Trzecia kolejka koszykarskich rozgrywek panów to przede wszystkim game-winner Fridzona i pogrom (P-O-G-R-O-M) w meczu USA-Nigeria, ale też zwycięstwa Francji, Australii, Argentyny i Hiszpanii.
82:74
Bardzo dobre spotkanie na początek tego, wydaje mi się, najlepszego póki co dnia rozgrywek basketu na tych Igrzyskach. Sam również rozpocząłem kolejny dzień zmagań olimpijskich właśnie z tym meczem i nie mogę żałować. Wreszcie przełamał się Tony Parker. Co prawda w dwóch poprzednich meczach podpora Spurs zdobyła łącznie całkiem przyzwoite 27 punktów, jednak odbyło się to przy bardzo nieprzyzwoitej skuteczności 28,5% z gry. Mało tego, dopiero przeciwko Litwinom lider reprezentacji Francji trafił swoją pierwszą trójkę na tym turnieju po 7 niecelnych próbach przeciwko Amerykanom i Argentyńczykom. Stało się to już w pierwszej kwarcie i było zwieńczeniem dobrego startu Parkera, który po 10 minutach miał 11 punktów. W całym meczu TP zdobył ich aż 27 (9-14 FG, 5 zb).
Nie tylko Parker zanotował w tym meczu udany początek. Po czterech minutach gry bardzo efektywna ofensywa Francji zdobyła aż 15 punktów, oddając Litwinom tylko 6. Potem jednak inicjatywę przejął zespół naszych sąsiadów i choć po pierwszej kwarcie przegrywali oni 21:25 (właśnie po trójce Tony’ego), to w drugiej kwarcie dopięli swego i przejęli prowadzenie. 43:39 po dwóch kwartach, jak się po przerwie okazało, nic jednak nie znaczyło, bowiem bardziej zmotywowani na parkiet wrócili Francuzi i to do nich należała trzecia kwarta tego meczu. Trójkolorowi wygrali ją 20:9, a tą minidominację przypieczętował w końcówce odsłony znów Parker i znów trzypunktowym trafieniem. Niby siedmiopunktowa przewaga przed ostatnimi 10 minutami nie przesądza jeszcze niczego, ale..
Francja na starcie czwartej kwarty przeprowadziła run 11-2, który powiększył ich przewagę do aż 16 punktów – wystarczyło tylko ją obronić, przetrwać 6 minut. Litwini oczywiście przystąpili do ataku, dało to nawet efekt jedynie 8-punktowej straty na 2:14 do końca, gdy ważną trójkę trafił Jasaitis. Co więcej, kolejnego posiadania Francuzi nie zamienili na punkty. Litwini mogli jeszcze odwrócić losy tego meczu, gdyby tylko trafili w kolejnej akcji – niestety, Sarunas Jasikievicius nie trafił. Reprezentacja Francji dowiozła korzystny wynik do końca, dzięki czemu wygrała swój drugi mecz na tych Igrzyskach, kontynuując swój marsz po drugie miejsce w grupie A.
Poza Parkerem wśród Francuzów bardzo dobrze zagrał Nicolas Batum (21 pkt, 8-11 FG, 6 zb, 3 blk), który co spotkanie dokłada co 7 punktów – w meczu z Amerykanami miał właśnie 7, przeciwko Argentynie 14 i dziś 21. W piątej kolejce 35 punktów? Udany występ zanotował także Ronny Turiaf (6 pkt, 10 zb, 18 min), który był bardzo ważną postacią szczególnie na tablicach i w obronie. Boris Diaw z kolei miał 10 punktów, 6 zbiórek, ale też aż 8 asyst. Był Parker, był Diaw – czas na ostatnią Ostrogę w zespole francuskim, tą najnowszą – Nando de Colo (8 pkt, 5 zb) także może być z siebie zadowolony.
Francuzi trafili aż 53,4% rzutów z gry, ale niewiele lepsi – a więc słabi – byli w rzutach osobistych (14-24). W przypadku Litwinów sytuacja była odwrotna – obrona Trójkolorowych zatrzymała ich na 43,8% z gry, ale na linii trafili 12 z 15 prób. Wymusili jednak zbyt mało prób, by ta statystyka mogła zmienić oblicze meczu na ich korzyść.
