Igrzyska Olimpijskie w Londynie dobiegły właśnie końca, zaczął się okres, który w starogrece nazywano Olimpiadą, w nowomowie sezonem ogórkowym, a fani NBA znają go jako Dog Days.
Jeżeli chodzi o NBA, to przed nami najbardziej niekoszykarski miesiąc, jaki można sobie wyobrazić. Oto moja pocztówka z wakacji.
W niedzielę po rewelacyjnym spotkaniu finałowym USA pokonało Hiszpanię. Wszystko już chyba o tym spotkaniu powiedziano, ja tylko słowem krótkiego komentarza – myślałem, że podopieczni Sergio Scariolo zostaną złamani troszkę wcześniej, ostatecznie stało się to dopiero w 38-39 minucie. Wielcy byli Kobe Bryant, Kevin Durant, LeBron James, Pau Gasol i JC Navarro. Ale to było już tak dawno.
Deron Williams zdążył już wrócić do swojej ojczyzny i wrzucić zdjęcie z…początku treningu przed nowym sezonem. KD wraz z Jamesem Hardenem wystąpili w talk-show bodajże Jimmy’ego Fallona, w którym pierwszy hipster NBA przyznał, że…tak naprawdę w ogóle nie obawiał się ostatnich minut meczu z Hiszpanią. Wymiana Lakers? „Spoko, dobrze dla nich.” Koszykarze wrzucili na luz, pora abyśmy my, fani NBA, też cieszyli się „naszymi wakacjami”.
Pora, aby wreszcie pobiec na najbliższe boisko asfaltowe albo coraz popularniejsze „Orliki” i przypomnieć swoim kolanom, co to znaczy dwutakt. Pora pójść spać o 23, wstać rześko o 8 rano, kupić jeszcze ciepłe bułki, popić mlekiem czekoladowym i delektować się tym, że wasze powieki nie są podkrążone i wyglądacie świeżo. Zabierzcie dziewczynę na spacer w niewiadomym kierunku, zadzwońcie do mamy i pomóżcie jej przy obiedzie. Pora przeżyć dzień bez Twittera, bez wchodzenia na strony o NBA. Fani NBA – mamy swój miesiąc.
Oczywiście nie mówię tu o celibacie, który pewnie zresztą nie jest możliwy. Reprezentacja Polski właśnie gra eliminacje do Eurobasketu, które raczej zakończą powodzeniem, chociaż występy takie jak wczoraj raczej odstraszają od TV, niż do niego przyciągają. Mamy natomiast czas na przeanalizowanie tego szalonego okresu transferowego, który za nami. Kluby zmienili Dwight Howard, Joe Johnson, Lamarr Odom, Ray Allen…a zresztą, sami wiecie. To czas na to, aby kalkulować, jak na tej całej karuzeli wyszły wasze drużyny, czas aby oswajać się z myślą, że LA Lakers to nowy „team skomasowanej nienawiści”, czas aby oswoić się, że trio John Wall-Bradley Beal-Jan Vesely już za dwa lata zapuka do Playoffs.
W tej chwili jednak zakończyła się najważniejsza impreza międzynarodowa w cyklu czteroletnim, sezon NBA dawno za nami, większość transferów, które miały się stać, już się stały. Następne granie spod znaku NBA dopiero w preaseaons, oni mają jeszcze okres treningowych.
Rok temu nie mieliśmy tego luksusu. Lockout szalał na dobre, coraz częściej niepokoiliśmy się, co dalej z sezonem. W tym roku jednak można swobodnie pomyśleć o plaży, zamiast z nostalgią wpatrywać się na loga na Waszych czapkach i sprzęcie do grania.
Przede wszystkim jednak, wyśpijcie się. Ja chyba już na stałe przestawiłem swój zegar biologiczny i robię ten wpis o 1 w nocy…Cóż, takie życie. Tym z Was, którzy jeszcze potrafią zasypiać o normalnej porze właśnie tego życzę, wysyłam Wam pocztówkę z koszykarskich wakacji i pamiętajcie…już w nocy z wtorku na środę (30 października) trzeba będzie nastawić budzik (czy też alarm) i zobaczyć, jak fani Miami Heat powitają Ray’a Allena.