Z 54 numerem tegorocznego Draftu wybierali 76ers. Zdecydowali się na na wybór 20-letniego Gruzina Tornike Szengeliji, który jednak szybko oddany został do Brooklyn Nets. W tym fakcie nie byłoby nic dziwnego, a niedzielny kibic nawet nie zwróciłby zapewne uwagi na zawodnika Spirou Chaleroi. Jest jednak jeden fakt, który nie pozwala przejść obok młodego Gruzina. Jest nim jego ojciec.
Mamy rok 1999, wrocławski Śląsk zmierza po swoje drugie z pięciu kolejnych mistrzostw Polski. Trenerem zespołu jest charyzmatyczny Andrej Urlep, a o sile zespołu decydują legendarny Maciej Zieliński, Adam Wójcik, genialny rozgrywający Raimondas Miglinieks, który doskonale współpracuje ze środkowym Joe McNaullem, a swoje pięć minut ma także LaBradford Smith. Jak na polskie warunki – Dream Team. Tym bardziej zaskakuje styczniowa decyzja Urlepa o włączeniu do składu zawodnika, który miał dawać kilka minut odpoczynku podstawowemu centrowi.
Nie był to jednak żaden koszykarski wirtuoz. Ba, zasiadając w tamtych czasach na trybunach Hali Ludowej, zastanawiałem się, czy to nie jest po prostu zwykły żart ze strony władz wrocławskiego klubu, pokazujący, że nawet z takim graczem WKS może sięgać po tytuły. Tym zawodnikiem był Kacha Szengelija, ojciec Tornike, który być może już niebawem będzie miał okazję biegać po parkietach NBA.
Wróćmy jednak jeszcze na moment do seniora rogu Szengelija. Na polskich parkietach rozegrał 26 spotkań, w których przebywał na boisku średnio po 10.7 minut, notując w tym czasie niezwykłą efektywność… 2 punkty i 3.1 zbiórki, trafiając 41% rzutów z gry i 26.3% z linii. Tytuł ze Śląskiem jednak zdobył, a jeśli nie w całej Polsce, to na pewno we Wrocławiu jego osoba stała się już niemal legendarna i każdy, kto w latach 90-tych kibicował koszykarskiemu Śląskowi (a robił to każdy) pamięta owłosione plecy i łysą głowę gruzińskiego środkowego.
Są to jednak zazwyczaj, a właściwie to chyba zawsze wspomnienia pozytywne, które pozwalają powspominać o początkach zawodowej koszykówki w Polsce. Zatrudnienie takiego koszykarza przez mistrza Polski pokazuje, że polski profesjonalny basket bł jeszcze w powijakach, aczkolwiek zadziwia także zróżnicowanie poziomu zatrudnianych zawodników. Z jednej strony mający za sobą przygodę w NBA LaBradford Smith i ograny w Europie Adam Wójcik, a z drugiej Kacha Szengelija czy Niksa Tarle, który także rozegrał jedno spotkanie w mistrzowskim sezonie Śląska.
Starszy z rodu Szengelija obecnie jest trenerem w Gruzji. Ostatnio trenował TSMU Tbilisi.
Tornike z kolei spędził ostatni sezon w Spirou Chaleroi, z którym występował na parkietach Euroligi, notując 8.3 punktów i 4.3 zbiórki. Niespełna 21-letni Gruzin mierzy 207 cm wzrostu i w warunkach NBA powinien grać raczej jako niski skrzydłowy. Nie ukrywam, że w akcji widziałem go tylko kilka razy, więc nie chciałbym za bardzo wydawać opinii na jego temat.
Na pewno posiada spore umiejętności w grze 1 na 1. Dobrze ścina do kosza od linii, potrafi grać tyłem do kosza, stosując często piwoty, dzięki świetnej pracy nóg, łatwo mija w ten sposób rywali.
Szengelija to był prawdziwy rzeźnik. Wielki chłop, który jak dał po łapach to rywale długo później się zastanawiali czy znowu wjechać pod kosz. Nie był wirtuozem, basketu, ale w roli maskotki świetnie się sprawdzał ;).