Michał dzisiaj pisał o tym, że Orlando Magic są gotowi przekazać nr 12 następnemu graczowi, co sugeruje że mocno spadła szansa na powieszenie jego koszulki pod kopułą Amway Center. Czy Dwight, ale także LeBron James i Carmelo Anthony zasłużyli na takie wyróżnienie w swoich poprzednich klubach?
Decyzja, MeloDrama i Dwightmare
Zacznijmy od tego, że całą trójkę wiele łączy. Przede wszystkim są absolutną czołówką NBA. LeBron James jest najbardziej uniwersalnym i kompletnym zawodnikiem. Na boisku potrafi wszystko, a to jak wiele znaczył dla Cleveland Cavaliers widać było już w pierwszym sezonie po jego odejściu. Carmelo Anthony nie ma sobie równych jeżeli chodzi o punktowanie – potrafi to robić z każdej pozycji i przeciwko każdemu rywalowi. Dwight Howard w końcu jest największym podkoszowym dominatorem przełomu dekad.
Gwiazdorów łączy jednak także coś innego. Każdy rozstał się ze swoim klubem w atmosferze skandalu. Losy ich transferów najpierw śledzono z wypiekami na twarzy, a potem albo był medialny cyrk (The Decision), albo przeraźliwie długie przepychanki na linii zawodnik – zarząd – inne kluby. Ostatecznie każdy z nich opuścił swój klub ku frustracji miejscowych kibiców.
Carmelo Anthony i Denver Nuggets
Z całej trójki mimo wszystko najszybciej o ucieczce lidera zapominają Denver Nuggets. Wszystko dzięki temu, że handlujący z nimi New York Knicks oddali naprawdę wiele. 21 lutego ubiegłego roku z Big Apple przyszli Wilson Chandler, Raymond Felton, Danilo Gallinari, Timofey Mozgov, pierwszorundowy wybór Knicks z draftu 2014, dwa wybory z drugiej rundy (2012 i 2013) Warriors i 3 mln $ w gotówce. Z Melo do NYK trafił jeszcze Chauncey Billups, ale w ostatecznym rozrachunku Nuggets nie stracili zbyt wiele, a oczyścili atmosferę i są teraz groźni dla wszystkich.
Jak przez 8 lat w Denver prezentował się Anthony? Tak jak na czołowy wybór draftu przystało. Wybrany z nr 3 (za Jamesem i … Darko Miliciciem) skrzydłowy zdobywał w Mile High City średnio 24.89 ppg, 6.38 rpg i 3.09 apg.
Już w szóstym meczu w karierze osiągnął granicę 30 zdobytych punktów (7 listopada 2003 przeciwko Los Angeles Clippers) i stał się jednocześnie drugim najmłodszym graczem który tego osiągnął (za Kobe Bryantem). Ostatecznie udany sezon zakończył na drugim miejscu w głosowaniu do nagrody Rookie of The Year, a Nuggets dotarli do playoff gdzie wyliminowali ich Timberwolves.
Po dwóch kolejnych sezonach, w których Denver odpadało już w pierwszej rundzie wciąż było widać progres Melo. To sprawiło, że zarząd postanowił go nagrodzić kontraktem opiewającym na zawrotne 80 mln $.
Sezon 2006/2007 to rollercoaster. Z jednej strony serie niesamowitych występów, w których Carmelo rzucał po minimum 30 punktów. Z drugiej niesławna bijatyka z Knicks i 15 spotkań zawieszenia. Dodatkowo Nuggets w wymianie pozyskali Allena Iversona co w zamyśle miało im dać duet najlepszych strzelców ligi. Poza tym w tych rozgrywkach Anthony zdobył swoje pierwsze triple-double (31 punktów, 10 zbiórek i 10 asyst, w przegranym 113-108 meczu z Phoenix Suns), zadebiutował w Meczu Gwiazd i został drugim strzelcem ligi ze średnią 28.6 ppg (za Bryantem).
