Durant będzie wielki ale zgadzam się do Jamesa wiele mu brakuję. Poza atakiem liczy się obrona a Durant nie jest dobrym obrońcom. Co najwyżej przeciętnym.
A po co mam zmieniać nick? Kibicuję Portland od zawsze podobnie jak od momentu wejścia do ligi Duranta jest moim ulubionym zawodnikiem, masz z tym jakiś problem- trudno, ja niczego nie zamierzam zmieniać. Pop może nie zrobił wszystkiego co mógł, ale pisanie że okc w finale znalazło się przez przypadek… nie masz pojęcia o koszykówce jeśli wydaje ci się że można przypadkiem 4 mecze w serii wygrać. myślę że po prostu trochę niedokładnie wyraziłeś to co miałeś na myśli… mam taką nadzieję w każdym razie
Ty sie za to znasz jak mało kto. szczególnie na Lebronku.
Bardzo konstruktywna wypowiedź tylko widzisz jak się komuś zarzuca brak wiedzy to wypadałoby oprzeć to na jakimkolwiek merytorycznym argumencie, a nie rzucać stwierdzeniami w stylu „głupi jesteś bo tak” jak dzieci w piaskownicy.