Nie da się ukryć, że egzystencja Slam Dunk Contest jest dziś bliższa zakończeniu niż prawdziwemu rozkwitowi. Nie jest to wina tego, że przez prawie 30 edycji wykorzystano wszystkie możliwe kombinacje wsadów, bo co rusz streetballowi dunkerzy pokazują coś nowego co oglądałoby się na pewno przyjemniej niż szaleńcze loty nad Kevinem Hartem mierzącym 158 cm. W czym więc tkwi tak właściwie problem?
Sami dobrze pamiętacie Konkurs Wsadów 2012. Był on prawdopodobnie najgorszym widowiskiem całego All-Star Weekendu obok Rookie Challenge, które zamieniło się w przerzucanie piłki z jednej strony boiska na drugie i bardziej przypominało piłkę ręczną niż koszykówkę. Tylko czego tak naprawdę mieliśmy się spodziewać kiedy ktoś wybiera do tak elitarnego, efektownego i prestiżowego (już nie tak zresztą) konkursu Chase’a Budingera, który przez 3 lata obecności w lidze jedyne wsady jakie wykonywał amerykańscy komentatorzy określają jako „oburącz dla bezpieczeństwa”… Jakby tego było mało Chase zrobił kilkadziesiąt milionów kibiców oglądających ten konkurs na całym świecie w konia oszukując przy wsadzie z rzekomo zasłoniętymi oczami.
Mniejsza już o to co pokazał, bo na tle tego beznadziejnego konkursu i tak nie wypadł źle. Fakt jednak jest taki, że gdyby zrobiono ankietę wśród ekspertów czy kibiców NBA ex-gracz Houston pewnie nie otrzymałby nawet 1 głosu.
Po tym wprowadzeniu zdążyliście się pewnie zorientować o co mi chodzi. Obsada to podstawa. Duże nazwiska robią duży szum, ale jeśli już nie można ich namówić jest cała kolejka efektownych graczy, którzy zrobiliby na pewno większe show niż zawodnicy o powszechnej opinii „drewna”.
Można by pisać dużo o przeszłości. O tym, że od czasów Vince’a Cartera SDC tylko stopniowo staczał się na dno. Zwłaszcza w takich momentach gdy robiący fenomenalne dunki Andre Iguodala przegrywał z Nate’m Robinsonem tylko dlatego, że wokół tego drugiego zbudowano wielki „hype” ze względu na jego wzrost (możecie mieć inne zdanie, ale według mnie nie ma innego wytłumaczenia).
Ostatni konkurs ośmieszył też formułę głosowania kibiców kosztem tradycyjnych ocen sędziów. Taki system pokazał, że można wykonywać 2 nudne, rozczarowujące wsady, a i tak wygrać, bo ten jeden był całkiem wyjątkowy (co nie oznacza, że nie było w tym konkursie lepszych). Z drugiej strony sędziowie eliminacją DeRozana w 2011 roku też pokazali jak obiektywni być potrafią. Pisząc wcześniej o show nie miałem także na myśli gaszenia światła w hali czy przebierania się w budce telefonicznej, nie wspominając już o chórze i dantejskich scenach rozgrywających się nad maską samochodu sponsora. Takie rzeczy są ciekawe, ale dla amerykańskich grubasków oglądających kosza ten jeden raz w roku i zajadających popcorn przez całą transmisję.
Czy nie można oszczędzić sobie tej żenady, wyjść na parkiet i zrobić jakiś niepowtarzalny wsad? Czy jedynym sposobem na poderwanie publiczności w hali muszą być jakieś wygłupy maskujące brak pomysłu lub umiejętności na wykonanie czegoś niecodziennego?
Kiedyś Slam Dunk Contest był wielkim show (ze względu na poziom, a nie szopki), którego nie mógł przegapić każdy szanujący się kibic. Teraz ja sam zastanawiam się czy podczas ASW w Houston będzie sens tracić ponad 2 godziny życia by oglądać 10 rezerwowego Utah Jazz przeskakującego gościa o wzroście Neandertalczyka.
Chciałem wam jednak pokazać, że winę za poziom ponoszą tylko i wyłącznie organizatorzy, którzy od wielu lat po prostu fatalnie selekcjonują bądź negocjują z zawodnikami, którzy nawet bez specjalnego przygotowania byliby w stanie pokazać coś co elektryzowałoby fanów kosza na całym świecie. Oto moja lista graczy, którzy mogliby uratować umierający Konkurs Wsadów.
