Steve Nash to jedno z największych nazwisk, które pozostały do wzięcia w bieżącym okienku transferowym. Chociaż więcej mówiło się o Deronie i Howardzie, to on może odmienić losy całej ligi.
Jest ideałem, definicją rozgrywającego, który z największej kaleki potrafi zrobić dobrego strzelca, potrafi dopasować się do każdego – nie wymaga, by to inni dostosowywali się do niego. Dlatego jest tak wartościowy. Wizje i impresje Steve’a w niektórych miejscach są niczym spełnione, koszykarskie marzenie fana basketu.
W kombinacji z dobrym strzelcem, gwiazdą NBA, która do tej pory błądziła szukając swojej drogi na szczyt, Nash może zdziałać cuda, skoro nawet Tim Thomas wyglądał przy nim na wielkiego gracza, a na pewno superstrzelca za 3.
Dlatego powinniśmy zacząć debatę, jaki „impact” na ligę mogą mieć przenosiny Steve’a Nasha do ekipy, w której już jest supergwiazda NBA. Póki co, w amerykańskich serwisach najwięcej mówi się o 3 możliwych „destinations” Kanadyjczyka:
1) Dallas Mavericks – tak ułożone puzzle miałyby sens. To właśnie w Teksasie Stevey zaczynał swoją karierę, stworzył z Dirkiem Nowitzkim, Antawnem Jamison, Antoinem Walkerem i innymi team, którego nie zapomnę, jedno z pierwszych prawdziwych run-n-gun i kto wie, czy znów nie chciałby sprzymierzyć się z Niemcem. Już mistrzem. Ten mariaż mógłby dać dwa mistrzostwa Dallas. Wunderdirk mówi, że jeszcze tyle ma w baku.
2) New York Knicks – według ESPN liderzy wyścigu po Steve’a Nasha. Wręcz nieograniczeni finansowo mogą spełnić jego oczekiwania nie tylko ekonomiczne (chociaż coraz częściej mówi się o sign and trade), ale i dają mu kolejnego starego kumpla – Amar’e Stoudemire’a, który w screen game jest jeszcze bardziej zabójczy po jego podaniach, niż Marcin Gortat. Skoczność „Stata” wciąż żywa, dlatego Knickerbockers byliby wręcz straszni, przerażający mając na skrzydle jeszcze Carmelo Anthony’ego, zabójcy w post-up. Mimo wieku, Nash wciąż jest szybki, może stworzyć z nimi piekielnie silne run-n-gun, które może napędzić strachu Miami i Chicago, a może coś więcej.
3) Los Angeles Lakers – jak donosi John Hollinger, możliwe jest również lądowanie Nasha w „Mieście Aniołów”. Czyż nie piękny epilog kariery? U boku inny one for the ages, Kobe Bryant, który z takim rozgrywającym jak Steve chyba nigdy nie grał i aż boję się pomyśleć, jak te trójkąty i jego gra na półdystansie mogłaby wyglądać, gdyby na dodatek Nash dogadał się z Andrew Bynumem. Dwie powyższe możliwości są aż nierealne, gdy o nich myślę, przyprawiają mnie o dreszcze.
No i są jeszcze Toronto Raptors…
Proponuję debatę. Gdzie i dlaczego widzicie Steve’a Nasha. Co robicie na jego miejscu?
Lakers?? Piękne i cudowne marzenie ale każdy wie że nierealne :].
Widzissz? :D realne :) To już się stało :PPPPP
Niestety moja wizja się nie sprawdzi bo ja chciałbym aby Steve został w Phoenix. Ogólnie jestem przeciwnikiem przenosin bardzo dobrych graczy. Ciężko mi kojarzyć LeBrona z Miami miast z Cleveland, Paula z LAC zamiast NOH itd.
Ale jeśli już gdybać to w NYKu, tylko pytanie – co z Linsanity.
Gibki – a jednak ;)
Opinia na temat tegorocznego rynku wolnych agentów widziana okiem fana Knicks http://dishinandswishin.blogspot.co.uk/2012/07/bo-white-ma-cos-czego-nie-ma-nash.html