Liderem strzelców w reprezentacji Lietuvy był Linas Kleiza (17 pkt, 7 zb, wyfaulowany). Bardzo dobrze, najlepiej na tych IO, zagrał Martynas Pocius (15 pkt, 16 min, 6-10 FG). Trafił on 3 z 5 trójek, podobnie jak Simas Jasaitis (11 pkt). Pozostali Litwini nie trafili jednak żadnej z 9 prób. Kalnietis 0-5, Kleiza 0-3.
81:61
Mimo, że ani Australia, ani Chiny nie są drużynami z najwyższej, światowej półki, zwycięstwo w tym meczu było dla Boomers bardzo cenne, bowiem otwiera im ono drogę do zajęcia czwartego, ostatniego premiowanego awansem miejsca w grupie. W tej chwili tylko to się dla nich liczy – ciekawe, czy wiedzą, że w 1/4 finału czekają na nich Amerykanie:)
Wracając do meczu – lepiej wystartowali Chińczycy, którzy po 4 trójkach bez pudła Wanga Shipenga prowadzili 18:10. Gdy Wang przestał rzucać, a co za tym idzie – trafiać, Australijczycy doprowadzili do remisu, w drugiej kwarcie objęli prowadzenie i jeszcze przed przerwą zbudowali 16-punktową przewagę.
Po przerwie Shipeng przypomniał sobie, z czego cieszył się w pierwszej kwarcie i znów zaczął rzucać za trzy. Z dobrym skutkiem – trafił 3 kolejne trójki i strata Chin zmniejszyła się do tylko 9 punktów. Taka różnica utrzymała się do końca trzeciej kwarty, ale w czwartej mistrzowie Azji swój pierwszy punkt – i to z linii rzutów wolnych – zdobyli na 4:35 do końca, gdy przewaga Boomers wynosiła już 18 punktów. Nie było już trójek Wanga Shipenga i Australijczycy zapewnili sobie bardzo ważne zwycięstwo.
Od ćwierćfinału dzieli ich już tylko jedna wygrana i to z Wielką Brytanią, która póki co nie wygrała żadnego meczu i jak najbardziej jest do pokonania. Trzeba tylko – uwaga:) – zagrać dobrze. Na przykład tak jak dzisiaj. Patrick Mills uzbierał 20 punktów (8-19 FG, 4-11 2FG, ale 4-8 3pt). Dobrze zagrał również David Andersen (17 pkt, 7 zb). Był też wszechstronny występ Joe Inglesa, z 13 punktami, 7 zbiórkami i 7 asystami. Dobrą zmianę dał Aron Baynes (8 pkt, 9 min). Warto wspomnieć też o Dellavedovie (7 pkt, 5 ast) i Worthingtonie (7 pkt, 8 zb, 5 w ataku, 1-6 FG).
Australijczycy po 4 stratach z Hiszpanią dziś popełnili 10, co wciąż jest dobrym wynikiem – zwłaszcza przy 19 Chin. Boomers mieli również aż 23 asysty, podczas gdy u Chińczyków jedna asysta przypadała na jedną stratę. Dlatego też Australijczykom nie przeszkodziła dość słaba skuteczność z gry (39,2%) tym bardziej, że ich rywale byli jeszcze gorsi (36,5%, 28,6% za dwa!). Azjaci zostali także rozbici na tablicach (36-51) mimo 12 zbiórek Yi Jianliana i Wanga Zhizhi.
Ratowały ich tylko trójki Wanga Shipenga (21 pkt, 7-10 3pt), ale on sam nie miał prawa wygrać tego meczu samymi trójkami, jeśli jego koledzy zawodzili. Yi Jianlian zanotował double-double (13/12), ale trafił tylko 2 z 7 rzutów. Chen Jianghua miał 10 punktów (4-9 FG). Wang Zhizhi zdobył tylko jeden punkt (0-8 FG). Wei Liu 9 (3-8 FG). Chiny mają 34 medale, 18 złotych, ale ich koszykarze z taką grą nie powiększą tego dorobku. Gdyby wygrali – mogliby śmiało myśleć o powtórzeniu sukcesu z 2008 roku, gdy u siebie osiągnęli ćwierćfinał. A tak – trzeba liczyć na cud.