1. John Wall 6’4 (Washington Wizards)
W zeszłym sezonie to Wall był autorem najlepszego wsadu podczas Weekendu Gwiazd. Wykonał go w piątek, podczas Rookie Challenge (Shaq vs Chuck) ośmieszając jak się okazało wszystkich późniejszych uczestników sobotniego eventu. Jest młody, popularny i z pewnością nie odrzuciłby oferty związanej z udziałem w SDC. W lidze też niejednokrotnie pokazywał paczki na najwyższym poziomie.
2. LeBron James 6’8 (Miami Heat)
Trzykrotnego MVP umieściłem za Wallem tylko z powodu na mniejsze prawdopodobieństwo przyjęcia przez niego kolejnej zresztą oferty. W 2004 roku James miał wystąpić w Konkursie Wsadów jednak jego plany pokrzyżowała kontuzja kostki. LBJ stworzyłby wielkie show samą swoją obecnością, a wsady? Przecież ma tak bogaty arsenał, że nie musiałby tracić zbyt wiele czasu na przygotowania. Slam Dunk Contest potrzebuje wreszcie wielkiego gwiazdora, który ożywi ten konkurs na nowo.
3. Dwyane Wade 6’4 (Miami Heat)
Paczki Wade’a od lat znadują się w czołówce wszelkich notowań. Podobnie jak w przypadku LeBrona nie trzeba nikogo przekonywać, że bez większego przygotowania byłoby go stać na coś bardzo interesującego. Występ Flasha jest jednak jeszcze mniej prawdopodobny niż jego młodszego kolegi. Po pierwsze D-Wade nie będzie chciał raczej ryzykować żadnego urazu, a po drugie wątpię by przystał na ewentualną rywalizację z LBJ’em (i odwrotnie). W każdym bądź razie i tak czy tak jest jednym z najlepszych dunkerów ligi i NBA mogłaby wreszcie zainwestować w solidnego negocjatora, który przekonałby go po 10 latach od rozpoczęcia kariery do występu.
4. Russell Westbrook 6’3 (Oklahoma City Thunder)
Nie lubię Westbrooka, ale jego „winda” to coś absolutnie nieziemskiego. Gość kiedy tylko ma przed sobą wolną przestrzeń i wyskakuje w górę wygląda jakby za moment miał wyfrunąć dachem hali. Poza samym wyskokiem umie też wymyślić coś ciekawego w powietrzu. Podejrzewam, że podobnie jak Wall skusiłby się na udział i podobnie zresztą przyciągnąłby sporą rzeszę zainteresowanych fanów.
5. Rudy Gay 6’8 (Memphis Grizzlies)
W 2008 roku rozczarował podczas Slam Dunk Contest chyba nawet samego siebie. W 2009 roku w „odkupieniu win” przeszkodziła mu kontuzja i od tego czasu pozostał już z łatką fenomenalnego dunkera, ale tylko w trakcie spotkań. Kolejna okazja byłaby z pewnością ostatnią i może właśnie dlatego zmobilizowałby się na pokazanie wszystkie najlepszego co potrafi. Zwłaszcza gdyby musiał rywalizować z takimi gwiazdami jak choćby LeBron James. A przecież nie raz udowadniał, że mało kto umie zapakować tak jak on.
6. Blake Grffin 6’10 (Los Angeles Clippers)
Do powrotu Griffina pewnie zbyt szybko nie dojdzie (jeśli w ogóle), ale nie mam wątpliwości, że ma on do zaoferowania zdecydowanie więcej niż zdążył pokazać. W 2011 roku narobił ogromnego szumu – samą swoją obecnością. Jeszcze większym echem odbił się jego ostatni dunk. Cóż, ciekawe czy gdyby przeskakiwał kosz na śmieci, z którego wystawałaby głowa Barona Davisa też ludzie (czy też przyjaciele KIA Motors) mówiliby o „najlepszym wsadzie w historii”. Poziom trudności z pewnością byłby porównywalny. Teraz ekscytacja jego występem byłaby pewnie mniejsza – może i dobrze, bo zamiast chóru przyprowadziłby ze sobą kilka pomysłów, które zapadłyby w naszej pamięci na długo.