Kolejny sezon to przede wszystkim 49 oczek rzuconych przeciwko Washington Wizards i kolejna porażka w pierwszej rundzie Playoff (z Lakers). W rozgrywkach 2008/2009 Iverson został wymieniony na Chauncey’a Billupsa. Carmelo postanowił to uczcić ustanawiając nowy rekord ligi rzucając 33 punkty w samej trzeciek kwarcie meczu z Timberwolves. Dołożenie wartościowego rozgrywającego w końcu zaowocowało awansem do drugiej rundy (po wyeliminowaniu Hornets), a następnie po ograniu Mavericks przegranego z Lakers finału zachodu.
W następnym sezonie prowadzeni przez Melo Nuggets uzyskali najlepszy bilans w historii klubu (53-29). Indywidualne popisy skrzydłowego jednak na nic się nie zdały, bo w Playoff ekipę z Denver odprawili Utah Jazz. Ostatnim osiągnięciem Anthony’ego w Denver przed transferem do Nowego Jorku było zebranie 22 piłek przeciwko Suns.
LeBron James i Cleveland Cavaliers
Jeżeli 8 lat Melo w Denver nie zrobiło na Was wrażenia to siedmioletni pobyt LeBrona Jamesa w Cleveland musi. Już pierwsza sprawa – jego statystki z gry w Cavs rzucają na kolana: 27.84 ppg, 7.07 rpg i 6.96 apg. A liczby to jeszcze nie wszystko bo choć LBJ nie był w stanie zdobyć tytułu w Ohio to bez niego drużyna miałaby z pewnością problemy z choćby awansami do playoff.
Już pierwszy występ w Cavs pokazał, że James jest graczem jakiego nie było na parkietach ligi. Rzucił 25 punktów ustanawiając rekord dla gracza wprost ze szkoły średniej, dołożył 9 zbiórek i 6 asyst pokazując, że jest już gotowy do walki z najlepszymi. Później w trakcie sezonu ustanowił rekord stając się najmłodszym graczem, który przekroczył barierę 40 zdobytych punktów w jednym meczu (41 pkt vs Nets). Został wybrany Rookie of The Year. Jego statystki (20.9 ppg, 5.9 apg, i 5.5 rpg) stawiały go na równi jedynie z takimi graczami jak Oscar Robertson i Michael Jordan w ich debiutanckich rozgrywkach (później do tego grona dołączył Tyreke Evans). Cleveland ostatecznie zanotowali progres o 18 wygranych, ale nie udało im się dostać do playoff.
W kolejnych rozgrywkach James ugruntował swoją pozycję jako lider zespołu. 19 stycznia zanotował pierwsze w karierze triple-double stając się jednocześnie najmłodszym gracze w historii, który tego dokonał. Boiskowe wyczyny zaowocowały wyborem do Meczu Gwiazd. 20 marca w meczu przeciwko Raptors ustanowił nowy rekord Cavaliers rzucając 56 punktów. Ostatecznie zapisał się w księgach także jako najmłodszy członek All-NBA Team (drugi skład), ale Cavs z bilansem 42-40 ponownie nie zakwalifikowali się do rozgrywek postseason.
Sezon 2005/2006 to na stałe dołączenie do absolutnej elity NBA. W wieku niewiele ponad 21 lat LeBron został MVP Meczu Gwiazd (rekord). W trakcie sezonu zanotował serię 9 spotkań z rzędu, w których rzucał 35 lub więcej punktów – takim osiągnięciem mogą się pochwalić jeszcze tylko Michael Jordan i Kobe Bryant. Niesamowity sezon zakończył ze średnimi na poziomie 31.4 ppg, 7.0 rpg, i 6.6 apg. Dodatkowo był mocnym kandydatem w wyścigu po nagrodę MVP sezonu, ale ostatecznie pokonał go Steve Nash. Na osłodę pozostał mu pierwszy awans Cavaliers do playoff od 1998 roku.
Jak zadebiutował w Playoff? Całkiem nieźle: 32 punkty, 11 zbiórek i 11 asyst przeciwko Wizards. Poza nim triple-double w debiucie w PO zanotowali jeszcze tylko Johnny McCarty i Magic Johnson. Po ograniu Waszyngtonu na drodze do dalszych sukcesów stanęli piekielnie silni Detroit Pistons, którzy ostatecznie odprawili Cavs z kwitkiem.