92:69
Tunezja debiutuje na Igrzyskach, przegrała jak dotąd wszystkie 3 mecze i chyba w tej edycji IO nie doczeka się pierwszego, historycznego zwycięstwa, ale nie przeszkadza im to w robieniu całkiem dobrego wrażenia. Z Nigerią nieznacznie przegrali, trochę na własne życzenie, przeciwko Amerykanom rozegrali bardzo dobrą pierwszą połowę, a z Argentyną – rewelacyjną pierwszą kwartę. Po 10 minutach wygrywali 28:14. Tak, dobrze przeczytaliście. Świetnie wystartował Salah Mejri (po 1Q 8 pkt, 5 blk, 3 zb). W drugiej kwarcie Argentyńczycy zobaczyli, że na tablicy wyników coś nie gra i na rozpoczęcie odsłony przeprowadzili run 15-0. Koniec meczu? Ależ skąd. Argentyna objęła prowadzenie, ale nie zbudowała większej przewagi – przeciwnie, to Tunezyjczycy w dalszym ciągu jakby przeważali. Ostatecznie po dwóch kwartach był remis 40:40.
Choć po przerwie (tak jak 2 dni wcześniej) Argentyńczycy pozbawili ich złudzeń, kadra Tunezji może być z siebie naprawdę zadowolona – nawet pomimo trzeciej kwarty przegranej 16:31 i czwartej 13:21 – łącznie druga połowa przegrana 29:52 – bo porażek spodziewał się każdy, a tak dobrej momentami gry – chyba nikt. Lepsze drużyny od nich nie potrafią postawić się takim Amerykanom czy Argentyńczykom. A przecież żaden z Tunezyjczyków nie gra w NBA. Salah Mejri tylko się o nią otarł, a tu proszę – 19 punktów, 14 zbiórek, 7 bloków. Mourad El Mabrouk – 16 punktów, 5 trafionych trójek. Wyróżnić trzeba też Macrama ben Romdhane (12 pkt, 6 zb) i Marouana Laghnej (9 pkt, 6 ast).
Tunezja trafiła jednak tylko 40% rzutów przy 50,7% Argentyny, w stratach było 15-8 na niekorzyść Afrykanów. Mistrzowie Ameryk to jednak znacznie wyższa półka.
Manu Ginobili zdobył 24 punkty, 6 zbiórek, trafiając bardzo dobre 9 z 12 rzutów (4-4 3pt). Po słabym występie z Francją do trafiania wrócił Carlos Delfino (21 pkt, 9-10 2pt, 1-5 3pt). Luis Scola (20 pkt, 10 zb, 5 ast) „zamknął” ten tercet, który zdobył razem 65 punktów (Tunezja 69). Zastępujący Prigioniego Facundo Campazzo także spisał się bardzo dobrze (12 pkt, 9 zb, 7 ast). Porażka z Francją znacznie zmniejszyła szanse Argentyny na drugie miejsce w grupie, ale reprezentacja z Ameryki Południowej spokojnie powinna zająć trzecie miejsce – nawet mimo nadchodzącej porażki z Amerykanami.
74:75
Game-winner Witalija Fridzona był świetnym zwieńczeniem bardzo dobrego spotkania, które miało duże znaczenie dla tabeli grupy. Ten trochę szczęśliwy rzut zakończył bardzo dobre, emocjonujące spotkanie, z wieloma zwrotami akcji – po pierwszej kwarcie było 20:15 dla Brazylii, po drugiej 40:32 dla Rosji, na niecałe 2 minuty do końca po trafieniu Taylora było 72:67 dla Brazylii, rzutów wolnych nie trafiali Taylor i Shved, ale ten drugi na 26 sekund do końca trafił wyrównującą trójkę, wydawało się, że game-winner będzie należał do Marcelinho Huertasa (na 6 sekund do końca trafił o deskę), ale Fridzon..
Tak mniej więcej to wyglądało. Ten mecz trzymał w napięciu do samego końca i nawet, gdy Barbosa w akcji rozpaczy przebiegł całe boisko i oddał rzut, myślałem, że wpadnie – nie wpadło. To mogło potoczyć się trochę inaczej, gdyby Ruben Magnano nie wykorzystał ostatniego time-outu od razu po czasie wziętym przez Davida Blatta. Szkoleniowiec Brazylii miał pewnie swoje powody, ale cokolwiek zakładał – nie poszło to po jego myśli. I teraz – po trafieniu Fridzona zostało jeszcze 4 sekundy do końca – całkiem sporo czasu, by rozegrać od linii bocznej rozrysowaną akcję i wygrać ten mecz. Ale w tej chwili, po fakcie można już tylko gdybać.