7. DeMar DeRozan 6’7 (Toronto Raptors)
Brał udział w konkursie wsadów dwukrotnie i ani razu nie rozczarował. Czemu więc nie miałby zasługiwać na kolejną szansę? Według wielu to on powinien wygrać w 2011 roku, bo nie ulega wątpliwości, że jego wsady były wówczas technicznie niemal perfekcyjne. Wielka szkoda, że nie wszedł wtedy do finału, bo na pewno kolejne 2 wsady byłyby nie gorsze. Może ujawni je już podczas przyszłorocznej edycji?
8. Paul George 6’8 (Indiana Pacers)
To niebywałe jaką metamorfozę przeszedł George w trakcie swojego drugiego sezonu w NBA. Jeśli wejdzie z biegiem czasu na jeszcze wyższy poziom gry jego paczki mogą być kiedyś nieodłączną atrakcją Meczu Gwiazd. Póki co miał okazję pokazać się w ubiegłym sezonie. Tylko chyba niepotrzebnie kazał zgasić światło w Amway Center, bo ludzie nie mogli tak naprawdę zobaczyć jak dobry był tamten wsad. Co prawda zadunkowanie nad Roy’em Hibbertem też okazało się mniej wartościowe niż wsad nad Kevinem Hartem. Wrażenie jakie pozostawił nazwałbym mieszanym. Z jednej strony zaprezentował się solidnie, z drugiej stać go na pewno na zdecydowanie więcej. Może dostanie kolejną szansę i wykorzysta ją lepiej?
9. Derrick Rose 6’3 (Chicago Bulls)
Rose’a umieściłem tak daleko tylko ze względu na jego kontuzję. Wiadomo, że niestety nie zobaczymy go w przyszłorocznym Meczu Gwiazd, ale kiedy powróci do pełnej sprawności i dawnej formy nadal będzie tak samo ekscytującym graczem. Oby tak faktycznie się stało. Wówczas D-Rose stałby się prawdopodobnie jednym z głównych punktów zainteresowania panów wybierających zawodników do Slam Dunk Contest. Wyobrażacie sobie w przyszłości jego pojedynek z Westbrookiem?
10. Iman Shumpert 6’4 (New York Knicks)
Iman miał wystąpić w ostatnim SDC jednak z udziału wykluczyła go kontuzja. A szkoda, bo być może zmieniłby oblicze tego konkursu. Chłopak potrafi sporo. Kilkakrotnie próbując wykonywać efektowne dunki w trakcie spotkań równie efektownie pudłował, ale chciałbym zobaczyć kogoś z taką odwagą kto z pewnością zaryzykowałby pokazanie czegoś ciekawego. Kiedy powróci do zdrowia powinien szybko o sobie przypomnieć.
Na koniec zasmucę was. Za rok jeśli w ogóle odbędzie się Slam Dunk Contest zapewne nie zobaczymy tam nikogo z powyższej listy. Znając realia zobaczymy za to wielki powrót Chase’a Budingera, już bez opaski albo wielkie starcie Glen „Big Baby” Davis vs Eddy „Big Mac” Curry.
A jaka jest wasza dziesiątka?
D-Rose i D-Wade odpadaja ze wzgledu na trwajaca rehabilitacje i raczej nie zgodza sie na konkurs.
Co do kandydatow, mysle ze trzeba dodac jeszcze dwoch z samej „czolowki” ligi, a mianowicie (tutaj najpierw sprawdzilem czy sa w ogole w lidze, okazuje sie, ze tylko jeden White jest – James). Terrico pojechal do Europy, a szkoda:
http://www.youtube.com/watch?v=PWnW7DS-kCY
Natomiast James White, ktory juz sil probowal w lidze, znow wraca i poraz kolejny bedzie chcial sie przebic do konkursu. Na pewno niektorzy czytelnicy go znaja, specjalizuje sie we FT dunks.
http://www.youtube.com/watch?v=R8yHQ15TdHU
Polecam zmiane cyferek na 2, 3 i 4. Cholera, takich powtorek brakowalo nawet na zeszlorocznym konkursie w NBA.
Z wymienionych kandydatow nie liczylbym na Iguodale po tym jak go „oszukali” (zbyt lagodne slowo), zgadzam sie w 100% z autorem. Nie liczylbym tez na Derozana, z podobnego wzgledu. A szkoda – oni na pewno by nie zawiedli, jesli chodzi o show.