Fantastyczna gra zaowocowała przedłużeniem umowy na kolejne 3 lata (z opcją zawodnika na przedłużenie o kolejny rok) za około 60 mln $. James nie podpisał maksymalnej umowy pozostawiając sobie furtkę do takowej po rozgrywkach 2009/2010 lub ewentualnie dając sobie możliwość do stania się wtedy wolnym graczem.
W kolejnym sezonie Cavs wciąż nie zwalniali. Zanotowali 50 wygranych w sezonie zasadniczym i z drugiego miejsca awansowali do playoff. Błyskawicznie uporali się z Wizards by w kolejnej rundzie w sześciu spotkaniach ograć Nets. W finale Wschodu zmierzyli się z zeszłorocznymi pogromcami z Detroit. Tłoki szybko wyszły na prowadzenie 2-0, ale prowadzeni przez LBJ Cavs wyrównali stan rywalizacji. Mecz nr 5 był prawdziwym popisem Jamesa. Zdobył 48 punktów na skuteczności 54.5 % z gry. Dołożył 9 zbiórek i 7 asyst, ale przede wszystkim zdobył ostatnie 29 z 30 punktów zespołu – w tym zwycięskie po wejściu pod kosz. Cleveland wygrali serię, ale w wielkim finale nie stawili oporu San Antonio Spurs przegrywając do zera.
W następny sezonie James ustanowił serię kolejnych rekordów. Na wspomnienie zasłużyło zwłaszcza 7 triple-double, które postawiło go w szeregu z takimi graczami jak Robertson i Johnson. 27 lutego stał się najmłodszym graczem, który osiągnął barierę 10 tysięcy zdobytych punktów. Dokonał tego w wieku zaledwie 23 lat i 59 dni. 5 marca przeciwko Knicks wykręcił niesamowite 50 pkt, 10 ast i 8 zb stając się pierwszym graczem od czasu fuzji z ABA, który rzucił minimum 50 punktów i dołożył 10 asyst. Zaledwie 15 dni później wyprzedził Brada Doughterty’ego na liście najlepszych strzelców w historii Cavaliers. Świetna gra Jamesa nie przekładała się jednak na wyniki zespołu. Do Playoff Cavs weszli z zaledwie czwartym wynikiem na wschodzie i mieli ponownie zmierzyć się z Wizards. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem DeShawn Stevenson podgrzał atmosferę nazywając LeBrona „przecenionym” (ang. overrated). Lider Cleveland opowiedział, że nie ma zamiaru wdawać się w polemikę bo to byłoby jak odpowiadanie Jay’a-Z na uwagi Soulja Boy’a. Ostatecznie Cavs wygrali tę serię, ale w kolejnej rundzie odpadli z późniejszymi mistrzami z Bostonu.
W następnych rozgrywkach James pokazał, że nie tylko jest bodaj najlepszym zawodnikiem na atakowanej połowie, ale również czołowym obrońcą. Zanotował 93 bloki i wylądował na drugim miejscu w głosowaniu na najlepszego obrońcę sezonu (za Dwightem Howardem). W sezonie 2008/2009 stał się 5-tym graczem ligi, który w jednym sezonie przewodził w swoim zespole w minimum pięciu kategoriach statystycznych (punkty, zbiórki, asysty, bloki i przechwyty). Nic dziwnego, że LBJ otrzymał tytuł MVP rozgrywek. Świetnie grający Cavs wygrali 66 spotkań w sezonie zasadniczym i wydawało się, że to jest rok, w którym muszą zdobyć tytuł. Pierwsze dwie rundy PO były stosunkowo proste. Dwa sweepy (Pistons i Hawks) stawiły ich w roli zdecydowanych faworytów przed serią z Orlando Magic. Prowadzeni przez Howarda gracze byli jednak górą, a James opuścił parkiet wściekły nie gratulując rywalom wygranej.