Fridzon przed ostatnią akcją nie wyróżniał się za bardzo – w sumie miał 6 punktów i 4 asysty. Najlepiej spisał się tercet Kirilenko-Mozgov-Shved. AK47 miał 19 punktów, środkowy Nuggets 18 punktów, 7 zbiórek i 8-9 z gry w 23 minuty (5 fauli), natomiast 'jedynka’ reprezentacji Rosji – 17 punktów, 6 asyst, ale 6 strat.
Brazylijczycy najwięcej punktów dostali od Leandrinho Barbosy (16 pkt) oraz Larry’ego Taylora (12 pkt, 5-7 FG, 17 min). Po 8 punktów zdobyli Splitter, Nene i Vieira. Ten drugi zebrał jeszcze 10 piłek, natomiast pierwszy – 5. Canarinhos przegrali, ale nie stracili szans na pierwsze miejsce w grupie – jednak ich los spoczywa teraz w rękach Hiszpanów.
Co cechowało obie drużyny – bardzo słaba skuteczność na linii. 55,6% Brazylii, 54,2% Rosji – czegoś takiego jeszcze nie było.
79:78
Zespół gospodarzy przegrał wszystkie 3 spotkania, ale wszystkie ze znacznie wyżej notowanymi rywalami. Przed nimi starcia z Chinami i Australią, więc awans jest całkiem realny. Byłby jeszcze bardziej prawdopodobny, gdyby Brytyjczycy wygrali mecz z Hiszpanią, zabrakło tylko jednego punktu.
Po come-backu w czwartej kwarcie gospodarze na minutę do końca przegrywali już tylko 69:71, a jako, że Pau Gasol spudłował, była spora szansa na wyrównanie, jednak stratę popełnił Luol Deng. To nie była jedyna strata lidera tej kadry w końcówce – w kolejnej akcji, zaraz po trafieniu Calderona na 73:69, Deng zgubił piłkę i po raz kolejny wykorzystał to rozgrywający Hiszpanii, trafiając dwa rzuty wolne. 75:69, 39 sekund do końca. Znów „popisał” się Deng, rzucając airballa, ale piłkę w ataku zebrał Daniel Clark, który zszedł w róg i trafił trójkę dającą jeszcze nadzieję. Faulowany po raz kolejny Calderon znów dostarczył dwa punkty z linii, ale trójką odpowiedział Reinking. Kolejny faul na Calderonie i kolejne dwa punkty – ale na 8 sekund do końca padła kolejna trójka dla GBR, tym razem z rąk Denga. Lider gospodarzy mógł jednak faulować rozgrywającego Hiszpanii od razu po wznowieniu gry, do końca zostało tylko 8 sekund i punkt straty, a więc można było jeszcze ją odrobić. Ale Deng, nie chcąc popełniać 5. faulu, „odpuścił” biegnącego Calderona, który „wybiegał” resztę czasu i zapewnił swojej drużynie trzecie zwycięstwo.
Deng mógł lepiej wypaść w tej końcówce, jednak w całym meczu zagrał naprawdę dobrze (26 pkt, 9 zb, 7 ast, 10-20 FG) i bez niego oraz Joela Freelanda (25 pkt, 7 zb, 10-19 FG) do tak wyrównanej końcówki by nie doszło. Zawiódł dziś Pops Mensah-Bonsu (3 pkt), a to ta trójka ciągnie drużynę Brytyjczyków. Hiszpanie jednak również nie zagrali na swoim najwyższym poziomie. Trafiali nawet gorzej od gospodarzy (42,2% – 44,6%), ale nadrobili to na linii, skąd obie drużyny nie były wybitne (21-32 / 11-16 na korzyść Hiszpanii). Espana również lepiej dzieliła się piłką (22 asysty przy 27 trafieniach – 12/29) mimo tylko 2 asyst rozgrywającego Calderona (19 pkt). Ale aż 7 asyst miał Rudy Fernandez (9 pkt), a 5 – Pau Gasol (17 pkt). Poza tym 12 punktów zdobył Marc Gasol, a 10 piłek zebrał San Emeterio.
