Steve Kerr nigdy nie był graczem, o którym mówiło się ze specjalnym podekscytowaniem. Bardzo solidny obrońca, który w mistrzowskich Bykach miał rolę podobną do tej jaką do niedawna w Lakers pełnił Derek Fisher. Był spoiwem i graczem, który świetnie odnajdywał się w cieniu lepszych kolegów.
Większość z nas z pewnością zapamięta go zwłaszcza z celnych, decydujących rzutów w końcówkach spotkań, ale choć statystki z 15 lat na parkietach NBA (6.0 ppg, 1.8 apg i 1.2 rpg) tego nie pokazują dawał swoim zespołom zdecydowanie więcej. Sto lat Steve!