Przed kolejnym sezonem Cavs wzmocnili się pod koszem dodając do składu Shaquille’a O’Neala i Antawna Jamisona. Drugi rok z rzędu osiągnęli najlepszy bilans w lidze. James kolejny raz pokazywał klasę. W meczu przeciwko Nuggets zanotował 43 punkty, 13 zbiórek, 15 asyst, 2 przechwyty i 4 bloki. Później przeszedł do historii jak najmłodszy gracz, który osiągnął granicę 15 tys. zdobytych punktów i drugi raz z rzędu został MVP sezonu. W pierwszej rundzie playoff Cavs uporali się z Bulls, ale w drugiej odpadli po walce z Celtics. LeBron został bardzo mocno skrytykowany zwłaszcza za słabą grę w meczu nr 5. Jak się okazało szósty mecz tej serii był dla niego ostatnim w barwach Cavaliers.
Dwight Howard i Orlando Magic
Najmłodszy z grona gwiazd, 26-letni Howard jeszcze niedawno był uwielbiany w Orlando. W pojedynkę łatał dziury w obronie i był graczem, którego pod koszem można było powstrzymać tylko twardym faulem. W czasie 8 sezonów w Orlando notował 18.4 ppg, 12.9 rpg i 2.2 bpg. Do drużyny z Orlando trafił z pierwszym numerem draftu 2004 bezpośrednio ze szkoły średniej. Od razu zaczęto go porównywać z Shaquillem O’Nealem – jak się później okazało, w 2012 roku znów miał podążyć jego śladami.
Howard w NBA postanowił grać z nr 12 by uhonorować w ten sposób swojego idola z dzieciństwa – Kevin Garnetta (grał z odwróconym numere #21 KG z czasów Timberwolves). Trafił do zespołu, który nie dość że w poprzednich rozgrywkach wygrał zaledwie 21 spotkań, to jeszcze stracił największą gwiazdę – Tracy’ego McGrady’ego. W pierwszym sezonie Howard średnio notował 12.0 ppg i 10.0 rpg stając się najmłodszym graczem w historii ligi, który na przestrzeni całych rozgrywek średnio notował double-double. Mimo tego, nie został najlepszym debiutantem roku ustępując Emece Okaforowi i Benowi Gordonowi.
W czasie przerwy między sezonami Dwight mocno pracował z Brianem Hillem, który stwierdził że młody gracz powinien przybrać na masie mięśniowej i zacząć grać jako środkowy. Ciężka praca na siłowni zaowocowała dodatkowymi 10 kg i sylwetką zdecydowanie bliższą tej, którą znamy obecnie. Howard był jednocześnie motywowany do nauki zagrań typowych dla centrów, a jego szybkie postępy zaowocowały kolejnym rekordem – 15 listapada 2005 roku rzucił 21 punktów i zebrał 20 piłek stając się najmłodszym graczem z takim osiągnięciem. 15 kwietnia poprawił ten wynik notując 28 punktów i 26 zbiórek przeciwko 76ers. Mimo postępów w grze Dwighta, Magic znów nie udało się zakwalifikować do playoff.
W trzecim sezonie w lidze po raz pierwszym został wybrany do Meczu Gwiazd. Howard dwukrotnie w czasie sezonu poprawił swój rekord zdobytych punktów (najpierw 32, a potem 35). Magic w końcu udało się awansować do PO dzięki zajęciu ósmego miejsca w konferencji wschodniej. Największy sukces od 2003 roku szybko został przyćmiony przez Pistons, którzy gładko odprawili Orlando już w pierwszej rundzie. Dla Dwighta ten sezon był dodatkowo ważny ponieważ został liderem ligi pod względem ilości zbiórek na spotkanie.