156:73
Wojtku S. – wybaczam Ci – tego meczu nie dało się inaczej opisać. Sam do tej pory jestem w wielkim szoku, co Dream Team zrobił w tym meczu. W starciu między DT 1992 – DT 2012 stawiam na oryginał, ale ekipa Daly’ego nigdy nie zrobiła czegoś takiego. W kolejnych meczach rywale Amerykanów będą trudniejsi, obrona nie będzie już tak dziurawa, jak ta nigeryjska, ale nikt nie uchroni się od deklasacji.
Owszem, w tym meczu spodziewałem się pogromu, ale myślałem, że podobnie jak z Tunezją Amerykanie wystartują wolno, rozpędzą się dopiero potem – ale oni postanowili rozstrzygnąć to już na początku.. współczuję Nigeryjczykom i nie będę się już nad nimi pastwił. Ike Diogu zdobył 27 punktów, 7 zbiórek, 11-17 z gry – ale kto o tym pamięta?
Nagrody dnia
MVP: Carmelo Anthony (USA) – 37 pkt, 13-16 FG, 10-12 3pt, 14 min (WOW)
Najlepszy przegrany: Ike Diogu (NGR) – 27 pkt, 7 zb, 11-17 FG (o nim się nie mówi tak często, ale swoje dziś zdobył)
Sixth-man: Carmelo Anthony (USA) – 37 pkt, 13-16 FG, 10-12 3pt, 14 min (WOW 2)
Nieenbiejowiec: Salah Mejri (TUN) – 19 pkt, 14 zb, 7 blk (Diogu już w NBA grał – a Mejri też zasługuje)
Punkty: Anthony (37)
Zbiórki: Mejri (14)
Asysty: Deron (11)
Przechwyty: Ben Romdhane, Garcia, Nielsen, Westbrook (3)
Bloki: Mejri (7)
Straty: Shved, Skinn (6)
3pt: Anthony (10)
FT: Jianlian (9)
Grupa A:
- USA 3-0
- Argentyna 2-1
- Francja 2-1
- Litwa 1-2
- Nigeria 1-2
- Tunezja 0-3
USA oczywiście dążą do wygrania grupy i tak też się najprawdopodobniej stanie. Kto jest zaskoczony?
Argentyńczycy dzięki małym punktom wyprzedzają Francję, ale trzeba pamiętać, że Trójkolorowi mają już za sobą mecz z Amerykanami, w przeciwieństwie do Argentyny. Francuzom zostały już tylko mecze z Tunezją i Nigerią, więc najprawdopodobniej to oni zajmą drugie miejsce w grupie.
Litwa wciąż ma taki sam bilans jak Nigeria, która grała już z USA, ale Afrykanie muszą zmierzyć się jeszcze z Francją i Argentyną, natomiast Litwini poza meczem z Amerykanami zagrają jeszcze z Tunezją, więc szanse na wyjście z grupy Nigerii są naprawdę małe. Ale – „dopóki piłka w grze”..
Grupa B:
- Rosja 3-0
- Hiszpania 3-0
- Brazylia 2-1
- Australia 1-2
- Wielka Brytania 0-3
- Chiny 0-3
Rzut Fridzona praktycznie wyrzucił Brazylijczyków z walki o pierwsze miejsce w grupie, które rozstrzygnie się najprawdopodobniej w bezpośrednim spotkaniu Hiszpania-Rosja – jedynych niepokonanych drużyn w gr. B. Ale może zaistnieć również sytuacja, w której Hiszpania pokona Rosję, przegrywając w ostatnim dniu z Brazylią (zakładam, że nie dojdzie do żadnej wpadki przeciwko drużynom z miejsc 4-6) – wtedy o rozstawieniu w ćwierćfinałach zadecydują małe punkty.
Australia dzięki zwycięstwu z Chinami jest coraz bliżej ćwierćfinału. Jeśli w następnym meczu pokona Wielką Brytanię, zapewni sobie awans i 1/4 finału z USA. Gospodarze jednak mogą wygrać dwa ostatnie mecze z nimi i Chinami i awansować. Ale jeśli Brytyjczycy wygraliby z Boomers, by potem przegrać z Chinami, 4. miejsce zajmie drużyna mająca najlepszy bilans małych punktów. Tu również w najlepszej sytuacji jest zespół Australii, który jako jedyny z tej trójki ma póki co dodatni bilans 'net points’.
dzięki i pozdro dla całej kolonii i Pani opiekunki;-) już myślałem ,że będzie FOCH!