Najbardziej prawdopodobna jest obecnosc Shumperta (aczkolwiek nie jestem pewien czy jest juz w 100% zdrowy), Westbrooka i Walla. No…moze George tez sie skusi.
Jakis czas temu czytalem artykul o tym, ze szef jednej ze stacji TV zaproponowal 1 milion dolarow dla zwyciezcy, wtedy LBJ przebakiwal cos w stylu: „Damn, I’d go for it, wouldn’t you?”. Mysle, ze staly bywalec J.R. Smith tez by sie skusil, bardziej ze wzgledu na kase a nie prestiz i trofeum.
Niemniej jednak, ze smutkiem, musze sie zgodzic, ze SDC to juz nie to samo co kiedys. Duzo wiekszy hype, wg mnie, ma Sprite SDC ze street dunkerami.
Zamiast budingera wolałbym już jakiegoś przeciętnego Centra który za przeproszeniem „pierdolnie ” Power Dunka bez żadnych wygibasów i to na mnie zrobi większe wrażenie , a takich w lidze na pewno jest kilku.
Co do 10 to mniej więcej tak
1. Gerald Green ( jeden z najlepszych dunkerów w lidze, na pewno skusiłby się kolejny raz)
2. Blake ( mimo że go nie lubie , dunkerem jest świetnym a ma też plame do zmazania)
3. J.R. Smith ( dobry dunker, kolejna okazja do pokazania się )
4 Iggy ( uwielbiam jego dunki)
5 P. George ( patrz pkt. 4)
6. Taj Gibson ( Fajnie sie ogląda jego wsady nad kimś a czy był by efektowny? na pewno nie mniej niż budinger)
7. Stromile Swift ( w ramach marzeń i cofnięcia się 10 lat wstecz)
8 Howard ( ciągle jeden z lepszych dunkerów w lidze )
9 . Vince ( na pewno ciągle nie gorszy od zawodników z 2012 r )
10. Lbj, wade, rose, westbrook, wall czyli gwiazdy ligi które moim zdaniem nie wystąpia w SDC
Zamiast kontuzjowanych D-Wade i D-Rose dodałbym Superman’a i … a co mi tam : Javale McGee ;) co do reszty kandydatów nie mam zastrzeżeń :)
Aha, koniecznie tez musza zmienic format SDC. Powrot do 8 zawodnikow to jest to co mi sie marzy!
Od czasów VC Slam Dunk leciał na dno, Slam dunk leciał na dno po porażce J-Richa w 2004, w 2005 było jeszcze nawet dobrze, później rzeczy szły tylko gorzej i gorzej :P
Ogólnie to cały ASW schodzi na psy…. Obejrzyjcie sobie jak wyglądał Mecz Gwiazd z 92 roku – pożegnalny występ Magic Johnsona, tam było miejsce na ładne i spektakularne akcje, ale też był twarda obrona, podwajanie, faule.
Na ostatnim meczu gwiazd Blake Griffin pytał z niedowierzeniem: „Podwajacie mnie? Serio? na meczu gwiazd mnie podwajacie?”
To po cześci oddaje jakość ostatnich „show”. Notabene tytuł SDC z 2011 według mnie przyznany totalnie niesłusznie, bo Griffin nic ciekawego nie pokazał. Dunk Vince Cartera z ręka po łokieć w koszu i przeskoczenie samochodu – bardziej widowiskowe niż dobre jakościowo….
Rokrocznie mówię sobie że szkoda czasu na Weekend Gwiazd i może qw tym roku go sobię odpuszczę. Ale cały czas, będąc bardzo naiwym, wierzę że może w końcu jakość tej imprezy się poprawi.
juz tak zeby nie szkalowac to Evans akurat calkiem ciekawe wsady pokazal na tle tej calej zenady a wiemy,ze potrafi jeszcze lepsze jak chociazby ten z pre nad Turiafem. Do listy dopisalbym James’a White’a. Mniej wiecej od czasu okradzenia AI9 ze zwyciestwa poziom spadal a kulminacyjnym momentem przeobrazenia sie tego zacnego konkursu w zwykly cyrk ze skaczacymi małpkami bylo pajacowanie Howarda w pelerynkach, obcuslych wdziankach.. :]