Sezon 2007/2008 DH zakończył z 69 double-double. Od tych rozgrywek można go było nazwać oficjalnie dominatorem. W czasie weekendu gwiazd wygrał konkurs wsadów, a przyczepiona do niebieskiego stroju Magic peleryna dała mu pseudonim Supermana (poprzednio używał jej O’Neal). Magic wygrali mistrzostwo dywizji i po raz drugi z rzędu awansowali do playoff. W pierwszej rundzie Orlando uporało się z Raptors, a Howard w pojedynkę miał więcej zbiórek niż cała drużyna z Toronto. W kolejnej rundzie wyeliminowali ich jednak Pistons. Na pocieszenie DH12 po raz pierwszy trafił do pierwszej piątki ligi i drugiego składu najlepszych obrońców.
W rozgrywakch 2008/2009 Howard osiągnął pierwsze w karierze triple-double (30 punktów, 19 zbiórek i 10 bloków). Prowadzeni przez niego Magic osiągnęli trzeci najlepszy bilans na wschodzie, a sam Dwight został najmłodszym zdobywcą nagrody dla najlepszego obrońcę sezonu. W playoff drużyna z Florydy rozpoczęła od serii z 76ers. Pomimo problemów zdrowotnych Jameera Nelsona udało im się awansować. W kolejnej rundzie czekali Boston Cetlics. Orlando uporało się i z tą przeszkodą, ale zaczęły się tarcia na linii Dwight – trener Stan Van Gundy. Środkowy w rozmowie z mediami skrytykował taktykę szkoleniowca i domagał się większej liczby piłek pod kosz. W finale konferencji Magic ograli Cavaliers, a w decydującym spotkaniu DH zanotował rekordowe 40 punktów. W pierwszym finale od 14 lat Orlando miało się zmierzyć z Los Angeles Lakers. Po trzech spotkaniach prowadzili LAL. Pomimo 16 punktów, 21 zbiórek i rekordowych 9 bloków Howarda Magic nie obronili własnego parkietu i w kolejnym spotkaniu Lakers zostali mistrzami.
Przed kolejnym sezonem DH w Orlando dokonano poważnej zmiany zamieniając Hedo Turkoglu na Vince’a Cartera. Magic dobrze zaczęli sezon wygrywając w 17 z pierwszych 21 spotkań. Howard dwukrotnie zostawał graczem miesiąca, a później po raz kolejny trafil do meczu gwiazd. Orlando wygrało ostatecznie 59 spotkań i po raz trzeci z rzędu zwyciężyło w swojej dywizji. Dwight drugi raz został uhonorowany tytułem DPOY i został pierwszym graczem w historii NBA, który przez dwa kolejne sezony prowadził w statystyce zbiórek i bloków. W playoff zespół Stana Van Gundy’ego łatwo uporał się z Bobcats i Hawks, ale nie sprostał Boston Celtics.
Kolejne sezony i brak poważnych wzmocnień sprawiły, że Magic zaczęli osuwać się w przeciętność. Co prawda ponownie spokojnie awansowali do playoff, ale mimo wysiłków DH12 tym razem drużyna z Atlanty okazała się zbyt silna. Frustracja Howarda zaczęła narastać, co można było zaobserwować po ilości przewinień technicznych jakie otrzymywał.
Niedługo po zakończeniu lockoutu i rozpoczęciu sezonu 2011/2012 Howard publicznie zażądał wymiany do Nets, Mavericks lub Lakers. Pomimo licznych plotek ustanowił jeszcze dwa rekordy w barwach Magic. W meczu przeciwko Warriors stanął na linii rzutów wolnych rekordowe 39 razy (GSW faulowali celowo wiedząc o słabej skuteczność DH z linii). Ostatecznie zawody zakończył z 45 punktami i 23 zbiórkami. 24 stycznia został najskuteczniejszym graczem w historii organizacji bijąc rekord Nicka Andersona.
Zaskakująco dzień przed zakończeniem okienka transferowego zrzekł się prawa do wcześniejszego zakończenia umowy i stwierdził, że chce pozostać w Orlando przynajmniej na jeden dodatkowo sezon. Jak zakończyła się ta historia już wiemy.
Czy zasłużyli na zastrzeżenie numerów?
Paradoksalnie, gracz co do którego nie mam żadnych wątpliwości – LeBron James – może mieć z tym najwięcej problemów. Furia fanów Cavs po jego odejściu była niesamowita. Mocno ucierpiało także ego właściciela klubu, Dana Gilberta. Duże kłopoty będzie miał także Howard, którego numer od razu stał się dostępny po przeprowadzce do Lakers. Carmelo w końcu może skorzystać z upływu czasu i z tego, że Nuggets nawet po jego odejściu pozostali mocni, ale najbardziej zagorzali kibice z Denver nie zapomną tak łatwo o MeloDramie.
Podsumowując, moim skromnym zdaniem, każdy z tych graczy zasłużył na taki zaszczyt. Sposób w jaki opuścili swoje kluby może jednak im to uniemożliwić, albo przynajmniej mocno odciągnąć to w czasie. W przypadku Jamesa i Howarda możliwe jest, że stanie się tak dopiero po zmianie kierownictwa.
A jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
Myślę, że wszyscy zostaną zastrzeżeni, ale trochę potrwa zanim się tego doczekamy. Za 10 lat ten żal, który jest teraz powinien trochę opaść, do tego czasu sporo się na pewno zmieni i wtedy nikt raczej nie będzie miał wątpliwości.
Zgodzę się z przedmowcą, jednak w mojej opinii James zrobiła dla Cleveland tak dużo, że już teraz numer powinien zostać zastrzeżony. Tak się jednak nie stanie, ale może to i dobrze? Chyba fajnie też będzie dla samego Lebrona, jeśli juz po zakończeniu kariery będą na niego spływały tego typu splendory. p.s. Melo w Nuggets bym nie zastrzegł :)
żadnego bym nie zastrzegł. Nikt nie wygrał mistrzostwa i każdy olał klub.
Dla mnie całe to zastrzeżenie numerów to lipa i niepotrzebna zabawa, za 100lat będą musieli biegać bez numerów lub z trzy cyfrowymi po parkiecie.
Dlatego jestem zwolennikiem zastrzegania tylko i wyłącznie zawodników wybitnych dla danej organizacji. Żaden z tej trójki moim zdaniem nie zasłużył na ten zaszczyt.
Dla mnie zastrzec numer można zawodnika który gra w klubie przez prawie cała karierę nie koniecznie na super wysokim poziomie, nie odchodzi do drużyny rywali, pokazuje jakieś przywiązanie do klubu, miasta, kibiców. Dlatego nie uważam, że należą im się zastrzeżone numery tak samo nie uważam, że Shaq powinien mieć swój zastrzeżony trykot w LA Lakers nawet przez pryzmat jego osiągnięć ja zdecydowanie wolał bym np. zastrzeżenie trykotu Fisha
jeśli three-peat to dla ciebie za mało to czego ty oczekujesz? Shaq dał LAL trzy tytuły, a kwestia odejścia to temat na dłuższą dyskusję jak w każdym zresztą przypadku.
Ci trzej dla mnie nie zasługują na żaden zastrzegający wyjątek tylko na czarną listę swoich dawnych kibiców z popszedniego klubu.
z tej całej trójki to myślę, że James może się doczekać ale w Miami bądź Howard w LA jak dobrze potoczy się jego kariera pod względem sukcesów zespołu. Poprzednie kluby tych zawodników nie powinny moim zdaniem nawet pomyśleć o tym. Fakt faktem cała trójka zrobiła sporo dla swoich poprzednich organizacji ale dopiero teraz mogą stać się wybitnymi zawodnikami w nowych klubach. Ps. Melo jak tak dalej potoczy się jego kariera to chyba w ogóle nie zasłuży na zastrzeżenie swojego nr ;P
Jamesa numer powinni zastrzec niezaprzeczalnie. Najlepszy koszykarz w historii klubu, najlepsze lata w historii klubu, kogo innego niby numer mieli by zastrzec? I za 50 lat mogą nie doczekać kogoś tak dobrego jak był LeBron. Howard imo także zasłużył, bo tylko Shaq miał porównywalne wpływy na Orlando, ale grał także dwa razy krócej w ich barwach. Anthony nie zasługuje, jest bardzo przecenianym zawodnikiem.